Walka polityczna w Polsce staje się ostatnio coraz bardziej brutalna. Nie ma już żadnych zasad, świętości, autorytetów. Zacierają się granice między dobrem a złem, cnotą a występkiem, prawdą a kłamstwem, dobroczynnością a chciwością, uczciwością a korupcją. Właściwe służby ciężko pracują, aby winnych wybielić, a niewinnych oczernić. Z typowo wojskową determinacją – prawdziwego lub wyimaginowanego wroga niszczy się do imentu, a gdy pozostaną tylko gruzy, wtedy cywile będą musieli mozolnie odbudowywać to, co zniszczono w czasie tej wojny.
Pracując przez lata w strukturach organizacyjnych służby zdrowia wielokrotnie stykałem się z przejawami ludzkiej dobroczynności, z akcjami charytatywnymi, z działalnością pro publico bono. Nikt nie miał wątpliwości, gdy ordynatorowi oddziału – po wielu miesiącach starań – udało się zebrać sporą ilość pieniędzy od darczyńców z przeznaczeniem na remont oddziału. Ordynator taki był przez wszystkich wychwalany jako znakomity menedżer, a sponsorzy otrzymywali należne im wyrazy uznania. Świetny był również dyrektor szpitala, któremu udało się pozyskać sponsorów na zakup np. aparatu usg. Do akcji wspomagania służby zdrowia pieniędzmi darczyńców włączyła się również żona Prezydenta Rzeczypospolitej, otrzymując za to liczne wyrazy wdzięczności i należny szacunek. Ale okazuje się, że sprawa nie jest tak oczywista, jak by się wydawało. Otóż to, czy coś jest dobre, czy złe, zależy nie tylko od tego, co się robi, ale kto to robi.
Sądząc naiwnie, że dobrze jest robić dobrze, usiłowałem robić coś pożytecznego. Kocham mój kraj, kocham moją małą ojczyznę – Górny Śląsk. Ubolewam nad tym, jak niszczeje nasze dziedzictwo kulturowe, i to zarówno materialne, jak i duchowe. Od lat najbardziej porusza mnie los niszczejących zabytków. Na punkcie zabytków mam, niestety, lekkiego "świra" i nic na to nie poradzę.
Z roku na rok z list zabytków znikają kolejne obiekty. W zakresie ich ochrony wciąż brakuje wyraźnej polityki państwa. Nie wystarczają wszak ustawy i rozporządzenia, potrzebne są też pieniądze, a tych ciągle brakuje. To dlatego postanowiłem założyć fundację, której celem jest ochrona zabytków, a konkretnie – próba uratowania od totalnego zniszczenia ruin zamku w Chudowie.
Fundacja próbuje nie tylko odrestaurować zamek. Prowadzi także szeroką działalność społeczną. Od lat organizujemy w lecie obozy młodzieżowe, na których młodzi ludzie pomagają nam sprzątać ten bardzo kiedyś zaśmiecony teren. Organizujemy imprezy kulturalne: koncerty rockowe, promenadowe, muzyki dawnej. Wielką popularnością cieszą się także jarmarki średniowieczne, na których, poza walkami rycerskimi, prezentujemy publiczności stare rzemiosła, dawną muzykę, gry i zabawy plebejskie. Prowadzimy na zamku badania archeologiczne, które pozwoliły odkryć nieznane dotąd elementy historii obiektu. Z pieczołowicie zebranych i sklejonych fragmentów powstała jedna z największych w Polsce kolekcji renesansowych kafli piecowych. Prowadziliśmy też szeroko zakrojone poszukiwania w archiwach, które pozwoliły odkryć szereg nieznanych dotąd dokumentów.
W ubiegłym roku otworzyliśmy lokalne muzeum, które w soboty i niedziele udostępniają turystom pracujący społecznie młodzi archeolodzy.
Wydaliśmy też kilka książek, w tym "Herbarz szlachty śląskiej" autorstwa Romana Sękowskiego. To pomyślane na 10 tomów monumentalne dzieło o charakterze encyklopedycznym ma duże znaczenie dla badaczy historii Śląska. W Polsce nikt takiego herbarza nie wydał.
Dla okolicznych szkół prowadzimy lekcje muzealne. Rozpoczęliśmy też akcję lekcji muzealnych dla domów dziecka. Uporządkowany park przy zamku codziennie służy gościom z bliska i daleka. Niedawno szerokim echem odbiły się w lokalnych mediach organizowane na zamku XIII Mistrzostwa Polski w Strzelaniu z Kuszy Historycznej. Fundacja objęła opieką także inne zrujnowane lub zaniedbane obiekty. Wszędzie staramy się zahamować proces destrukcji i - w miarę możliwości – coś poprawić.
To, co przedstawiłem, to tylko część naszej aktywności, którą realizujemy za pieniądze darczyńców. Osobiście kieruję fundacją od 8 lat, nieodpłatnie, wspierając ją dodatkowo rokrocznie własnymi pieniędzmi. Wydawało mi się, że realizując zadania powszechnie uznawane za pożyteczne, nie muszę się obawiać o społeczny odbiór tej aktywności. Ale, jak widać, tak mi się tylko wydawało. To, czy działalność społeczna jest akceptowana czy krytykowana – zależy bowiem od tego, kto tę działalność uprawia. Jeśli angażuje się w nią np. były dyrektor Śląskiej Regionalnej Kasy Chorych, to z pewnością jest to naganne.
Poddano ostatnio w wątpliwość, czy właściwie dobieraliśmy sponsorów naszej działalności. Przedstawiając częściowo nieprawdziwe fakty, wmieszano mnie w ciąg głośnych afer z "całkiem innej bajki". Każdy, kto kiedykolwiek próbował pozyskiwać środki na jakiś społeczny cel, wie, że nie jest to zadanie łatwe. Sponsorzy nie stoją na ulicy i nie ogłaszają wszem i wobec, że chcieliby przekazać datki. Sponsora trzeba wyszukać i przekonać, że warto, aby przeznaczył swoje pieniądze na czyjąś działalność. Trzeba też być dla niego wiarygodnym.
Do wspomagania kierowanej przez siebie fundacji poszukiwałem darczyńców w świecie, w którym się poruszam. A gdzie niby miałem to robić? Tak dzieje się zresztą zawsze i wszędzie. Ważne, że wszystkie pozyskane pieniądze przeznaczaliśmy na cele, dla których istnieje fundacja. Z pewnością, mogą w takim przypadku jak mój powstawać wątpliwości natury etycznej. Być może, dobrze byłoby jakoś uregulować problem angażowania się osób publicznych w działalność sponsorską. Tylko – na Boga – nie wylewajmy dziecka z kąpielą! Jeśli zakażemy osobom publicznym angażowania się w pozyskiwanie środków na cele społeczne, to będzie najprostsza droga do zduszenia całej aktywności w tym obszarze.
Lubię podejmować wyzwania. Zostawiłem po sobie sprawnie funkcjonującą kasę chorych, w dobrej kondycji finansowej. Zostawiłem po sobie jeden z najlepszych w Europie systemów informatycznych w służbie zdrowia. Pragnę pozostawić po sobie także uratowane zabytki i wydane książki.
Inni – pozostawiają po sobie tylko ruiny, np. systemu ochrony zdrowia. Ja wolę odbudowywać i ratować, co można. I nadal będę robił to, co uważam za dobre. Oraz tępił głupotę i szkodnictwo. Pewnie teraz będzie trudniej – ale wierzę, że wytrwam.
Być może, będąc w środku zdarzeń, niewłaściwie ocenia się samego siebie. Będę wdzięczny za Państwa opinie na temat przedstawionych powyżej spraw.