SZ nr 9–10/2002
z 31 stycznia 2002 r.
HORROR, ZGROZA, SZOK
O wydarzeniach w łódzkim pogotowiu mówią:
Konstanty Radziwiłł – prezes NRL:
Jesteśmy poruszeni doniesieniami na temat łódzkiego pogotowia. Ale trzeba ten problem podzielić na dwie zasadniczo różne sprawy. Jedna to zarzuty o uczestniczenie w handlu informacjami o zgonach. To jest rzecz, która nie licuje z godnością lekarza i musi być oceniona negatywnie. Jeśli te zarzuty zostaną potwierdzone, to w każdym przypadku staną się obiektem zainteresowania Okręgowych Rzeczników Odpowiedzialności Zawodowej i Sądu Lekarskiego.
Zupełnie czymś innym są natomiast zarzuty wobec lekarzy bądź to o zaniechanie opieki nad umierającymi chorymi, bądź nawet – czynne przyczynianie się do ich śmierci. Jest to zarzut zbrodni. I musi zostać bardzo dokładnie udokumentowany, żeby można się do niego ustosunkować. To jest sprawa, którą muszą się zająć odpowiednie służby wymiaru sprawiedliwości: policja, prokuratura, ewentualnie sąd.
Jeżeli jakiemuś lekarzowi zostanie udowodniony udział w takiej zbrodniczej działalności, to oczywiście również samorządowy wymiar sprawiedliwości ukarze go karą dodatkową.
Opisany w GW proceder nie mieści się w głowie. Dopóki nie będę miał dowodów zamiast doniesień prasowych, nie mogę nikogo potępiać ani nawet próbować komentować sytuacji. Opisane fakty w tak rażący sposób naruszają nie tylko etykę lekarską, ale także etykę ogólnoludzką, że trudno w nie uwierzyć, zwłaszcza w udział lekarzy w tym procederze. Szczególnie bolesne jest to, że doniesienia o handlu zwłokami, a zwłaszcza o zbrodniczym działaniu lekarzy, próbuje się ukazywać jako przejaw kryzysu etyki całego środowiska lekarskiego. To jest niesprawiedliwe i nieprawdziwe. Ogromna większość lekarzy pracuje tak, jak powinna, fachowo, z poszanowaniem zasad etyki, z zaangażowaniem, a nawet poświęceniem dla chorych i cierpiących.
W pewnym stopniu negatywnie należy ocenić też atmosferę, jaka panuje w tej chwili w mediach – atmosferę budowania zagrożenia, podkopywania zaufania chorych do ich lekarzy. To podważa podstawy funkcjonowania opieki zdrowotnej, szkodząc przede wszystkim pacjentom, w większym nawet stopniu niż lekarzom. Jest to szczególnie bolesne, ponieważ nie mam żadnej wątpliwości, iż gdyby fakty okazały się zgodne z postawionymi zarzutami, to ci lekarze spotkaliby się z potępieniem całego środowiska.
Grzegorz Krzyżanowski – przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi:
Sprawa handlu informacjami o zwłokach nie jest nowa. Toczy się postępowanie w prokuraturze, policja prowadzi dochodzenie, trwa także postępowanie w tej sprawie w naszej izbie.
Ale doszedł wstrząsający nowy element, o którym nikt dotąd nie wiedział. Wszyscy podważamy wiarygodność tego doniesienia: zarzutu uśmiercania pacjentów przez lekarzy czy szerzej – przez zespoły wyjazdowe. Wydaje się to zarzutem absurdalnym. Uważamy również, że tak szeroka publikacja nie potwierdzonych faktów ma bardzo zły wpływ na poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego całego społeczeństwa. Następuje kolejna faza utraty zaufania do lekarza, a brak takiego zaufania uniemożliwia prawidłowe leczenie pacjentów. Wyobrażam sobie obawy rodzin, które w ostatnich dniach musiały wezwać pogotowie ratunkowe. Innym aspektem sprawy jest i to, że tego typu zarzut może być stawiany tylko po pełnym udowodnieniu przestępstwa. Postępowanie się toczy, ale nie zakończono jeszcze śledztwa. Nasza izba otrzymuje mnóstwo telefonów od lekarzy, którzy są oburzeni kolejnym aktem niszczenia prestiżu naszego zawodu przez media. Trzeba zrobić wszystko, aby dojść prawdy. Śledztwo powinno być przeprowadzone z nadzwyczajną starannością, łącznie z ekshumacją, bo trzeba znaleźć winnych i ich ukarać. Tego typu czyny są niedopuszczalne i niewybaczalne. Jeżeli zarzuty zostaną potwierdzone, to osoby, które dopuściły się tych czynów, powinny zostać ukarane znacznie bardziej surowo niż przeciętny obywatel, na zawsze usunięte z naszego środowiska. Jest to ohyda, która musi zostać wypleniona.
Ale szerokie nagłaśnianie sprawy przed jej zakończeniem wyrządza wiele zła – zarówno odpowiedzialnej, uczciwej większości pracowników służby zdrowia, jak i społeczeństwu, które będzie się bało jakiejkolwiek interwencji lekarskiej. Zastanawiam się, czy tą sprawą, która w tej chwili ciągle jeszcze może być pomówieniem, nie powinna się zająć komisja etyki dziennikarskiej. To jest sytuacja podobna jak z wystąpieniem Leppera przeciwko części polityków, tylko na większą skalę. Premier Miller po wystąpieniu Leppera w Sejmie powiedział: już nigdy parlament nie będzie taki sam. Ja mogę powiedzieć: już nigdy Polska nie będzie taka sama jak przed tą publikacją, niezależnie od tego, czy wysunięte oskarżenia zostaną potwierdzone, czy nie.
Zadania izby lekarskiej są jasno określone, tak więc od jakiegoś czasu toczy się postępowanie wyjaśniające w sprawie handlu informacjami o zwłokach. Nie ma jednak konkretnych oskarżonych. Gdy ich nazwiska się pojawią, natychmiast zostanie wszczęte postępowanie z urzędu przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Liczymy tu na współpracę z prokuraturą.
Juliusz Jakubaszko – krajowy konsultant medycyny ratunkowej:
Nie dopuszczam myśli, że w naszym kraju lekarz dla zysku mógł uśmiercić pacjenta lub zwlekać z udzieleniem mu pomocy w sytuacji zagrożenia życia. Dziennikarze GW, opisując sytuację w pogotowiu ratunkowym w Łodzi powinni wskazać konkretne osoby, którym zarzuca się tego rodzaju zbrodniczy proceder. Nie można rzucać podejrzeń na całe środowisko lekarzy pracujących w pogotowiu ratunkowym i w ten sposób burzyć poczucie bezpieczeństwa w naszym społeczeństwie i zaufanie do instytucji, która powinna nieść ratunek w sytuacji zagrożenia życia. To straszny cios dla nas wszystkich!
Jest ustalony zestaw leków, którym powinien dysponować zespół ambulansu pogotowia ratunkowego. Wśród nich są też leki zwiotczające mięśnie. Trzeba je stosować w tych działaniach ratunkowych przedszpitalnych, które wymagają intubacji dotchawiczej. Czasem istnieje potrzeba użycia przez lekarzy pogotowia ratunkowego w karetce "R" krótko działających leków zwiotczających mięśnie. Takim standardowym lekiem stosowanym na całym świecie jest chlorsukcynylocholina. Natomiast pavulon, dłużej działający lek zwiotczający mięśnie, stosuje się tylko wówczas, gdy niezbędny jest dłuższy transport zaintubowanego pacjenta z kontrolowanym oddechem. Obecnie używa się nowocześniejszych leków z tej grupy. Zresztą potrzeba taka nie zdarza się zbyt często, dlatego tak duże zużycie pavulonu w pogotowiu ratunkowym w Łodzi jest zdumiewające. Trudno też uwierzyć, że w systemie stałej kontroli gospodarki lekami, która powinna być prowadzona w pogotowiu, nie zauważono wcześniej tak dużego zużycia tego leku. Czyżby były dyrektor łódzkiego pogotowia nie prowadził kontroli zużycia leków?
Po ujawnieniu patologii w pogotowiu ratunkowym w Łodzi widać, jak niezbędny jest tworzony obecnie w Polsce system zintegrowanego ratownictwa medycznego i szybkie wprowadzenie ustawy o państwowym ratownictwie medycznym. Pozwoli to m.in. na pełną kontrolę nad ratownictwem przedszpitalnym, umożliwiając pełną dokumentację poszczególnych etapów ratowania ludzkiego życia. Obecnie nie ma dobrej kontroli tego systemu. Słaba jest dokumentacja działań przedszpitalnych, oparta na tzw. karcie zlecenia wyjazdu, która, zdarza się, jest wypełniana przez personel pogotowia dopiero po przyjeździe do bazy. Po wejściu w życie ustawy o państwowym ratownictwie medycznym dokumentacja zostanie zunifikowana. A przy tym dokumentacja medyczna z przedszpitalnych działań ratunkowych będzie kontynuowana w szpitalu (przypisana do pacjenta) i zawsze do wglądu. Teraz pozostawiana jest w pogotowiu ratunkowym. Poza tym ustawa wymusi weryfikację kwalifikacji zawodowych osób pracujących w systemie ratownictwa medycznego. Obecnie kryteria przyjęcia do pracy w pogotowiu ratunkowym w różnych regionach kraju są różne i zależą od decyzji dyrektorów tych placówek. Ustawa ustali jednakowe w całym kraju kryteria wymogów dla pracowników systemu ratownictwa medycznego. Mamy już pierwszych 100 specjalistów z medycyny ratunkowej i 70 otwartych szpitalnych oddziałów medycyny ratunkowej w Polsce. Trwa nadal szkolenie specjalistów z tej dziedziny. Ważne jest bowiem, aby jednostki odpowiedzialne za ratowanie ludzkiego życia były na najwyższym poziomie, a osoby pracujące na poszczególnych etapach ratownictwa medycznego miały odpowiednie kwalifikacje. O etyce lekarskiej i wysokim morale nawet nie wspominam.
Dorota Dygaszewicz – dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gdańsku:
Oskarżenia skierowane pod adresem lekarzy zatrudnionych w łódzkim pogotowiu boleśnie godzą w całe środowisko medyczne. Jesteśmy do głębi tym poruszeni. Patologie zdarzają się wszędzie, nasze środowisko też nie jest od nich wolne. Jeśli lekarze z Łodzi są winni zarzucanych im czynów, powinni otrzymać najwyższy wyrok. Za zbrodnię dokonaną z premedytacją, z chęci uzyskania korzyści materialnych, polskie prawo przewiduje surowe kary.
Media wzbudziły wśród pacjentów strach. Mamy już dowody niepokoju, który przeszkadza w ratowaniu chorych. Pacjentka, do której wezwano pogotowie, zapytała wprost młodą lekarkę: co mi pani podaje, czy to mnie nie zabije? Nie dziwię się tej psychozie. Ale odium spadło też na uczciwych, oddanych i dobrze wyszkolonych pracowników. Po powrocie do stacji lekarka płakała, chciała zrezygnować z pracy. Myślę, że jeszcze długo ludzie będą się bali wzywać karetkę, bo przecież całe środowisko pogotowiarskie jest dziś podejrzane o mordowanie chorych. Nie wolno było postawić publicznie takiego oskarżenia przed wyrokiem sądu. Winni tego procederu, jeśli miał on miejsce, są konkretni, zwyrodniali ludzie, a nie całe środowisko. Znam swoich lekarzy. Wielokrotnie narażają swoje życie, aby ratować rannych, pracują z oddaniem i pełnym poświęceniem. Wchodzą pod tramwaje, do walących się budynków, wraków samochodów, które w każdej chwili mogą wybuchnąć. Działają na granicy bezpieczeństwa, bo za wszelką cenę chcą ratować ludzkie życie lub w ostatnich chwilach trzymać umierającego za rękę. To są fakty, ratownicza codzienność. Nie pozwolę ich obrażać, będę broniła moich pracowników, choćby miało mnie to kosztować stanowisko dyrektora.
Oskarżenie lekarza o popełnianie morderstwa z użyciem leku jest chyba najcięższym zarzutem, jaki można mu postawić. To tak, jakby fotoreporter zastrzelił człowieka, by zrobić atrakcyjne zdjęcie, za które otrzyma wysokie honorarium.
W zakresach obowiązków wszystkich pracowników gdańskiego pogotowia od kilku lat istnieje zapis, że za współpracę z zakładem pogrzebowym i przekazywanie informacji o adresach zmarłych – grozi dyscyplinarne zwolnienie z pracy. Tę zasadę wprowadził poprzedni dyrektor, po próbach nawiązania "współpracy" z pogotowiem przez zakłady pogrzebowe. Nie dotarł do mnie żaden sygnał, żeby lekarze sugerowali dokonanie pochówku przez jakąś konkretną firmę, natomiast rodziny zmarłych telefonują ze skargami, że załogi karetek nie chciały poinformować o zakładach pogrzebowych.
Lekarze z gdańskiego pogotowia unikają też wyjazdów do tzw. zgonów fizjologicznych. Jeżeli takie zgłoszenie do nas trafia, powiadamiamy przychodnię rejonową, w której pacjent się leczył. Zgodnie z przepisami, zgon powinien stwierdzić lekarz, który przez ostatnie 30 dni opiekował się pacjentem. W ub.r. podjęłam decyzję, że wyjazdy do stwierdzenia zgonu mogą być realizowane tylko w wyjątkowych sytuacjach. Stwierdzenie zgonu nie jest obowiązkiem pogotowia, powołane jest ono do ratowania ludzkiego życia. Zgony o podłożu kryminalnym, a także te, do których dochodzi na ulicy, są zawsze zgłaszane do prokuratury i policji i to na tej ostatniej spoczywa obowiązek przewiezienia ciała.
(wypowiedź z 23 stycznia 2002 r.)
Alicja Ciechan – dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Lublinie:
Artykuł opublikowany przez Gazetę Wyborczą jest wstrząsający. Jego wymowa godzi w dobre imię pracowników pogotowia w całej Polsce. Są już liczne negatywne skutki tej publikacji. Jest mniej wezwań niż w poprzednich dniach. Wśród pacjentów można zauważyć psychozę. Patrzą nam na ręce, pytają o nazwy leków – czy te leki ich nie zabiją. Ale jest też sporo telefonów ze słowami podziękowań za uratowanie życia kilka dni czy kilka miesięcy wcześniej. Niektórzy starają się dodać nam otuchy, mówią, że nie wierzą w zbrodnie popełniane przez lekarzy.
Lubelskie pogotowie nie wypisuje aktów zgonu. Jeśli zgon nastąpił w miejscu publicznym, powiadamiana jest policja. W przypadku wezwania do zgonu w domu, lekarz wypisuje jedynie kartę informacyjną, a świadectwo zgonu wystawia lekarz rodzinny lub pozu. Od 1996 r. pracownicy pogotowia mają absolutny zakaz udzielania informacji o świadczonych przez jakiekolwiek firmy usługach pogrzebowych. Lubelskie pogotowie nie przewozi zwłok. Jeżeli do zgonu dochodzi w karetce, podczas akcji ratunkowej, ciało odwożone jest do najbliższego szpitala i pozostawiane w kostnicy.
Nie miałam dotąd żadnych sygnałów, że na terenie Lubelskiego mogłyby mieć miejsce podobne zdarzenia. Wśród leków znajdujących się w naszych karetkach nie ma pavulonu. Został wycofany od 1 stycznia – nie ma go w standardzie Lubelskiej RKCh. Karetki są wyposażone w inne leki zwiotczające, które pozwalają zastosować sztuczną wentylację.
Maciej Chruścikowski – anestezjolog, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Warszawie:
Mam nadzieję, że zarzuty o popełnienie morderstw z premedytacją się nie potwierdzą. Jeśli zaś chodzi o współpracę z zakładami pogrzebowymi, to kilka lat temu mieliśmy podobne problemy. W warszawskim pogotowiu procederem takim zajmowali się sanitariusze i kierowcy nie będący naszymi pracownikami. Oczywiście, nie byłoby to możliwe bez wiedzy i przyzwolenia ze strony lekarzy. Problem handlu informacją o zwłokach nie dotyczy zresztą tylko pogotowia, ale także szpitali, parafii itp.
Od chwili, gdy w województwie zaczęliśmy wdrażać system ratownictwa medycznego, konieczne było wyeliminowanie nawet podejrzenia o istnieniu takiego procederu. Dyrekcja warszawskiego pogotowia postępowała konsekwentnie. W pierwszej kolejności zwolniono z pracy wszystkie osoby, na które rodziny zmarłych złożyły skargę. Wprowadziliśmy dla lekarzy i pielęgniarek zatrudnienie na zasadzie kontraktów: maksymalna stawka za godzinę pracy wynosi 23 zł. Wszyscy pracujący u nas lekarze wiedzą, że jakakolwiek skarga skutkuje natychmiastowym zerwaniem kontraktu, więc z prostej kalkulacji wynika, że nie opłaca się narażać, a na warszawskim rynku pracy trudno znaleźć dodatkowe zatrudnienie.
Wystawianie aktów zgonu należy do obowiązków lekarza pozu. Wyjeżdżamy do takich wezwań w nocy, gdy lekarz domowy nie jest dostępny. O większości zgonów stwierdzanych przez pogotowie powiadamiamy policję. Nie mamy jednak 100-procentowej gwarancji, że nie zdarzają się i u nas sytuacje, że ktoś próbuje "dorabiać" sprzedażą informacji o zgonie. W pogotowiu pracują różni ludzie. Bywało, że przyłapani na gorącym uczynku kierowcy karetek tracili u nas pracę, sanitariusze byli dyscyplinarnie zwalniani, a z lekarzem zrywaliśmy kontrakt. Tak samo byli traktowani pracownicy, którzy brali od pacjentów pieniądze za przewóz chorego.
Wyjaśnienia wymaga natomiast sprawa pavulonu. Każdy lekarz wie, że nawet aspiryną można zabić, a paracetamol może być środkiem dla samobójcy. Nawet wśród leków sprzedawanych bez recepty i ziół są śmiertelnie niebezpieczne.
Z powodu tej bulwersującej sprawy dziś każde niepowodzenie przy reanimowaniu chorego może być odbierane jak zaniechanie ratowania życia lub świadome zabicie człowieka, by pobrać jego narządy do przeszczepu. Kiedy parlament miał uchwalać ustawę o transplantacji, trwała niekończąca się dyskusja nad ustaleniem momentu śmierci człowieka. Teraz znacznie trudniej będzie wytłumaczyć rodzinom pacjentów, że istnieje kres intensywnej terapii. Nie kwestionuję prawa dziennikarzy do publikowania nawet najbardziej wstrząsających reportaży, ale czy społeczne skutki tej publikacji będą z korzyścią dla większości?
Andrzej Czyrek – dyrektor medyczny Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu:
Jeśli gdziekolwiek istnieje współpraca między zakładami pogrzebowymi a lekarzami czy sanitariuszami, to jest to naruszenie obowiązków służbowych, wynikających ze stosunku pracy w pogotowiu ratunkowym. 2 lata temu, po połączeniu pogotowia i kolumny transportu sanitarnego i utworzeniu Pogotowia Ratunkowego Wrocław, spotkałem się z anonimowymi donosami o istnieniu procederu handlu zwłokami. Nie mogłem jednak niczego udowodnić. W celu powstrzymania takich działań do wszystkich pracowników wystosowane zostało pismo, w którym poinformowaliśmy, że podobne działania są naruszeniem przepisów i będą karane w trybie art. 52 Kodeksu pracy, czyli postępowania dyscyplinarnego. Przez dwa ostatnie lata nie dotarła do mnie ani jedna skarga obciążająca konkretnych pracowników pogotowia ratunkowego. Mam jednak świadomość, że prywatne firmy pogrzebowe ciągle starają się korumpować pracowników. Szukają "współpracowników" także w szpitalach i w przychodniach. Handel zwłokami będzie możliwy tak długo, jak długo nie zostanie uregulowany problem transportu ciała z miejsca zgonu do kostnicy. Stan prawny na dziś to tylko stwierdzenie, że ciało nie może przebywać w pomieszczeniach do tego nieprzystosowanych. Jeśli prawodawca określi, kto ma się zająć transportem, skończy się korumpowanie pracowników pogotowia, szpitala, pozu. Kolejka prywatnych firm pogrzebowych przeniesie się wówczas pod kostnicę, gdzie rodzina zmarłego będzie mogła wybrać firmę.
Dolnośląska RKCh jednoznacznie stwierdza, że pogotowie nie jest instytucją właściwą do stwierdzania zgonów i wystawiania stosownych dokumentów. W godzinach funkcjonowania pozu wszystkie wezwania do zgonów z przyczyn naturalnych przekazywane są do lekarzy pierwszego kontaktu. Wyjątek stanowią zgony w miejscach publicznych, które są w gestii policji. Ta, niezależnie od przyczyny zgonu (naturalna czy o podłożu kryminalnym), powiadamia prokuratora rejonowego. To on decyduje o dalszym postępowaniu. Wrocławska prokuratura podpisała umowę z jednym z zakładów pogrzebowych i jego pracownicy zajmują się transportem ciała. Nasze karetki nie przywożą zwłok. Gdy zgon następuje w karetce – ciało przewożone jest do specjalnego pomieszczenia przy stacji pogotowia, skąd zabiera je zakład pogrzebowy wybrany przez rodzinę lub przez nas. Z żadnym zakładem pogrzebowym nie mamy podpisanej umowy.
Źle się stało, że w publikacji prasowej pojawił się tylko pavulon, a nie wymieniono całej grupy leków o podobnym działaniu. Pavulon należy do środków zwiotczających niedepolaryzujących. Dla potrzeb pogotowia jest to dobry lek, przy tym niedrogi. Bardzo przydaje się przy zwiotczeniu pacjentów z urazami głowy, których należy zaintubować. Nie można ich zwiotczyć preparatami z grupy środków depolaryzujących, ponieważ wpływają one negatywnie na ciśnienie śródczaszkowe. W takich przypadkach są więc wskazania medyczne do stosowania pavulonu. Moim zdaniem, w pogotowiu ratunkowym każda karetka reanimacyjna powinna być wyposażona w jeden preparat z grupy środków zwiotczających niedepolaryzujących. Środki takie powinien jednak podawać anestezjolog, chociaż – zgodnie z obowiązującym prawem – każdy lekarz ma prawo stosować wszystkie leki dopuszczone do obrotu. Wierzę w etykę zawodu lekarskiego, wierność przysiędze Hipokratesa i mam nadzieję, że nasi lekarze posługują się tylko tymi lekami, których działanie dobrze poznali.
Sens bycia lekarzem opiera się na zaufaniu pacjenta. Nie mieści mi się w głowie, aby lekarz świadomie podawał lek, by zabić. Ale, obserwując otaczającą nas rzeczywistość, można przyjąć, że wszystko jest możliwe. Jednak dopóki nie zostanie ogłoszony prawomocny wyrok – nie chcę przyjąć tych oskarżeń do wiadomości.
O komentarz na temat społecznych skutków nagłośnienia przez media bulwersujących wydarzeń w łódzkim pogotowiu zwróciliśmy się do psychologa społecznego. Janusz Czapiński – kierownik Pracowni Psychologii Rozumowania i Wartościowania Społecznego Wydz. Psychologii UW:
Informacje o przestępstwach w łódzkim pogotowiu ratunkowym opublikowały poważne media, które muszą się liczyć z odpowiedzialnością w przypadku pomyłki. Sądzę, że dziennikarze wystarczająco długo i skrupulatnie sprawdzali wszystkie przytaczane fakty i opinie, aby uniknąć pochopnego pomówienia części środowiska medycznego. To jest pierwszy powód, dla którego ja nie mam pretensji, że to zostało opublikowane. Drugi jest następujący: z różnych powodów w wielu środowiskach, w tym i medycznych, następuje gwałtowna erozja norm moralnych, czemu winne jest także państwo. Sam mam za sobą wygrane odszkodowanie za błąd w sztuce lekarskiej; przez pięć lat obserwowałem, z jaką desperacją środowisko lekarskie broni się przed wytknięciem mu błędów. Myślę, że publikacja w GW i cała sprawa łódzkiego pogotowia jest niewątpliwie wstrząsem dla całego środowiska. Ale być może będzie to wstrząs ozdrowieńczy. W tej chwili z pewnością wielu lekarzy, którzy byli na granicy działania zgodnego z przysięgą Hipokratesa, zacznie na powrót przestrzegać zasad, choćby ze względu na szok, jaki wywołany został w Polsce. Jeśli te publikacje wstrząsną środowiskiem i doprowadzą do spowolnienia erozji norm moralnych, myślę, że będzie to z korzyścią dla pacjentów i dla czystości zawodu lekarskiego.
Nie twierdzę jednak, że są same plusy z takiego nagłośnienia całej sprawy. Strach przed kontaktami z lekarzem, z pogotowiem – to największy minus ostatnich wydarzeń, zwłaszcza że ogromna część społeczeństwa jest generalnie niezadowolona ze służby zdrowia, z dostępu do świadczeń medycznych. Ten cios pogłębia poczucie zagrożenia społecznego, ponieważ tracimy poczucie bezpieczeństwa w sprawach zdrowia – własnego i bliskich. Mimo to nie sądzę, aby można było oskarżać media za nagłośnienie tych faktów w chwili, gdy niezależne śledztwo nie zostało ukończone. Sugestie, że lekarze za gratyfikację finansową nie zawsze do końca walczą o życie pacjenta, a nawet – przyspieszają śmierć, co jest potworne, muszą zostać sprawdzone. Wiem, że wielu lekarzy czuje się zagrożonych, otrzymuje telefony z pogróżkami. To też jest element wstrząsu, który może jednak przynieść więcej pożytku niż szkody. W pojedynczych przypadkach – kryształowo uczciwi lekarze, zwłaszcza młodzi, wchodzący dopiero w życie zawodowe z entuzjazmem i idealistyczną wizją swojej pracy – mogą przez jakiś czas czuć się niesłusznie oskarżani przez społeczeństwo. To może rzutować na ich przyszłe funkcjonowanie zawodowe. Liczę jednak, że to, co się stało, będzie rodzajem katharsis dla środowiska, które niebezpiecznie się ześlizgiwało w kierunku spieniężenia swojego etosu.
Koszt społeczny medialnego nagłośnienia procederu w łódzkim pogotowiu będzie jednak krótkotrwały, bo wszystko wskazuje, że śledztwo przebiegać będzie szybko i szybko zostaną wyjaśnione wątpliwości. To będzie sygnał, że stajnia Augiasza została wyczyszczona i można się czuć bezpiecznie. Z drugiej strony – nawet jeśli nie dojdzie do rychłego wyjaśnienia sprawy, to po jakimś czasie racjonalnie myślący pacjent może się spodziewać, że przy tak ogromnej nagonce na środowisko – nikt z lekarzy ani sanitariuszy nie odważy się na jakikolwiek nieetyczny krok. Ten czynnik – uspokajający – pojawi się w świadomości społecznej lada moment.
Artykuł "Łowcy skór" z GW i prowadzone w tej sprawie śledztwo nie pozostały bez echa na internetowych medycznych listach dyskusyjnych. Publikujemy (za zgodą autorów) kilka opinii, które się tam pojawiły w ostatnich dniach.
W każdym środowisku mogą się znaleźć przestępcy i to nie jest powód do takich uogólnień, jakich w tej chwili dopuszczają się media i kierownictwo resortu. Co oznacza zakaz stosowania pavulonu w pogotowiu? Może następny będzie dotyczył relanium lub aspiryny? Wycofanie jakiegokolwiek leku czy procedury w Polsce nie może mieć miejsca na podstawie artykułu w gazecie (...) Czy środowiska lekarskie i pogotowiarskie nie powinny wyraźnie się zdystansować od ewentualnych podejrzanych i kryminalnych wątków tej sprawy? Proponuję podjąć zdecydowane kroki w tym kierunku.
Paweł Grzesiowski paolo@il.waw.pl
(...) Proces zwyrodnienia i podatności na wpływy biznesowe przebiega powoli i większość winowajców pewnie nawet nie zauważa, kiedy jest już po drugiej stronie. Z firmami farmaceutycznymi zaczyna się od długopisów, później są obiady, później wycieczki, a jeszcze później – już czysty układ biznesowy: piszesz recepty – jedziesz na wakacje. W artykule z GW też można zauważyć, jak to się rozwijało. Najpierw sanitariusze dostawali na paczkę papierosów za wskazanie adresu zmarłego firmie przewozowej. Wyglądało to na dobrą przysługę (i chyba było), bo rodzina nie czekała godzinami na przewóz. Był popyt, więc zaczynała się rozwijać podaż. Lekarze nie brali w tym udziału, gdy stawki były papierosowe, ale widzieli, przymykali oczy, nie dostrzegając w tym nic złego. Z czasem stawki były coraz wyższe, coraz więcej osób zaczynało być z tym związanych: dyspozytor, kierowca etc. Lekarz najpierw przymykał oczy, później pewnie przyjął koniak lub coś innego i nawet nie zauważył, że już jest po drugiej stronie. Jak zauważył, zorientował się, gdzie jest, musiał zdecydować, co dalej, ale jak już był skażony, to brnął, bo stawki stawały się nie do pogardzenia. Od tego już tylko krok, by czynnie brać w tym udział.
W Gdańsku jest afera po opublikowaniu książki, w której opisano lekarza opóźniającego operacje dopóty, dopóki rodzina nie domyśliła się, że musi zostać odpowiednio wynagrodzony. Świństwa i korupcja wszędzie występują, ale gdy zdarzają się w świecie medycznym – to są bardziej widoczne. Zawód lekarza był zawsze wysoko ceniony (...). Ludzie chcą wiedzieć, że mogą liczyć na jego uczciwość. Niestety, takie skrajne przypadki się zdarzają, wpływając na opinie o wszystkich lekarzach, mimo że większość trzyma się w moralnych ryzach. Pieniądz jest jednak też ważny. Gdyby lekarze zarabiali adekwatnie do swojej wiedzy i pozycji społecznej, to do takich zwyrodnień by nie dochodziło. Bo nie byłoby motywu. Nie jest to usprawiedliwienie, chodzi raczej o profilaktykę. Tak więc na pytanie, jak uniknąć podobnych sytuacji, jedynym rozwiązaniem jest: wynagradzać odpowiednio. W przeciwnym razie – mimo że pewnie w łódzkim i innych pogotowiach będzie porządek na jakiś czas – szwindle zaczną się gdzie indziej i znów część lekarzy wpadnie w ich sidła. Doraźne rozwiązania można znaleźć, ale leczyć trzeba przyczynę.
Andrzej Kajetanowicz, Sydney, Kanada
Ciężko uwierzyć w pavulon... Ale że takie "handelki" mają miejsce – to żadna nowość! U mnie w niedużej miejscowości taki proceder również ma miejsce! (oczywiście nieoficjalnie.)
(nazwisko do wiadomości redakcji)
Może i były jakieś przekręty, ale nie uwierzę, że lekarz podawał pavulon bądź jakiś inny środek prowadzący do śmierci pacjenta, aby potem móc sprzedać ciało. To dla mnie absurd. Nie uwierzę, dopóki nie zostaną przedstawione wyraźne dowody morderstwa.
Bartek Wieczorek
Reputacja WSZYSTKICH lekarzy została zszargana! Nieważne, czy to prawda, czy nie!!! Jesteśmy (będziemy) przez niektórych ludzi postrzegani jako mordercy! Już teraz ludzie krzywo patrzą na karetki i z niedowierzaniem i nieufnością pytają, co im się podaje...
Konrad (konrad-w@hot.pl), student AM w Lublinie
To, co zrobili dziennikarze, sugerując, że "pogotowie morduje" – to delikatnie mówiąc – kawał źle zrobionej dziennikarskiej roboty, za którą może powinni dostać w skórę przed sądem, w procesie o zniesławienie... A sugerowanie morderstw to już są szczyty – niedługo w karetce będzie można wozić tylko aspirynę (chociaż i to nie bardzo, bo w większej dawce też jest szkodliwa).
Adam Szczebak, Tarnów
Właśnie wróciłem z dyżuru w pogotowiu. Przewoziłem pacjentkę z wiejskiego NZOZ-u do szpitala na OIOM z powodu zawału serca, który miała 3 dni wcześniej. Pacjentka w stanie ciężkim nie odważyła się wezwać PR, ponieważ bała się, po niesamowitych relacjach o mordujących załogach PR. Podczas innych wyjazdów do pacjentów bardzo często zdarzały się pytania o lek, który chciałem podać, nie było wręcz mowy o zbadaniu pacjenta z zachowaniem podstaw intymności (zawsze przy badaniu obecny był ktoś z domowników). Pod naszym adresem rzucane są komentarze "Anioły śmierci przyjechały." Przy stwierdzeniu zgonu cała rodzina zdawała się tylko czekać na jedno moje bądź sanitariusza słowo w sprawie zakładu pogrzebowego.
Sądzę, że za nieodpowiedzialność "czwartej władzy" należy postawić całe to bezdennie głupie towarzystwo pod sąd. Niech płacą odszkodowania. W końcu wiedzą chyba, jaki jest poziom wykształcenia naszego społeczeństwa, szczególnie na wsiach i w małych miasteczkach.
Jan Szczepański
Myślę, że zbyt wielu z was postawiło sprawę w odwrotnej kolejności, krytykując przede wszystkim media (te swoją drogą nie myśląc o konsekwencjach, popełniały knot za knotem), a ignorując fakt, że jednak mają podstawy do tego, by podejrzewać użycie pavulonu w celu uśmiercenia.
Tomasz Banet
Oświadczenie NIL
Środowisko lekarskie, jak cała opinia publiczna, poruszone jest doniesieniami o sytuacji w Pogotowiu Ratunkowym w Łodzi.
Sprzedawanie przez lekarzy informacji o zgonach zakładom pogrzebowym jest naruszeniem zasad etyki lekarskiej. Jeżeli takie zarzuty zostaną potwierdzone, samorząd lekarski wyciągnie w stosunku do winnych odpowiednie konsekwencje. Okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej już prowadzi postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.
Zupełnie inny charakter mają zarzuty umyślnego nieudzielania pomocy umierającym bądź czynnego zabijania ciężko chorych przez ekipy Pogotowia Ratunkowego. Podejrzenie o zbrodnię, w dodatku wyjątkowo ohydną, musi być udowodnione. Zbrodniarze, jeśli tacy są, muszą być osądzeni i ukarani.
Samorząd lekarski będzie prowadził zarówno działania mające na celu wyjaśnienie spraw sygnalizowanych obecnie przez media, jak i działania w obronie dobrego imienia lekarzy, którzy w ogromnej większości, w trudnych warunkach, wykonują swą pracę z pełnym zaangażowaniem, fachowo, mając przede wszystkim na względzie dobro chorego i cierpiącego człowieka.
Najwyższy niepokój środowiska lekarskiego budzi jednak sposób przedstawiania tej i podobnych spraw w środkach masowego przekazu. Zwiększa to w społeczeństwie poczucie zagrożenia i może być trudne do naprawienia. Oskarżenia i ferowanie wyroków oraz opinii przed przeprowadzeniem postępowania wyjaśniającego i sądowego podważają zaufanie do instytucji, których prawidłowe działanie musi opierać się na zaufaniu. Wyrażamy też nadzieję, że doraźne sensacje nie zastąpią spokojnej i rzeczowej dyskusji na temat rzeczywistych problemów ochrony zdrowia.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Zbigniew Czernicki, Przewodniczący Naczelnego Sądu Lekarskiego Romuald Krajewski
Warszawa, 24 stycznia 2002 r.
Stanowisko Sekcji Krajowej Pogotowia Ratunkowego NSZZ "Solidarność"
Sekcja Krajowa Pogotowia Ratunkowego NSZZ "Solidarność" zdecydowanie i stanowczo protestuje przeciwko utożsamianiu opisywanych w mediach patologicznych czy nawet zbrodniczych przypadków w Łódzkim Pogotowiu Ratunkowym – z pracą wszystkich, publicznych i niepublicznych jednostek pogotowia ratunkowego oraz szpitalnych oddziałów pomocy doraźnej na terenie całego kraju.
Działając w interesie wszystkich pracowników jednostek ratownictwa medycznego, oczekujemy szybkiego wyjaśnienia sprawy i wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do konkretnych osób, w tym także tych, które zaniedbały swoje obowiązki nadzoru w zakładzie i zespołach ratunkowych (...)
Co roku setki ludzi w Polsce zawdzięczają swe życie i zdrowie sprawnej, pełnej poświęcenia pracy sanitariuszy, pielęgniarek i lekarzy pogotowia ratunkowego.
Stajemy w obronie pracowników, naszych członków, którzy potrzebują akceptacji i szacunku dla ich uczciwej, ofiarnej i ciężkiej pracy.
Roman Tokarewicz – p.o. przewodniczącego SKPR NSZZ "Solidarność"
Gdańsk, 25 stycznia 2002 r.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?