"Innowacja" walczy o miano pojęcia, które w ostatnich czasach robi karierę. Konieczność wdrażania innowacji we wszystkich dziedzinach życia ogłaszają politycy, nauczyciele, lekarze, duchowni, naukowcy. Bo nawet jeśli coś funkcjonuje dobrze, to zawsze można powiedzieć, że nie jest dość innowacyjnie.
Problem stanowi jednak zdefiniowanie „innowacyjności”. Co dla jednych jest ultranowoczesne, dla innych może być zapomnianą już technologią. Jako miłośnik IT i osoba wykorzystująca niemal wszystkie dostępne rozwiązania technologiczne (oczywiście, niezbędne w pracy konsultanta i menedżera), nowościami rynkowymi zaskakiwany jestem bardzo rzadko. Większość z nich jest dla mnie naturalnym rozwinięciem produktów już oferowanych. Celowo używam zatem słowa „nowość”, ponieważ o żadnej innowacji nie ma de facto mowy. Okazuje się jednak, iż to pogląd błędny, bo innowacja może mieć wiele twarzy.
Zgodnie z definicją ze strony inicjatywy Wspólnotowej EQUAL (z 2004 r.), „innowacyjność” może być interpretowana bardzo różnie. Ale definicja, która ukierunkowała wdrażanie działań z wykorzystaniem współfinansowania UE, mówi po prostu: „Efektem działań innowacyjnych może być jedna lub więcej z następujących zmian:
Z racji zawodowo-służbowych i prywatnych kontaktów z innowacyjnością, która sprawia mi wiele kłopotów interpretacyjnych, zapoznałem się także z „Raportem Grupy Roboczej na Rzecz Innowacji w Opiece Zdrowotnej”.
Pierwsze oceny i wyniki badań Grupy przedstawiono w raporcie „Dostęp polskich pacjentów do innowacji w ochronie zdrowia”; zaprezentowano go 9 grudnia 2008 r. na spotkaniu w gmachu PAN w Warszawie. Zakres opracowania dotyczy następujących obszarów:
Niestety, w pierwszym z raportów nie objęto tych obszarów, które również bardzo mocno wiążą się z innowacyjnością w służbie zdrowia, a mianowicie:
Czytając ów raport, a w zasadzie jego założenia, byłem przeszczęśliwy, iż w końcu znalazła się grupa naukowców i przedsiębiorców, którzy za cel swojej pracy uznali „wskazanie rzetelnych, transparentnych i systemowych rozwiązań, które mogą pomóc w zreformowaniu systemu opieki zdrowotnej, dzięki którym Polacy będą mieli szerszy dostęp do nowoczesnych i sprawdzonych metod diagnozowania i leczenia, a środowisko medyczne – do innowacji technologicznych, pozwalających im na równe uczestnictwo w światowym dorobku medycyny”.
Niestety, jedyny – jak do tej pory – wniosek płynący z raportu można podsumować słowami: Jest źle, jesteśmy na samym końcu ogona UE, powinniśmy coś zrobić, żeby było lepiej, bo nie jesteśmy innowacyjni. Niestety, nie wiemy, co powinniśmy zrobić, a w zasadzie wiemy, tylko nie wiemy, jak, czym i kim to wykonać. To, oczywiście, niezwykle kolokwialne podsumowanie, ale dokładnie takie są moje odczucia po lekturze raportu. Po raz kolejny mówi się o rozwiązaniu systemowym, ale praktycznie nic z tego nie wynika. Samo „rozwiązanie systemowe” sprowadza się zaś do mało precyzyjnego stwierdzenia: „trzeba zmienić ludzi, infrastrukturę i zwyczaje”. Czy rzeczywiście?
Nie popadam w zachwyt nad każdą nowością, a samo słowo innowacja przechodzi mi przez gardło niezwykle rzadko, uważam jednak, iż pod wieloma względami – nawet w polskiej służbie zdrowia – stosuje się rozwiązania, które nazwać można innowacyjnymi.
Rzeczywistym problemem jest natomiast to, iż zastosowane rozwiązania dotyczą poszczególnych jednostek i nie łączą się w rozwiązanie systemowe. Brakuje też w polskiej służbie zdrowia wdrażania praktyk już sprawdzonych. Dla przykładu: sławny i przywoływany dziesiątki razy casus funkcjonującego w dawnej Śląskiej Kasie Chorych systemu START. Jak wiadomo, Elektroniczne Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego, wprowadzone jako pierwsze w Polsce przez Śląską RKCh w 2000 r., zastąpiły obowiązujące w całym kraju książeczki zdrowia. System, początkowo słusznie krytykowany za niedociągnięcia organizacyjne oraz techniczne, z czasem zaczął być doceniany i przez personel medyczny, i przez pacjentów. Okazało się, iż START jest jednym z niewielu działań realizowanych w naszym kraju, które w zasadzie były ogólnie akceptowane, a nawet lubiane.
Wdrożenie podobnego systemu w całym kraju zajęło lata i w dużej mierze wymagało udziału autora tamtego sukcesu – Andrzeja Sośnierza. Obecnie funkcjonuje bardzo nowoczesny, ceniony i przede wszystkim funkcjonalny system, który pod wieloma względami można uznać za innowacyjny. Wdrożenie tego rozwiązania przynosi wymierny efekt funkcjonalny i ekonomiczny. Wpłynęło także na informatyzację części zozów.
Nowoczesne systemy informatyczne funkcjonują już w wielu polskich szpitalach. Reguły wolnego rynku nie pozwalają na wybór jednego rozwiązania jednego producenta – w całej ochronie zdrowia. W przypadku strategicznych sektorów to akurat jest bardzo problematyczne; jednolity system funkcjonujący w całym kraju pozwoliłby przecież na uzyskanie o wiele lepszych efektów. Moim zdaniem, kluczowe dla całego procesu informatyzacji tego obszaru jest wprowadzenie ustawowych standardów informatyzacji zozu. Pozwoliłoby to na inwentaryzację funkcjonujących systemów, a następnie ich modernizację lub wdrożenie nowych. Docelowo – otrzymalibyśmy narzędzie funkcjonujące w całym kraju, umożliwiające rozszerzenie funkcjonalności RUM, a ponadto generowanie bardzo szerokiego zakresu danych, pozwalających na optymalizację procesów zarządzania placówkami służby zdrowia.
Niezależnie jednak od obowiązujących przepisów, obserwacja polskich zozów, dążących wszelkimi sposobami do otrzymania dofinansowania ze środków UE na informatyzację, pozwala na bardzo optymistyczne spoglądanie w przyszłość. Szpitale walczą o pieniądze, za które planowana jest nie tyle informatyzacja, co modernizacja już istniejących rozwiązań. Co więcej, planowane do wdrożenia rozwiązania są bardzo nowoczesne i w żadnym stopniu nie ustępują tym, które wykorzystywane są w krajach UE.
Z racji zawodowej aktywności często wyjeżdżam do różnych krajów UE, gdzie obserwuję funkcjonujące tam rozwiązania. I – rzadko bywam zaskoczony ich innowacyjnością. Właściwie, od kilku lat nic mnie nie zaskoczyło. Ale widzę jedną istotną różnicę: nasi europejscy sąsiedzi nie boją się wdrażania nowych systemów oraz są zdecydowanie bardziej otwarci na problemy pacjenta, a nie tylko – problemy prawno-finansowo-urzędnicze.
Stan obiektów zajmowanych przez polskie zozy poprawia się, nowoczesnego sprzętu jest coraz więcej (wystarczy przeanalizować listy projektów dofinansowanych w ramach RPO). Niemniej – w naszym kraju rzeczywiście brakuje innowacji. Ja proponowałbym zacząć jej wdrażanie przede wszystkim w obszarze relacji międzyludzkich.