Zachodniopomorska Regionalna Kasa Chorych stworzyła, jak wiadomo, własny wykaz leków rekomendowanych i "zaproponowała" lekarzom poz stosowanie się do niego.
Żeby jednak lekarzom nie przyszło do głowy odrzucenie tej "propozycji", kasa wpisała do umów z nimi, że lekarze, którzy nie wyrazili zgody na stosowanie się do receptariusza, otrzymają w 2001 r. 18 zł na rok na pacjenta mniej niż ci, którzy zgodzili się zaakceptować receptariusz. W przeliczeniu na typową (zalecaną) praktykę lekarza poz, liczącą 2500 pacjentów, kwota ta oznacza 45 tys. rocznie mniej dla lekarza, który nie wyraził zgody na stosowanie się do receptariusza.
Czy lekarz pozbawiony tych pieniędzy byłby w stanie wypełnić pozostałe warunki umowy z kasą chorych, tj. opłacić badania dodatkowe, pielęgniarkę środowiskową i zabiegową, zapewnić całodobową opiekę lekarską i transport potrzebującym, utrzymać gabinet, wygospodarować środki na zakup sprzętu i jeszcze – na swoje wynagrodzenie? Lekarz pozbawiony owego "dodatku za stosowanie się do receptariusza" musiałby zrezygnować więc z podpisania umowy z kasą chorych, bo nie miałby szans, aby wywiązać się z umowy, chyba że gotów byłby pracować za darmo albo dołożyć do tej działalności własne pieniądze.
Dlatego twierdzenie, że zgoda na stosowanie receptariusza nie jest obligatoryjna, jest oczywiście fałszywe. Na tym polega cynizm zarządzających Zachodniopomorską RKCh, bowiem przymus stosowania się lekarzy do receptariusza potrafili ukryć. Nie zmniejsza to jednak w żadnym stopniu bezwzględności samego przymusu.
Podobnie ocenił tę sytuację UNUZ, który wielokrotnie podkreślał, że – jakkolwiek samo sporządzenie wykazu leków rekomendowanych przez kasę oraz upowszechnienie go wśród lekarzy nie jest bezprawne ani naganne – to jednak stosowanie zachęt finansowych, przekonujących do receptariusza, jest bezprawne. UNUZ nakazał zatem Zachodniopomorskiej RKCh wycofać się z odpowiedniego zapisu w umowie zawieranej z lekarzami poz, przewidującego różnicowanie stawki kapitacyjnej dla lekarza – zależnie od tego, czy wyraża on zgodę na stosowanie się do receptariusza, czy nie. Zarządzający kasą w sposób demonstracyjny zlekceważyli jednak zalecenie i umów nie poprawili.
W styczniu br. Zarząd Krajowy OZZL wystąpił do Prokuratury Rejonowej w Szczecinie z doniesieniem o popełnieniu przestępstwa przez Zarząd Zachodniopomorskiej RKCh z art. 231 § 1 kodeksu karnego: "Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Prokuratura Rejonowa odmówiła jednak wszczęcia postępowania w tej sprawie.
Prokurator prowadząca dochodzenie wstępne najwyraźniej dała wiarę wyjaśnieniom przedstawicieli Zachodniopomorskiej RKCh i oparła się na ich interpretacji dotyczącej sposobu wprowadzenia i charakteru receptariusza. W uzasadnieniu odmowy stwierdziła bowiem: "receptariusz rekomenduje określone leki na konkretne schorzenia i stanowi formę zalecenia ich stosowania – nie obowiązek". Oceniła również, że "przystąpienie do tego programu (stosowania się do receptariusza) nie było obligatoryjne i nie było warunkiem zawarcia umów z poszczególnymi lekarzami".
Prokuratura nie tylko nie uwzględniła wniosku OZZL, ale zlekceważyła też stanowisko UNUZ oraz Rzecznika Praw Obywatelskich, który podzielił nasze zastrzeżenia wobec receptariusza.
Zarząd Krajowy OZZL wystąpił już z odpowiednim zażaleniem do prokuratury wyższej instancji. Sprawa będzie miała swój dalszy bieg, o którym z pewnością będziemy informować. W tym kontekście chciałbym się jednak zatrzymać na problemie bardziej ogólnej natury. Jak to się dzieje, że instytucja powołana do finansowania leczenia osób ubezpieczonych wynagradza lekarzy nie za to leczenie, ale – za jego ograniczanie? Dzisiaj jest to nagroda za niestosowanie pewnych leków, ale kto wie, czy jutro kasa chorych nie zastosuje premii finansowej dla lekarzy, którzy zrezygnują z wykonywania pewnych badań albo np. z leczenia chorób lub osób, których terapia – zdaniem kasy – będzie nieopłacalna? Wbrew pozorom nie jest to demagogia.
Historia zna wiele takich sytuacji, gdy instytucje powołane do konkretnych celów z czasem zaczęły pełnić funkcje wręcz odwrotne. Nawet my pamiętamy, że jeszcze niedawno (milicja) policja w naszym kraju zamiast chronić obywateli przed przestępcami, sama działała jak organizacja przestępcza, adwokaci nie bronili oskarżonych, lecz ich oskarżali, związki zawodowe potępiały pracowników, którzy występowali w obronie swoich praw itd. itp.
Do wypaczeń takich dochodzi wówczas, gdy obywatele tracą kontrolę nad instytucjami, które powinny im służyć lub od początku są pozbawieni wpływu na ich działalność. Tak stało się też w przypadku kas chorych i - chociaż nie żyjemy już w państwie totalitarnym – kasy wydają się funkcjonować ponad prawem. Zatem to, jak zakończy się "sprawa receptariusza", ma większe znaczenie dla przyszłości systemu opieki zdrowotnej w naszym kraju, niż mogłoby się wydawać.