Przez ostatni tydzień doświadczyłem wszystkich najgorszych stanów emocjonalnych: od szoku i najgłębszej niewiary we wstrząsające doniesienia GW, przez rozpaczliwe próby oddzielenia procederu handlu zwłokami od informacji o mordowaniu ludzi w karetkach łódzkiego pogotowia, aż po obecne przeświadczenie, że rzeczy niewyobrażalne mogły jednak mieć miejsce.
Po stacjach pogotowia ratunkowego przetoczyły się szybkie kontrole gospodarki lekami. Wszyscy pracownicy służby zdrowia poczuli się w ich efekcie potencjalnymi zabójcami. Czy jeżeli ktoś kogoś okaleczy lub zabije, to natychmiast inwigiluje się i sprawdza wszystkich obywateli RP? Czy jeżeli w jednym mieście mogło dojść do ohydnych praktyk z handlem zwłokami, a dwa zespoły pogotowia ratunkowego mogły się dopuścić zbrodniczych praktyk, oznacza to, że wszystkie inne zespoły ratunkowe w całej Polsce są natychmiast podejrzane o to samo? To jest po prostu chore!
Chore jest prawodawstwo, które dopuszcza do nie kontrolowanego funkcjonowania kryminogennych instytucji pogrzebowych. Chore są instytucje państwa, które nie potrafią zastosować właściwej prewencji kryminalnych zachowań, ale natychmiast po ujawnieniu domniemanego przestępstwa (w artykule w gazecie) wysyłają w każdy zakątek kraju legiony kontrolerów, co ma uspokoić obywateli, że państwo nad wszystkim czuwa. Może i czuwa, ale dlaczego dopiero teraz? Chore są media, które na każdą sensację rzucają się stadami, wyciskając z ludzkich nieszczęść "na żywo" i "pod napięciem" spontaniczne, nie kontrolowane, idące w świat reakcje. Bezwzględni, cyniczni, bez jakichkolwiek hamulców etycznych są dziennikarze biegający z kamerą czy mikrofonem po placach, wyciągając z każdego, kto podejdzie do wozu transmisyjnego, mrożące krew w żyłach opowieści, które budzą społeczne niepokoje i godzą w dobre imię wszystkich pracowników służby zdrowia. Chore są służby policyjne i prokuratura, które od pół roku wiedziały, co się dzieje w łódzkim pogotowiu i najspokojniej... "badały sprawę".
Gdy opadną emocje, media zajmą się innym "newsem" i za miesiąc, a może za rok lub za parę lat wszyscy zapomną o tych tragicznych wydarzeniach. Pozostaną dwie grupy naszych obywateli, które nie zapomną. Rodziny zmarłych, które już nigdy nie uzyskają pewności, że śmierć drogiej im osoby nastąpiła z przyczyn naturalnych, oraz uczciwi, spieszący na ratunek pracownicy tysięcy karetek pogotowia, którym teraz wybija się szyby w samochodach, maluje na nich swastyki, pokazuje na ulicy gest podrzynania gardła czy filmuje kamerą wideo ich czynności ratownicze w domach. Medialna eskalacja podejrzeń i nieufności wobec pracowników pogotowia to groźba załamania się systemu ratownictwa w całej Polsce. Nawet najuczciwsi, najporządniejsi i najbardziej oddani sprawie ratownictwa lekarze, sanitariusze, pielęgniarki i kierowcy nie będą chcieli pracować w tej instytucji. I co wtedy? Kto przyjedzie do nieprzytomnego na ulicy, kto podejmie akcję reanimacyjną? W moim regionie na Ścianie Wschodniej ludzie dzwonią do pogotowia i mówią: nie martwcie się, my wam ufamy, to nie wasza wina, z upływem czasu wszyscy zapomną, co się stało gdzieś tam w centrum Polski.
A ja nie chcę, żeby o tym wszystkim, co napisała GW, zapomniano. Chcę, żeby najszybciej jak to możliwe zidentyfikowano i ukarano winnych. Przy obecnej technice monitorowania komunikacji telefonicznej, przepływu środków finansowych w przedsiębiorstwach czy gospodarki lekami – powinno to być proste. Jeżeli nie będzie, to też będzie chore. Chcę, żeby wprowadzono nowe, cywilizowane zasady postępowania z godnym najwyższego szacunku ciałem każdego zmarłego obywatela RP. Chcę, żeby zakłady pogrzebowe były koncesjonowane i prowadzone przez ludzi o wysokim poziomie etycznym. Chcę, by zasiłek pogrzebowy w wysokości 4150 zł wypłacany z naszych składek przez ZUS – bez żadnej kontroli – nie kusił do robienia ciemnych, intratnych interesów, uwłaczających wszelkim normom etycznym. Chcę, żeby zakładom pogrzebowym zabroniono otaczania polskich szpitali i innych instytucji zdrowotnych złowróżbnym wianuszkiem. Chcę, by zwiększono nadzór finansowy nad funkcjonowaniem polskich cmentarzy, ukrócono proceder "dawania w łapę" każdemu i przy każdej czynności związanej z pogrzebem, a usługi kapelana, krzyżowego i organisty nie były płatne bez żadnych rachunków, wg zasady: "tyle się należy". Chcę, żeby ukrócono praktyki zatrzymywania przez banki oszczędności zmarłych – bez możliwości podjęcia zgromadzonych pieniędzy przez najbliższą rodzinę: żonę, męża, dzieci. I żeby uzyskanie dla zmarłego kwatery w głównej alei cmentarza nie oznaczało konieczności pisania specjalnego podania do prezydenta miasta.
Zdarzenia podobne do łódzkich miały miejsce w ostatnich latach także w innych miejscach globu. W Brazylii w 1999 r. pielęgniarz Edson Guimaraes został oskarżony o śmierć 5 pacjentów; za informację o ich zgonie otrzymywał od 500 do 600 dolarów. We Francji od 2000 r. toczy się postępowanie w sprawie śmierci 20 osób w klinice "La Martiniere", na dyżurze jednego lekarza. W tym samym roku brytyjski lekarz Harold Shipman został skazany na dożywocie za zabicie 15 pacjentów. W Tajlandii od 2001 r. toczy się dochodzenie w sprawie handlu organami do przeszczepów, za które płacono "od sztuki" prawie 3000 dolarów. Z podobnego powodu na Ukrainie rok temu aresztowano grupę lekarzy zajmujących się handlem ludzkimi organami. W każdym kraju i w każdym środowisku zawodowym zdarzają się socjopaci i mordercy.
Nie da się odwrócić tego, co się zdarzyło. Natomiast musi się udać naprawa i wprowadzenie środków zapobiegawczych, aby już nigdy to się nie powtórzyło.
Najtrudniejsze będzie przywrócenie w społeczeństwie zaufania do służb medycznych. Wymagać to będzie ścisłej współpracy korporacji zawodowych lekarzy, pielęgniarek, dyrektorów zozów. Nie mamy już co liczyć na społeczne poparcie naszych protestów w sprawie niskich nakładów na służbę zdrowia czy niskich płac. Ale łódzka afera może się stać szansą na katharsis środowiska służby zdrowia. Musimy jednak zmienić kolejność etapów oczyszczenia: najpierw naprawa moralności, etyki, jakości pracy, a dopiero – w drugim etapie – żądania zwiększenia wydatków na ochronę zdrowia i podwyżki płac. Odwrotnie się obecnie nie da...
Nie zrobimy tego sami. Musi w tym pomóc ministerstwo zdrowia przyzwoitą legislacją, a nie – doraźnymi akcjami wysyłania w teren aparatu kontroli, który, nawet rozbudowany do granic absurdu, byłby i tak nieskuteczny.
Marek Wójtowicz
Prezes STOMOZ