SZ nr 1–8/2015
z 15 stycznia 2015 r.
Epidemie: realne zagrożenie
Aleksandra Kurowska
Jakie wyzwania epidemiologiczne stoją obecnie przed nami? Z jakimi chorobami zakaźnymi mamy szansę sobie poradzić, a jakie mogą stać się wkrótce większym zagrożeniem? Na Kongresie Zdrowia Publicznego nie mogło zabraknąć tego aktualnego tematu. Debata „System Ochrony Zdrowia – wyzwania epidemiologiczne” wzbudziła wiele emocji.
Trudno się dziwić. Z jednej strony mamy względne poczucie bezpieczeństwa, z drugiej – poważne zagrożenia. Nowoczesne, lecz kosztowne technologie, ale też bieżące potrzeby finansowe systemu ochrony zdrowia, z których nie sposób zrezygnować. A przepływ ludzi oraz informacji (nie zawsze prawdziwych) może zdziałać tyle dobrego, co i złego.
Co nam zagraża?
Kiedy się mówi o zagrożeniach epidemiologicznych, to większość osób myśli przede wszystkim o tzw. wielkich mordercach, czyli „big killers” (choroby układu krążenia, nowotwory, wypadki, zatrucia, urazy) oraz „big cripplers” (choroby psychiczne, przewlekłe nieswoiste choroby układu oddechowego, choroby reumatyczne) oraz cukrzyca. Krótko mówiąc – choroby niezakaźne, w dużej mierze zależne od stylu życia.
Choroby zakaźne kojarzą się za to głównie z XIX oraz z początkiem XX wieku. Mimo epidemii HIV i eboli, które mogą nam wydawać się odległe z powodów geograficznych czy stylu życia.
– Choroby zakaźne w ostatnich latach zaczęły znikać nam z pola widzenia, ale powracają m.in. przez efekty działań ruchów antyszczepionkowych. Mimo to odnotowywana w Polsce wyszczepialność powyżej 95 proc. należy do najwyższych w Europie – mówił prof. Mirosław Wysocki, konsultant ds. zdrowia publicznego oraz dyrektor NIZP–PZH. Niestety, jednak i wśród samych lekarzy jest wiele wątpliwości, co do tego, czy szczepić pacjentów i siebie – począwszy od medyków z POZ po tych, którzy zdecydowali się na karierę polityczną, co opisywaliśmy już wcześniej w „Służbie Zdrowia”.
Ebola – nie w Polsce. Ale HCV…
W 2014 r. media i opinia publiczna ekscytowały się ebolą. Przypomniała nam ona, co oznacza epidemia. Prof. Wysocki podczas Kongresu przywołał fakt, że nie jest to choroba nowa. – W 1976 r. odnotowaliśmy pierwszą epidemię gorączki krwotocznej ebola, teraz mamy już 25. lub 26. jej epidemię. Jednak tym razem, w odróżnieniu od poprzednich, pojawiła się ona nie w izolowanych obszarach wiejskich, lecz w slumsach miast. Stąd tak potężny wybuch epidemii, który nam zagrażał i zagraża – mówił szef NIZP-PZH.
Drugą grupą zagrażających nam chorób zakaźnych są te, które już dobrze znamy, ale nie mamy na nie szczepień, jak wirusowe zapalenie wątroby typu C czy AIDS. – W jakimś stopniu je kontrolujemy, ale nie na tyle, aby je wyeliminować – mówił prof. Wysocki.
– Oceniamy, że w Polsce HCV zakażonych jest aktywnie 200 tys. osób. Na świecie 180–200 mln osób. Większość jest nieświadoma zakażenia, bo momencie, gdy do niego dochodzi oraz w kolejnych nawet kilkudziesięciu latach, choroba przebiega bez objawów – mówił prof. Waldemar Halota, przewodniczący Polskiej Grupy Ekspertów HCV. Pacjent zgłasza się zwykle do lekarza dopiero przy objawach zapalenia wątroby, a wtedy farmakoterapia ma niewielkie szanse na sukces, często potrzebny jest przeszczep. Do zakażeń HCV nadal najczęściej dochodzi w placówkach ochrony zdrowia, ale też w pomijanych często salonach tatuażu czy gabinetach kosmetycznych. Problemowi temu jednak można w znacznej mierze zaradzić, z jednej strony przez edukację, z drugiej, dzięki nowoczesnej farmakoterapii.
– Nowoczesne leki, które już są na rynku, umożliwiłyby nam wyeradykowanie HCV, mimo że nadal nie mamy szczepionki. Gdyby w Polsce 15 tys. osób rocznie wśród obecnie zakażonych było leczonych najnowocześniejszymi lekami, to do 2030 r. nie byłoby prawie pacjentów z HCV – mówił prof. Halota. Hanna Zalewska, dyrektor Departamentu Statystyki ZUS poinformowała, że w 2012 r. koszty WZW B i C dla Zakładu wyniosły prawie 60 mln zł. W ciągu roku odnotowano w sumie ponad 200 tys. dni absencji chorobowej, a ponad 130 osób miało po raz pierwszy odnotowaną niezdolność do pracy z powodu tych schorzeń. Jak sama przyznała, te statystyki i koszty to tylko wierzchołek góry lodowej.
W przypadku WZW B bardzo wiele udało się osiągnąć dzięki szczepieniom. Mówił o tym m.in. wiceminister Igor Radziewicz-Winnicki, który pracując jako pediatra kiedyś często badał dzieci z WZW B. Teraz takie przypadki to rzadkość. Za to, jak zwracał uwagę prof. Piotr Małkowski, dziekan Wydziału Nauki o Zdrowiu WUM, nie wśród dorosłych. – Wiele osób z WZW B nie wie, że są chore. A w zapaleniu typu C liczba chorych, niestety stale rośnie. Jeżeli ich skutecznie nie leczymy to osoby z WZW B i C za 10 lat będą mieć niewydolność wątroby, choroby przełyku, wyższą zapadalność na nowotwory i będą generować znaczne koszty dla systemu opieki zdrowotnej – mówił dziekan. Stosowanie nowych leków – jak stwierdził – „zwraca się” finansowo, ponieważ o 60–70 proc. spada ryzyko raka wątroby, spada też ryzyko marskości i innych chorób.
– Liczymy wszyscy, że tak jak w WZW B udało nam się osiągnąć znaczne sukcesy, tak samo będzie z WZW C. Tymczasem prowadzimy szereg działań, np. uświadamianie lekarzy, także POZ, w zakresie wczesnego wykrywania, przeciwdziałania zakażeniom i epidemii – tłumaczył wiceminister.
MZ i NFZ: chcemy płacić za efekt
Temat pieniędzy powrócił w kontekście realnej oceny skutków działania leków, ale i eboli. Przedstawiciele MZ i NFZ podkreślali, że chętnie zapłacą więcej, ale za… efekty. Wiceminister twierdził, że jego propozycje, że zapłaci za leczenie, np. za okres przeżycia wyższy niż przy tradycyjnych lekach, były odrzucane przez firmy. Także NFZ chętnie zapłaciłoby lepiej za wymiernie skuteczne procedury, choć przyznaje, że narzędzi do monitorowania jakości zbyt wielu nie ma.
Badania przesiewowe to podstawa
Prof. Anna Boroń-Kaczmarska z ŚUM w Katowicach podkreślała, że w obecnych czasach dominują wśród chorób zakaźnych te przewlekłe. Poza zapaleniem wątroby typu B i C wymieniła m.in. HPV, HIV oraz boreliozę. – Ze względu na późną lub wręcz bardzo późną diagnostykę mamy do czynienia z szerzeniem się zakażeń, także między matką a dzieckiem, oraz z rozwojem ciężkich chorób, także o profilu nowotworowym – mówiła profesor. Przypomniała, że wirusy są odpowiedzialne m.in. za część przypadków chłoniaka, białaczki, raka szyjki macicy. – Dlatego ważne są działania profilaktyczne, prawie populacyjne badania, oraz tam gdzie jest to możliwe – szczepienia – dodała.
Z kolei Izabela Kucharska, dyrektor Departamentu Zapobiegania oraz Zwalczania Zakażeń i Chorób Zakaźnych u Ludzi w GIF przypominała, że bardzo ważną rolę, a wręcz obowiązek, lekarze mają też w zgłaszaniu podejrzeń i przypadków chorób zakaźnych.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?