Łączenie domów spokojnej starości z przedszkolami i żłobkami przynosi
wiele korzyści wychowankom jednych i drugich. Także korzyści zdrowotnych. Aż dziw, iż ta idea nadal nie jest standardem na świecie.
W lutym media społecznościowe obiegła informacja o rewelacyjnych wynikach łączenia domów starców z domami dziecka w Kanadzie. Starsi ludzie mieli odnaleźć w osieroconych dzieciach swoje wnuki. Jedna i druga strona miały czerpać niesamowicie z tej nowej więzi. „Rezultaty przeszły wszelkie oczekiwania” pisali twórcy info na stronie Świadoma Kreacja Pozytywnych Wydarzeń na Facebooku.
Internauci oszaleli na punkcie tego postu – miał 36 tys. lajków i prawie 41 tys. podań. Także niektóre media pisały o tym prostym, acz rewolucyjnym rozwiązaniu. Informacja okazała się jednak… nieprawdziwa – zbadał to portal fact-checkingowy Konkret24.
Ale całe snopy prawdy można w tym materiale odnaleźć. Bo chociaż z istotnymi różnicami, to podobne projekty działają na świecie. A nawet w Polsce.
Dziadki
„To jest miejsce, w którym historia i doświadczenie spotyka się z młodością i entuzjazmem” czytamy na stronach WWW Domu Dziecka Nr 9 w Łodzi. Ta placówka funkcjonuje jako Międzypokoleniowy Dom Bednarska. Od 14 lat, w ciągu dnia, na parterze domu gromadzi się kilkunastu seniorów w ramach Domu Dziennego Pobytu. Co piątek razem z wychowankami domu dziecka (24 osoby, 8–18 lat) wspólnie się bawią. Przygotowują placówkę do świąt, tworzą dekoracje, kukiełki, układają wierszyki. Młodzi tworzą artystyczne przedstawienia, np. na Dzień Babci i Dzień Dziadka. Razem wyjeżdżają na wycieczki, pikniki, grillują w ogrodzie placówki. W lutym mieli wspólne zajęcia z relaksacji, masażu, indyjskiej sztuki picia herbatki i tańca. – Ostatnio mieliśmy międzypokoleniowe ostatki – informuje Ewa Świętosławska, dyrektorka, która w tej placówce działa od 30 lat. Jest ruch, energia, ale też konieczność dostosowywania się do innych. Gdy dzieci mają ochotę, to schodzą na parter do „dziadków” – tak ich nazywają. Kiedy widzą, że emeryci mają potrzebę ciszy, „zmywają się” do siebie, na piętro. W ośrodku panuje domowy klimat. – To jest ważne – podkreśla pani dyrektor.
Czy są jakieś bonusy takiego łączenia pokoleń? – Jedna z pensjonariuszek ostatnio się pogubiła. Wychowanka, 17 lat, odprowadziła starszą panią do domu – pani dyrektor podaje przykład tego, jak dzieci troszczą o dziadków. Ponad 90-letniego seniora, który przed wojną był ogrodnikiem w historycznym pałacu Herbsta w Łodzi, dzieci regularnie odprowadzały do jego domu. Staruszkom młodzi ustępują miejsca, pomagają w zaniesieniu toreb, walizek, kłaniają się im. Odwiedzają ich w szpitalach, a ci odwdzięczają się, chodząc na zakończenia roku. Gdy któryś z seniorów umiera, wychowankowie czasami idą na jego/jej pogrzeb. – To wszystko je uwrażliwia – nie ma wątpliwości Świętosławska.
1/3 wychowanków ma też kontakt ze swoimi biologicznymi dziadkami, ale to z reguły 40–50-latkowie, a w ośrodku mają styczność z 70–80-latkami. Ta różnorodność ich ubogaca. Seniorzy w tych kontaktach ładują swoje baterie pozytywnej energii. Najmłodsi wzbudzają w nich duże emocje. – Jedna z pensjonariuszek powiedziała mi, że potrzebuje takich kontaktów od czasu, gdy jej wnuczki wydoroślały – dodaje Świętosławska.
Grupa ewoluowała na przestrzeni lat. Wcześniej, gdy w placówce przebywały dużo młodsze dzieci, relacje były bliższe. Zdarzały się tak silne, jak przy więzach krwi. Teraz już takich nie ma, bo w ośrodku brak przedszkolnych szkrabów.
Według Świętosławskiej, w Polsce nie ma podobnego ośrodka (także nie znajdujemy), a powinny takie powstawać. Bo to „bardzo słuszna idea”. – Pomaga w funkcjonowaniu jednych i drugich, w patrzeniu na drugiego człowieka, jego ułomności i odmienności – uważa pani Ewa.
Żyć, by nie umrzeć
Pomysł międzypokoleniowego domu Łódź skopiowała z zaprzyjaźnionego miasta Stuttgart. Tam ta idea jest bardzo rozwinięta, przy czym formuła nieco inna – do domu starców przychodzą przedszkolne dzieci. Takie ośrodki działają w... wielu krajach świata.
Międzypokoleniowe domy bardzo popularne są w... Japonii. To nie powinno dziwić – Japończycy to najstarszy naród na świecie, a seniorzy stanowią już prawie 30 proc. społeczeństwa. Międzypokoleniowa opieka narodziła się tutaj w 1976 r. w Tokio. Za płotem prowadzonego od kilkunastu lat domu starców Shimada Masaharu uruchomił żłobek. Dzieci odwiedzały staruszków w ramach urozmaicania czasu. Efekty tych kontaktów były tak pozytywne, że 11 lat później Masaharu połączył te dwa ośrodki. W 1998 r. w Japonii działało już 16 takich placówek. Pomysł przeniesiono do USA, potem do Wlk. Brytanii, Europy Zachodniej i innych krajów ze starzejącymi się społeczeństwami.
Najwięcej takich placówek chyba działa w liczących 350 milionów mieszkańców Stanach Zjednoczonych. Według portalu specjalizującego się w statystykach dla firm, LeaderStat – w USA prowadzonych jest prawie 170 międzygeneracyjnych programów, w których spotykają się kilkuletnie szkraby i 80–90-latkowie. Poprzez spotkanie z tymi na drugim biegunie życia, najmłodsi uczą się, a najstarsi zyskują poczucie bycia potrzebnym i radość.
Dom opieki Providence Mount St. Vincent w Seattle jest ogromny – mieści aż 400 osób w podeszłym wieku, które wymagają jakiejś opieki. Średnia wieku tych pensjonariuszy to aż... 92 lata. Przez 5 dni w tygodniu, piętro jednego z budynków zajmuje 125 dzieci w wieku 0–5 lat z Mount’s Intergenerational Learning Center (ILC). Korytarze wypełnia więc tupot malutkich stóp, krzyki i szczebiot latorośli. Dzieciaki schodzą do „dziadków” na parterze codziennie. Niemowlaki i raczkujące bobasy – na 20 minut, a przedszkolaki na godzinę. Według magazynu „The Atlantic”, którego reporterzy odwiedzali placówkę, te kontakty niwelują dwa główne problemy domów starców – nudę i poczucie samotności. – Chcieliśmy stworzyć wibrującą społeczność, aby było to miejsce do życia, a nie do umierania – tłumaczyła magazynowi Charlene Boyd, zarządzająca centrum.
Na powierzchni
W najstarszej takiej placówce w Wlk. Brytanii – Apples & Honey Nightingale w Londynie – maluchy ze żłobka wspólnie z seniorami śpiewają, malują i szyją... – Od 20 lat dzieci odwiedzają dziadków. (...) Wszyscy na tym zyskują – przekonuje Judith Ish-Horowicz, założycielka ośrodka.
Opowiada, że wielu jej rezydentów nigdy nie miała dzieci, dlatego kontakt z maluszkami jest niezwykle cenny – traktują je jak adoptowane wnuki. Poziom intelektualny seniorów z demencją lub alzheimerem jest podobny do dzieciaczków – to zbliża. Staruszkowie zazwyczaj nie potrafią się poruszać o własnych siłach, ale w otoczeniu szkrabów im to nie przeszkadza. Wtedy znowu czują się częścią żyjącego świata. – Dzieci dają im powód do życia – tłumaczy Judith. Maluchy często nie mają w pobliżu swoich prawdziwych dziadków – widują ich od wielkiego dzwonu, na święta, więc ten codzienny kontakt z seniorami te braki im rekompensuje.
Według Judith, dzięki kontaktom z seniorami, dzieciaki szybciej dojrzewają i są bardziej odpowiedzialne, bo już w ośrodku pomagają dziadkom. Wreszcie też czują się docenione – emeryci mają czas ich wysłuchać. Jedna z pensjonariuszek tego ośrodka o kontaktach z berbeciami tak mówi: – To jak urodzić się na nowo.
Podobnych ośrodków na świecie znaleźliśmy dziesiątki, ale można je liczyć w setkach. Ale taki, jak opisywany w fejkowym poście na FB – dom starców + dom dziecka – znaleźliśmy tylko jeden – w Indonezji. Sierociniec Mama Sayang jest oddalony 2 godz. jazdy od Dżakarty. Obecnie opiekuje się aż 130 dzieci bez rodziców, zapewniając im nie tylko dach nad głową, wychowanie, ale także... własną szkołę i małą przychodnię. Właśnie niedawno Mike i Jev Hilliardowie – założyciele sierocińca – uruchomili dom starców. Na razie ma on jedynie dwóch pensjonariuszy – 84-latek jest ślepy, a 69-latek po polio jeździ na wózku. – Wiele dzieci chce pomagać w opiece nad nimi – piszą Mike i Jev. Pod okiem pielęgniarki młodzież uczy się, jak troszczyć się o starsze osoby. Seniorom z kolei otoczenie dzieci znacząco podnosi morale. Jev Hilliard na stronach WWW: – Oni to kochają, dzięki temu ciągle się uśmiechają. To utrzymuje ich na powierzchni.
Powerbank w pieluszkach
Wiele badań naukowych potwierdza te spostrzeżenia założycieli, dyrektorów czy rezydentów takich ośrodków. W 2013 r. BMC Geriatrics z Japonii opublikował badania z których wynika, że starsi ludzie dzięki międzygeneracyjnej opiece, nie tyko angażowali się bardziej w opiekę nad maluchami, ale także w relacje między sobą – więcej rozmawiali. Częściej też się uśmiechali niż seniorzy bez częstego kontaktu z brzdącami. Starsi mają poczucie bycia znowu przydatnymi, produktywnymi – ich czas i energia mogą się na coś przydać. Wzrasta poziom satysfakcji – swoją wiedzą mogą dzielić się z innymi.
Wielu seniorów jest przekonanych, że dzięki kontaktom z maluchami stają się zdrowsi i bardziej aktywni. Badania to potwierdzają. Obniża się im ciśnienie krwi i spada ryzyko zachorowania, a nawet śmierci. Naukowcy dodają, że staruszkowie także spożywają zdrowsze jedzenie i ograniczają lub rzucają palenie. Dla dobra dzieci i siebie.
Chyba najistotniejsze jest jednak zmniejszanie poczucia społecznej izolacji – aż 43 proc. emerytów odczuwa to, co oznacza często depresję i samotność oraz mentalną i psychiczną zapaść. A nawet śmierć. Kontakt z dziećmi wyciąga seniora z tego bagna.
Naukowcy z projektu Międzypokoleniowa Opieka (www.intergenerationalcare.org) prowadzonego na australijskim Uniwersytecie Griffitha w Gold Coast, dodają, że takie doświadczenia z małymi bąblami wzmacniają wolę życia u starszych osób.
Pozytywnych efektów u dzieci jest także cała paleta. Jeśli często kontaktowały się z seniorami, to w późniejszym wieku rzadziej postrzegają siebie jako osoby niekompetentne. Rozwinęły u siebie szacunek i empatię do starszych. Z doświadczeń ILC wynika, że dzieciaki, często przebywające ze staruszkami, czują się bardziej komfortowo w obecności osób niepełnosprawnych – większość latorośli tak nie potrafi. Australijczycy z Uniwersytetu Griffitha dodają, że u dzieci następuje poprawa prospołecznych zachowań: są bardziej chętne dzielić się z innymi, pomagać czy współpracować. Częsty kontakt z seniorami we wczesnym dzieciństwie obniża też prawdopodobieństwo przestępczości w wieku młodzieńczym.
Z badań w międzypokoleniowym ośrodku Friendship Center w New Jersey, trwających od 15 lat, wynika, że takie relacje między najmłodszymi i najstarszymi wpływają także na tych...w średnim wieku. Rodziców. Stają się bardziej świadomi tego, jak żyją społeczności emerytów – bardzo popularne w USA – i już nie przypinają im łatki „domów opieki pielęgniarskiej”. Zauważają, jak ich dzieci, gdy dorosną, łatwo kontaktują się z ich rodzicami i dziadkami. To poprawia relacje w rodzinach na co dzień.
Wyników badań będzie przybywać – to ciągle relatywnie młoda tematyka w nauce. Australijczycy z Gold Coast badają efektywność dwóch modeli. W pierwszym domy opieki dla seniorów i przedszkola / żłobki działają w jednym kompleksie – dochodzi do częstych spotkań między pokoleniami. W drugim z badanych modeli, dzieci przyjeżdżają dwa razy w tygodniu w odwiedziny do seniorów na 1–2 godz. albo na odwrót. Za rok powinny być jakieś wyniki – projekt się kończy.
W Europie działa TOY – Together Old & Young – program wspierający tworzenie ośrodków łączących aktywność seniorów z nauką malutkich dzieci. Wcześniejsze TOY Projects (2012-14) przeprowadzono w Irlandii, Włoszech, Słowenii, Hiszpanii, Holandii, Portugalii oraz… Polsce. Dzieci w wieku 0–8 lat uczyły się dzięki wsparciu emerytów. W Janisławicach starszyzna wioski uczyła maluchy malowania pisanek czy pieczenia ciast. W czterech innych wioskach (Pukinin, Konopnica, Boguszyce i Stara Wojska) seniorki pokazywały dzieciom, jak wyszywać, tworzyć lalki, ubrania, papierowe ozdoby. Tradycja łączy pokolenia.
Big Brother w domu starców
O domach starców, w których grasują na co dzień czeredy maluchów, reportaże robiły już CNN, BBC, a brytyjski Channel 4 nawet stworzył całą serię dokumentów o wiosce seniorów, w której otwarto przedszkole dla 4-latków. W jednych klasach różnica wieku uczestników wyniosła nawet 98 lat! To spotkanie dwóch różnych światów było tak fascynujące, że Channel 4 nadał temu rangę... show.
Evan Briggs, reżyserka dokumentalna, na TEDx opowiadała o swojej fascynacji międzypokoleniowymi ośrodkami. Gdy miała 5 lat, rodzice zabrali ją i siostrę do domu starców, by dla pensjonariuszy zaśpiewały pieśni na święta. Ale widok sędziwych ludzi, w fatalnym stanie, na wózkach, zaszokował dziewczynki. Ta wizyta wywarła tak wielki wpływ na Evan, że dwadzieścia kilka lat później stworzyła ona dokument o domach, w których seniorzy bawili i uczyli się z maluchami. Nosi tytuł „Present Perfect” – present perfect to w angielskim czas łączący przeszłość z teraźniejszością.
Film rozpoczyna się sceną, w której ciemnoskóry staruszek pyta kilkuletniego chłopczyka z plamką na oku, jak ma na imię.
– Maks – odpowiada brzdąc.
– Jak? – dopytuje się mocno przygłuchy staruszek. Dziecko odpowiada. Dziadek nadal nie słyszy. Chłopczyk cierpliwie powtarza. I tak kilkanaście razy.
W innym ujęciu kilkulatki cieszą się, głaszcząc dłonie babci siedzącej na wózku inwalidzkim – czują niezwykłą szorstkość piekielnie pofałdowanej skóry. – Nawet ja to potrafię zrobić – raduje się jakaś niedołężna babuszka na wózku, zapinając chłopczykowi kurtkę. Gdy seniorzy, w kole z dziećmi, falują razem trzymaną różnokolorową płachtą, wszyscy cieszą się z tej prostej czynności. Jak dzieci.
77-letnia uczestniczka spotkań z brzdącami ze żłobka, Zena, w brytyjskim magazynie „AGE UK Mobility” tłumaczy fenomen takich ośrodków. – Najbardziej istotne w życiu, to być kochanym. A małe dzieci mają w sobie taką czystą miłość.