Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 9–16/2011
z 14 lutego 2011 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Oddział psychiatryczny

Dziennik stażystki

Maja Sztaudynger

Każdy dzień na oddziale psychiatrycznym to odkrycie. Nowy pacjent, którego należy zbadać, z którym trzeba porozmawiać, poświęcić mu uwagę i czas. To za każdym razem niepowtarzalne historie.

Nigdy nie sądziłam, że choroba psychiczna może siać aż takie spustoszenie, bez skrupułów pozbawiając chorego własnego „ja”. Świadome procesy myślowe są bezlitośnie nokautowane przez objawy wytwórcze. Z jednej strony to przerażające, a z drugiej strony wprawia mnie w zachwyt, jak bardzo plastyczne i twórcze mamy umysły. To wszystko jest nieodgadnione i fascynujące.

Na psychiatrii wpadłam w rytm pracy, jak w sidła kłusownika, z których trudno się uwolnić. Różnica polega na tym, że nie chciałam się uwalniać, bo było mi tam dobrze. Wreszcie znalazłam oddział, na którym panowała dobra atmosfera. Czułam się komfortowo, miałam wrażenie, że jestem potrzebna.

Pierwszego dnia ordynator jasno określił, jakie mam obowiązki. To ode mnie zależało, jak rozplanuję sobie dzień, żeby ze wszystkim się uporać. Nikt mnie nie sprawdzał, nie poganiał, nie sączył pretensji. Ot, wypełniałam swoje obowiązki jak autonomiczny pracownik.

Lekarze byli życzliwi i partnersko nastawieni. W zamian za moją pomoc dzielili się wiedzą i doświadczeniem. Nie szczędzili wyjaśniających komentarzy, gdy miałam wątpliwości. Spędzałam sporo czasu z pacjentami, więc na odprawach nie zbywali moich uwag udając, że nie słyszą.

Zyskałam też sympatię niektórych pacjentów i co by nie mówić – zżyłam się z nimi. Kiedy wchodziłam do budynku, przy drzwiach z okienkiem stał już Mateusz. Odgłos przekręcanego klucza w zamku przywoływał Dawida i panią Alę. Przychodzili się przywitać i odprowadzając mnie pod drzwi gabinetu – zdawali relację z tego, co się wydarzyło na oddziale pod moją nieobecność. Dawid czekał na mnie najbardziej, wymyślał coraz to nowe dolegliwości, domagał się badania i twierdził, że tylko ja przynoszę mu ulgę w cierpieniu. Najskuteczniejszym lekiem na wszystkie jego bóle okazało się wysyłanie kolegi, by zbadał go w zastępstwie.

Byli też pacjenci, którzy sprawiali, że na oddziale nie było „nudno”. Sebastian, ilekroć mijałam go na korytarzu, usiłował chwycić mnie pod rękę, bym zatańczyła z nim krakowiaka. Ewelina już w dniu przyjęcia „rozkochała” w sobie Przemka, postanowili więc skonsumować swój związek w damskiej toalecie. Czujność pielęgniarek i interwencja w ostatnim momencie temu przeszkodziły. Pacjentka, przenoszona z oddziału na oddział w końcu obraziła się na cały świat, zwinęła w kłębek na łóżku i z przykrytą kołdrą głową spędziła tak 3 dni.

Paulinie nie zamykała się buzia. Niekończącą się opowieść przerywała co kilka zdań pytaniem powtarzanym jak mantra: „kiedy wyjdę do domu”. Po kilkunastu tygodniach pobytu w szpitalu doczekała się wreszcie powrotu do 2-letniego synka. I nagle na oddziale zapanowała cisza. Nawet ordynator na jednej z odpraw rzucił: „Strasznie tu teraz pusto bez Pauli”. Pustkę wypełniła szybko Karolina, a po niej kolejni pacjenci.

Z raportu z nocnego dyżuru wynikało, że przyjęto 31-letniego pacjenta. Na izbę przyjęć przybył eskortowany przez 4 ratowników, lekarza i policyjny patrol. Nie zapomnę chyba widoku na obchodzie tamtego dnia. Młody człowiek, unieruchomiony zabezpieczeniami mechanicznymi, wił się na łóżku, szarpał z niezwykłą siłą, spieniona ślina ściekała mu po policzku, a w oczach miał obłęd. Jego przeraźliwe spojrzenie zupełnie mnie sparaliżowało. To był widok ze scen filmów o egzorcyzmach. Ten mężczyzna zachowywał się jak człowiek, którym miota szatan. Nieludzkie dźwięki, które z siebie wydobywał, były przerażające.

Przez 3 tygodnie, mimo różnych modyfikacji leczenia, jego stan nie ulegał znaczącym zmianom. Wiedziałam, że muszę go zbadać, uzupełnić historię choroby, ale… po prostu się go bałam, a jego wzrok mnie paraliżował. Miałam z nim jechać na TK głowy.

Spacyfikowany lekami wydawał się spokojny. Mylne wrażenie… w karetce, w napadzie szału, wyszarpał mi z ucha kolczyk, i w mgnieniu oka zmiażdżył. Ostatecznie na TK pojechał z patrolem interwencyjnym firmy ochroniarskiej. Był człowiekiem zagadką. Miał krótkie okresy poprawy i te wystarczały mu, żeby w przypływie energii wyrwać okno z framugi i uciec (za pierwszym razem) albo wyrwać klamkę z okna i znów uciec (po raz drugi). Nie przeszkadzały mu kilkunastocentymetrowa warstwa śniegu i kilkunastostopniowy mróz. Wracał wkrótce przywożony przez policję i znów wił się unieruchomiony w łóżku wyjąc i krzycząc. Leki, badania, konsultacje, konsylia tygodniami nie dawały poprawy.

Weszłam na oddział po kilkudniowym urlopie, a on – spaceruje po korytarzu. SZOK! Tego dnia zaprosiłam go na rozmowę, żeby uzupełnić zaległe dokumenty. Zdumiał mnie, oniemiałam. Logiczny, kulturalny, wykształcony mężczyzna, dobry syn, brat i mąż, a przede wszystkim ojciec bezgranicznie kochający jedyną córkę. Był błyskotliwie inteligentny, nie mogłam uwierzyć, że to ten sam człowiek…

Podczas badania fizykalnego udało mi się wyłapać pewne nieprawidłowości. Po konsultacji z lekarzem prowadzącym zleciłam badania dodatkowe. Przypadkowe znalezisko w brzuchu okazało się czymś, czego nikt się nie spodziewał. Dwa dni później weszłam na oddział i w grupie oczekujących na mnie był i on. Poprosił, żebym poświęciła mu chwilę czasu.

„Czekałem na panią od 3:30, nie mogłem spać. Miałem wczoraj robione badania, lekarz nie chciał mi powiedzieć, o co chodzi. Dzieje się coś złego, prawda?”

I nagle poczułam ciężar odpowiedzialności. Było to dla mnie chyba jedno z najtrudniejszych pytań, jakie usłyszałam podczas pobytu na tym oddziale. Obiecałam mu rozmowę w obecności lekarza prowadzącego. Ruszyłam w stronę gabinetu. Chwycił mnie za rękę. Odwróciłam się, patrząc mi prosto w oczy powiedział:

„Pani doktor, ja nie mogę umrzeć. Mam dla kogo żyć.”

Zabrakło mi słów. Odeszłam. A może uciekłam?

Gdy zaczynałam staż na psychiatrii niepojęte dla mnie było, po co mam spędzić tam aż 4 tygodnie. Teraz wiem, dlaczego. Było warto, chociażby dla tego jednego pacjenta, który tyle mnie nauczył. Zobaczyłam, jak pacjenci wchodzą w remisje, jak w częściowo niepojęty sposób działają leki przywracające ludziom szansę na w miarę normalne funkcjonowanie. W miarę upływu czasu zaczęłam zauważać, jak w niektórych chorych na nowo wstępuje chęć do życia i działania. Odkryłam, jak wiele można wyczytać ze spojrzenia pacjenta, mimiki, tonu głosu.

Bardzo mi żal, że te 4 tygodnie minęły tak szybko, za szybko. Gdybym tylko mogła, zostałabym tam na kolejne 4 albo i 8. Sporo się nauczyłam. Nabyłam przynajmniej częściowo umiejętności radzenia sobie z ludźmi chorymi psychicznie. Z tymi, którzy płaczą bez opamiętania bądź śmieją się jak szaleni. Wiem już, jak należy rozmawiać, by móc potem wyciągnąć pożądane wnioski. Nauczyłam się reagować, gdy pacjent jest agresywny, wulgarny, obrażony na cały świat albo gdy po prostu mówi: „pier**lę, idę do domu”. Zaczęłam nie tylko słuchać, ale i słyszeć, co do mnie mówią, o co proszą, czego najbardziej potrzebują. I co chyba najważniejsze, a co zajęło mi sporo czasu, odkryłam, że większość tych ludzi, mimo iż sprawia wrażenie zupełnie nieświadomych, co się wokół dzieje, jednak przyjmuje do wiadomości opinie lekarza, dlatego nie należy ich zbywać i na ile to możliwe – starać się z nimi komunikować, jakby byli zdrowi.

Pacjenci wiedzieli, że mój staż na psychiatrii dobiega końca. Na pożegnanie dostałam laurkę. Ot, kartka papieru, trochę pomięta i naddarta, z dużym słońcem w górnym rogu. „Jak Pani już od nas pójdzie, niech Pani o nas myśli, że my tu zostaliśmy i że też chcemy już stąd iść. Z życzeniami szczęścia: Monika, Asia, Ania, Dawid, Mateusz, Radek”. Wzruszyłam się. Gdybym mogła, powiedziałabym, że będę za nimi tęsknić. Ale nie powiedziałam, bo to nieprofesjonalne. Dla zachowania prawidłowych relacji lekarz–pacjent potrzebny jest dystans. Dobrze, zachowam dystans, laurkę schowam do teczki, a… i tak będę ich ciepło wspominać.

Kolejnym etapem stażowym jest neonatologia. Od kilku dni czuję się, jakby mnie ktoś teleportował w inny wymiar, i to ze względu na wielkość pacjentów. Na intensywnej terapii najczęściej słyszę: nie dotykaj, nie ruszaj, nie nachylaj się, nie oddychaj. Dobrze, dobrze, rozumiem. Skoro przyglądaniem się miałabym zaszkodzić zdrowiu i życiu tych prawie mikroskopijnych istot, to mogę pohamować ciekawość i na obchodzie zostawać w drzwiach, by nie wywoływać niepotrzebnego ruchu powietrza.

Tylko jedno mnie zastanawia, czy ktoś, kto układał program stażu, robił to z rozmysłem? Bo jeśli moja obecność tu jest aż tak inwazyjna i szkodliwa dla malutkich skrzatów, to po co mam przez 2 tygodnie stać w tych drzwiach? No, może przesadziłam; podczas badania „noworodków fizjologicznych” wolno mi zająć miejsce blisko łóżeczka i nawet czytać doktorowi z kartki, z którego porodu jest dziecko i z której ciąży :) Tak czy inaczej, ani wiedzy, ani umiejętności mi tu nie przybywa.

Średnia wieku lekarzy oscyluje około 50-tki. W klaustrofobicznym gabinecie lekarskim kipi od przerostu formy nad treścią, egzaltacji, ekwilibrystyki językowej. Każde zdanie jest wzbogacane jakimś wyszukanym słowem, co skłania mnie do refleksji, czy w ramach stażu z neonatologii nie powinnam zaopatrzyć się w słownik języka polskiego/wyrazów obcych/wyrazów dziwnie brzmiących. Gdy nie rozmawia się o kwestiach zawodowych, dominuje przechwalanie się, w jakiej dzielnicy ma się wybudowany dom (dowiedziałam się, że wyróżniamy dzielnice: pracownicze, ordynatorskie i dyrektorskie), kto ma większą działkę i jakie egzotyczne, trudne w uprawie drzewa i krzewy ją porastają.

Zazwyczaj około południa dostaję polecenie opuszczenia gabinetu na pół godziny („bo będziemy konferować na tematy dotyczące oddziału, a pani nie dotyczące”). Mogę wtedy zjeść na korytarzu pod drzwiami śniadanie, a potem czekać na przyzwolenie, by wejść z powrotem.

Czuję się tam, jak dyplomowany intruz! Odliczam dni i godziny do końca! Na szczęście, to tylko 2 tygodnie. Ale denerwuje mnie tak bezproduktywne, bezsensowne marnowanie czasu. Zwłaszcza teraz, gdy zegar tyka dwa razy szybciej, a LEP zbliża się coraz większymi krokami…

Maja Sztaudynger – lekarz stażysta




Najpopularniejsze artykuły

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

W jakich specjalizacjach brakuje lekarzy? Do jakiego lekarza najtrudniej się dostać?

Problem z dostaniem się do lekarza to dla pacjentów codzienność. Największe kolejki notuje się do specjalistów przyjmujących w ramach podstawowej opieki zdrowotnej, ale w wielu województwach również na prywatne wizyty trzeba czekać kilka tygodni. Sprawdź, jakich specjalizacji poszukują pracodawcy!

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Aborcja: Czego jeszcze brakuje, by lekarze przestali się bać?

Lekarze nie powinni się bać, że za wykonanie aborcji może grozić im odpowiedzialność karna, a pacjentkom trzeba zapewnić realny dostęp do świadczeń. Wytyczne ministra zdrowia oraz Prokuratora Generalnego to krok w dobrym kierunku, ale nadal potrzebna jest przede wszystkim regulacja rangi ustawowej – głosi przyjęte na początku września stanowisko Naczelnej Rady Lekarskiej.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Leki przeciwpsychotyczne – ryzyko dla pacjentów z demencją

Obecne zastrzeżenia dotyczące leczenia behawioralnych i psychologicznych objawów demencji za pomocą leków przeciwpsychotycznych opierają się na dowodach zwiększonego ryzyka udaru mózgu i zgonu. Dowody dotyczące innych niekorzystnych skutków są mniej jednoznaczne lub bardziej ograniczone wśród osób z demencją. Pomimo obaw dotyczących bezpieczeństwa, leki przeciwpsychotyczne są nadal często przepisywane w celu leczenia behawioralnych i psychologicznych objawów demencji.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Lecytyna sojowa – wszechstronne właściwości i zastosowanie w zdrowiu

Lecytyna sojowa to substancja o szerokim spektrum działania, która od lat znajduje zastosowanie zarówno w medycynie, jak i przemyśle spożywczym. Ten niezwykły związek należący do grupy fosfolipidów pełni kluczową rolę w funkcjonowaniu organizmu, będąc podstawowym budulcem błon komórkowych.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Wczesny hormonozależny rak piersi – szanse rosną

Wczesny hormonozależny rak piersi u ponad 30% pacjentów daje wznowę nawet po bardzo wielu latach. Na szczęście w kwietniu 2022 roku pojawiły się nowe leki, a więc i nowe możliwości leczenia tego typu nowotworu. Leki te ograniczają ryzyko nawrotu choroby.




bot