Dobra komunikacja nie jest niezbędna ani do tego, by leczyć, ani by rządzić, ale pomaga w efektywności obu tych procesów. Przy tworzeniu sieci szpitali wywiązała się „wrzawa” i „głupia dyskusja”. Czy można było jej uniknąć?
Winni dziennikarze i opozycja
„Sieć szpitali: samorządy gorączkowo szukają planu ratunkowego” („Dziennik Gazeta Prawna”), „Sieć szpitali pogrąży szpitale powiatowe?” („Rzeczpospolita”), „Które szpitale województwa śląskiego znajdą się w sieci? A które do likwidacji?” („Dziennik Zachodni”). Reforma w ochronie zdrowia ma – zdaniem jej twórców – służyć głównie pacjentowi. Jak odbiera on plany zmian, widząc te nagłówki?
„Wokół projektu dotyczącego sieci szpitali narosło wiele mitów” – mówił minister Radziwiłł. Dlaczego tak się stało? Dlaczego minister dementuje w swoich wystąpieniach pogłoski, że szpital poza siecią nie musi zostać zamknięty? Być może twórcy reformy przekazali zbyt mało informacji lub były one na tyle niejasne, że dały pole do niewłaściwej interpretacji.
Luka w informacji rodzi plotkę niezależnie od tego, czy oszczędność w przekazywaniu konkretów wynika z planu, czy też z braku planu i konkretów. Interpretację zaś można do pewnego stopnia kontrolować, szacując wcześniej ryzyko niezrozumienia i projektując przekaz tak, by ograniczyć wątpliwości.
Krytyczne uwagi nie są wyłącznie domeną dziennikarzy i opozycji. Potwierdza to lektura dokumentów nadesłanych w trakcie konsultacji społecznych. To 91 pism z uwagami zarówno od publicznych i niepublicznych placówek, jak i samorządów, środowisk akademickich, organizacji pracodawców, związków zawodowych i organizacji pacjenckich. Ministerstwo odniosło się do 49 z nich i wprowadziło do projektu 7 zmian, pozostałe uwagi uznając za bezzasadne lub nadesłane zbyt późno. Do wielu uwag odniosło się bardzo lakonicznie, co potwierdza tezę o niewystarczającej ilości informacji.
Odpowiedzi na konsultacje społeczne to materiały źródłowe, nieprzetworzone przez media, często odzwierciedlają partykularne interesy, ale nie wyklucza to ich merytorycznego charakteru i troski także o dobro pacjenta i finanse w ochronie zdrowia. Ministerstwo zorganizowało więc szereg spotkań, by tłumaczyć niejasności, co jest rozwiązaniem dobrym, sugerującym chęć porozumienia i dialog. Jednocześnie jednak debata o sieci szpitali została nazwana „głupią dyskusją”.
Dialog czy głupia dyskusja
„Jak prezydent podpisał ustawę, to trochę taka głupia dyskusja się skończyła” – zakomunikował minister. Trudno orzec, czy odwoływał się do konsultacji społecznych i obaw samorządowców, czy dyrektorów małych szpitali, które kryteriów włączenia do sieci nie spełniają, czy brał pod uwagę argumenty opozycji, czy może głosy pacjentów, którzy mają wątpliwości, co do dostępności świadczeń. Ponieważ minister dodał, że zalety zmian będą najlepiej widoczne, „gdy opadnie kurz i wrzawa medialna”, możemy zgadywać, że chodzi o media. Przy innej okazji jednak, na sejmowej mównicy, sugerował co innego: „ci, którzy generują opór wobec ustawy mają bardzo dużo pieniędzy, które zarobili w systemie ochrony zdrowia (…) Po wejściu w życie nowych przepisów, nie będzie można robić złych interesów”. Czy zatem chodzi o placówki niepubliczne i lekarzy, którzy „robią złe interesy”? Taka ocena dyskusji i jej uczestników nie buduje atmosfery porozumienia i nie świadczy o chęci zyskania poparcia i nawiązania realnego dialogu.
Czy można było zapobiec wrzawie?
Lektura uwag do projektu ustawy pozwala wnioskować, że niektórych można było uniknąć, przewidując reakcję konkretnych środowisk. Byłoby „ciszej”, gdyby w projekcie od początku zaplanowano udział w sieci szpitali mono- i wąskoprofilowych. Podobnie gdyby zadbano o komunikację dotyczącą placówek, prowadzonych przez samorządy i wyjaśniono, jakie mają szanse na dalsze funkcjonowanie, inicjując dialog z samorządami. Oto jedna z uwag dotyczących szpitala powiatowego: Po analizie proponowanej ustawy widzimy ogromne zagrożenie przyszłości funkcjonowania szpitali powiatowych. Projekt ten w naszej ocenie doprowadzi do zdecydowanego ograniczenia dostępności i jakości usług w szpitalach powiatowych (…) Należy zdawać sobie sprawę, że część szpitali powiatowych historycznie (nie mówimy o ostatnich latach, ale często o 25 latach) rozwinęła swój zakres działalności. Działanie takie nie było efektem rozdętych ambicji lokalnych, a jedynie odpowiedzią na potrzeby regionu. Odpowiedź resortu jest krótka: W odniesieniu do profili nie objętych siecią pozostawia się możliwość zawierania umów w dotychczasowym trybie.
Podobnie lakonicznie MZ potraktowało inną uwagę, dotyczącą nowych placówek oraz tych, które nie mają oddziałów ratunkowych: Spełnienie wymogów posiadania Izby Przyjęć, czy SOR, może „wykluczyć” zakłady lecznicze, wykonując wyłącznie zabiegi planowe, np. szpitale jednodniowe. Ponadto, wymóg posiadania przez ostatnie 2 lata umowy z NFZ na wykonywanie świadczeń w rodzaju leczenie szpitalne, „wyklucza” nowe szpitale. Odpowiedź uzasadniająca uznanie uwagi za bezzasadną brzmi: Projektowane przepisy mają na celu ustabilizowanie sytuacji finansowej szpitali o najistotniejszym znaczeniu dla zapewnienia dostępu do świadczeń – co implikuje niewielkie znaczenie pozostałych placówek i daje wrażenie lekceważenia.
„Zlikwidować bratobójczą
konkurencję”
Z komunikacyjnego punktu widzenia konflikt może generować także sposób wyjaśnienia zasadności wprowadzania zmian. Minister uzasadniał reformę w sejmie: „Sieć ma zapobiec temu, że publiczne, ważne dla nas wszystkich szpitale, dzisiaj muszą konkurować w bratobójczej, toksycznej konkurencji z tymi, którzy po prostu robią interesy w służbie zdrowia (…). Ta ustawa stabilizuje sytuację szpitali, a przez to zabezpiecza interesy pacjentów”. Merytoryczne uzasadnienie zostało zastąpione atakiem na placówki, które robią interes na leczeniu. Sugeruje też, że te szpitale, które robią interes, są mniej ważne dla społeczeństwa. Argumentacja ta sprawdziła się kilka lat temu, kiedy Bartosz Arłukowicz przekonywał, że lekarze rodzinni to biznesmeni, żerujący na pacjentach, utwierdzając przy okazji opinię publiczną w przekonaniu, że na ochronie zdrowia pieniędzy robić nie należy.
O tym, że konkurencja nie służy pacjentowi wspomniał także Marszałek Senatu RP Stanisław Karczewski. Wyjaśnił, że „punkt ciężkości z konkurencji musimy przesunąć na jakość”, sugerując tym samym, że jakość nie ma nic wspólnego z konkurencją, a ta ostatnia nie służy pacjentowi.
Pojawia się też pewna sprzeczność, ponieważ minister Radziwiłł krytycznie odnosi się do obecnej sytuacji: „Teraz pacjentów dzieli się na tych mniej lub bardziej atrakcyjnych finansowo dla placówki pod kątem wyceny procedur. To się kłóci z misją publicznych placówek” – oskarżając także szpitale publiczne o dbałość o interes i jednocześnie sugerując, że nie forma własności stanowi kryterium w kwalifikowaniu do sieci. Co więc ją kwalifikuje? Oprócz wytycznych zawartych w ustawie, w komunikacji pojawia się kategoria „prawdy” i „normalności”.
Słowa są bardzo ważne
„Ustawa nie zagraża szpitalom, lecz zapewnia bezpieczeństwo szpitalom, tym prawdziwym” – to słowa ministra. Do tego przekazu zostaje wprowadzona jeszcze kategoria „normalności”, sugerująca wcześniejszą patologię („Nie mówimy dziś o rewolucji, nie wywracamy niczego do góry nogami: przywracamy służbie zdrowia normalność”). Czy to oznacza, że szpital, który znajdzie się poza siecią, jest nieprawdziwy i nienormalny?
Słowa są bardzo ważne. Każdy zgodzi się, że wartości takie, jak: zdrowie, rodzina, porządek, bezpieczeństwo to wartości pozytywne. Zgadzamy się jednak tylko do momentu, kiedy pojęcia te nie zostaną doprecyzowane. Jeśli odniesiemy je do sytuacji lub konkretnego działania, szybko ujawnią się sprzeczne interesy grup i konflikty stanowisk. Uniwersalne wartości trzeba więc odpowiednio zdefiniować i w tym celu można zastosować zabieg zwany dysocjacją pojęć, rozbijając je na „prawdziwe” i „pozorne”. Mamy więc bezpieczeństwo i „bezpieczeństwo pozorne”, demokrację oraz „fasadę demokracji” oraz szpital i „szpital prawdziwy”. Ten wykluczony z sieci (nieprawdziwy?) może stanąć do konkursu na dotychczasowych zasadach. W świetle wypowiedzi ministerstwa – z mniejszym poczuciem bezpieczeństwa, być może z motywacją do wprowadzania zmian i przesunięć w samorządowych budżetach. Został jednak przy wprowadzaniu zmian wykluczony nie tylko procedurami, ale i słowami, i negatywną oceną.
Zaplanowana wrzawa
Przy przeprowadzaniu ważnych zmian przydaje się społeczne poparcie. Odpowiednio zaplanowana i zrealizowana kampania informacyjna bierze pod uwagę wszystkie zaangażowane strony. Zasada ta dotyczy także zmian w systemie ochrony zdrowia, w tym tej dotyczącej sieci szpitali.
Gdyby dyrekcja szpitali mogła od początku zaplanować kroki, jakie powinna podjąć, by utrzymać placówki i co komunikować pracownikom, a samorządy wiedziały, jaka będzie dostępność do świadczeń na ich terenie i mogły przekazać to mieszkańcom, mniej byłoby wątpliwości i spekulacji.
Używając narracji, która tworzy dwie kategorie placówek – prawdziwe i nieprawdziwe, służące pacjentom i służące do robienia interesu, tworzy się wrzawę i dyskusję. Jeśli narracja ta była zaplanowana, a projekt ustawy od początku przemyślany w każdym aspekcie – wrzawa była również w niego wpisana.