Lada chwila w naszych placówkach zostanie odcięty prąd, hurtownie przestaną dostarczać żywność, leki czy odczynniki i sprzęt jednorazowego użytku, a nasi wierzyciele zablokują szpitalne konta. To może oznaczać przerwanie ciągłości opieki szpitalnej w wielu miastach. A pani minister zapewnia nas, że resort zdrowia pracuje nad rozporządzeniami. Niestety, słowami nie da się zatrzymać rosnącego zadłużenia, a nie usłyszeliśmy dzisiaj żadnych konkretów – mówili starostowie, rozczarowani wypowiedziami wiceminister zdrowia Ewy Kralkowskiej podczas spotkania Związku Powiatów Polskich 18 stycznia br., poświęconego funkcjonowaniu powiatowych szpitali.
Szybko rosnące zadłużenie szpitali jest przedmiotem nieustannej troski i obaw ich organów założycielskich, szczególnie samorządów powiatowych i miejskich. Przyczyn narastania długów jest wiele. Starostowie jako główną przyczynę wskazywali zbyt niski w stosunku do kosztów poziom finansowania świadczeń medycznych przez kasy chorych. Jeżeli 90 proc. szpitali jest zadłużonych, to znaczy, że system finansowania jest wadliwy – mówili w trakcie narady. W ostatnim roku nawet najlepiej gospodarujące szpitale popadły w długi, realizując "ustawę 203". Szpitalom, których organami założycielskimi są samorządy powiatowe i miejskie, kasy chorych narzucają szczególnie niekorzystne warunki finansowe w kontraktach. Sejmiki wojewódzkie, sprawujące nadzór nad działalnością kas dbają, aby wyższe stawki za świadczenia medyczne otrzymywały szpitale wojewódzkie, podległe marszałkowi.
Powodem zadłużania się szpitali jest także złe zarządzanie, zwłaszcza utrzymywanie niewydolnych struktur organizacyjnych. Brak w ciągu ostatnich trzech lat gruntownej restrukturyzacji sprawia, że generują milionowe długi, do których wierzyciele dopisują karne odsetki od zobowiązań przeterminowanych. Sytuację pogarsza fakt, że wiele szpitalnych długów skupują instytucje handlujące wierzytelnościami (np. Greenhouse czy Magellan), naliczające odsetki od zaległości na ustawowym poziomie (do 15.12.2001 r. było to 30 proc., a obecnie 20). Efekt śnieżnej kuli sprawia, że ich zadłużenie powiększa się lawinowo.
Długi szpitali wcześniej czy później obciążą konta ich organów założycielskich. Alternatywą jest postawienie placówki w stan likwidacji, by przerwać narastanie zadłużenia.
Najaktywniejsze władze samorządowe, poczuwające się do odpowiedzialności za politykę zdrowotną na swoim terenie, nie chcą się biernie przyglądać procesom, które z jednej strony mogą pogrążyć ich budżety, obciążając je zobowiązaniami, które przekraczają możliwości spłaty, a z drugiej – zagrażają przerwaniem ciągłości opieki szpitalnej nad mieszkańcami. Szansę radykalnej poprawy sytuacji upatrują w przekształceniu własnościowym szpitali, pociągającym za sobą ich restrukturyzację oraz przecięcie spirali zadłużania. Tę drogę – likwidacji publicznego zakładu opieki zdrowotnej i utworzenia w jego miejsce niepublicznego – wybrało już kilkanaście samorządów powiatowych.
Jednak ostatnio minister Mariusz Łapiński zakwestionował legalność takich działań i skierował wnioski do NIK, UNUZ, prokuratury i kontroli skarbowej o skontrolowanie dwunastu przekształcanych spzozów. Min. Kralkowska na spotkaniu ze starostami stwierdziła, iż resort nie sądzi, aby tworzenie spółek prawa handlowego w miejsce publicznych zozów było skutecznym sposobem na wyjście z kłopotów z zadłużeniem. Wg ministerstwa, ustawa o samorządach daje władzom terytorialnym dostateczne instrumenty do sterowania placówkami (statut spzozu, naciski na dyrektora).
Wiceminister Kralkowska podkreśliła zarazem, że nie będzie następnego oddłużenia szpitali, bo nie ma ku temu ani możliwości prawnych, ani środków na ten cel. Takie jest stanowisko Ministerstwa Finansów. Dodała jednak, że trwają prace przedstawicieli 3 resortów: zdrowia, finansów i skarbu nad sposobami rozwiązania tej dramatycznej sytuacji. Na pytanie starosty lubartowskiego, czy władze centralne rozważają możliwość emisji obligacji organów założycielskich na pokrycie długów, poręczonych przez rząd, odpowiedziała, że wspomniany zespół nad tym pracuje. Resort zdrowia przygotowuje także nowelizację ustawy o zozach i opracowuje sieć szpitali, która będzie gotowa jeszcze w pierwszym półroczu 2002 r. Nie znajdą się w niej – z założenia – szpitale niepubliczne.
Obecnie placówki stacjonarne muszą utrzymać się z pieniędzy z kontraktów z kasami chorych, które w tym roku dysponują jednak zmniejszonymi środkami (składka 7,75 proc. oraz mniejsze wpływy z budżetu). Fundusze na restrukturyzację z ub.r., nawet te już przyrzeczone poszczególnym szpitalom, zostały zablokowane i nie będą wypłacone. (Niektórym placówkom, np. w Poznaniu, zabrakło z tego powodu pieniędzy na odprawy dla zwalnianych pracowników.) Rezerwa celowa MZ na 2002 r. jest mniejsza od ubiegłorocznej. Wiceminister przypomniała, że remonty i inwestycje powinny być finansowane przez organy założycielskie. Ponadto samorządy – jeżeli chcą wesprzeć finansowo swoje szpitale – mogą zakupić w nich więcej programów profilaktycznych. Resort zdrowia nie przewiduje nowelizacji "ustawy 203", a po orzeczeniu Sądu Najwyższego publiczne zozy są obowiązane ją realizować.
Przedstawiciele Związku Powiatów Polskich nie kryli niezadowolenia z przedstawionego stanowiska resortu zdrowia. Trzy lata temu, dzięki zapisom w ustawach o samorządach terytorialnych, podarowano im nadzór właścicielski nad szpitalami, ale nie zatroszczono się o wskazanie źródeł finansowania bardzo kosztownych placówek zdrowotnych. Wysiłki samorządów idące w kierunku monitorowania gospodarki finansowej szpitali, podejmowane w ciągu minionych trzech lat, w większości przypadków kończyły się niepowodzeniem. Tylko nieliczne szpitale nie mają dziś długu. W trakcie dyskusji przytaczano przykład jedynego szpitala w kraju, w Strzelcach Opolskich, który wypracował w 2001 roku zysk i zapłacił podatek dochodowy od osób prawnych! Gerard Mateja, starosta strzelecki zapewniał, że w bieżącym roku szpital będzie pracował tak, aby mieć kontrolowaną stratę.
Samorządowcy poszukują więc innych rozwiązań ratunkowych. Jednym z nich jest prywatyzacja, którą obecne kierownictwo ministerstwa zdrowia uznaje jednak za próbę obejścia prawa i "dziką prywatyzację". Kontekst, w jakim padają te określenia sugeruje, że jest to sprawa co najmniej dwuznaczna i moralnie naganna.
- Publicznie zarzuca się nam winy, których nie popełniliśmy. Nikt natomiast nie próbuje pomóc w poszukiwaniu rozwiązań – i to w sytuacji, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej dramatyczna – z goryczą stwierdził na zakończenie jeden ze starostów.
Małgorzata Kukowska