Śląska Izba Lekarska przeprowadziła badanie długości życia lekarzy. Na podstawie średniej wieku zgonów 600 lekarzy zarejestrowanych w ŚIL, zmarłych w latach 2001–2006, wyliczono, iż tamtejsi lekarze żyją przeciętnie 68,1 roku (przy średniej dla statystycznego obywatela Polski płci męskiej wynoszącej 70,5 roku), a lekarki żyją przeciętnie 67,3 roku (przy średniej krajowej dla kobiet 78,9 roku).
Lekarze z województwa śląskiego żyją zatem o 2,4 roku krócej niż inni mężczyźni w Polsce, a lekarki – ponad 11 lat krócej niż statystyczne Polki wykonujące inne zawody.
Przedwczesne zgony
A nie tylko śląscy lekarze umierają przedwcześnie. Niedawno do szpitala, w którym pracuję, przywieziono w ciężkim stanie mego kolegę lekarza, z perforowanym wrzodem żołądka. Dolegliwości odczuwał przez kilka miesięcy, ale nie miał czasu, by się leczyć; wciąż odrywały go od tego obowiązki służbowe. Został uratowany w ostatniej chwili. Miał więcej szczęścia od swojej żony, też lekarki, którą również znałem. Zmarła ona wskutek zapalenia otrzewnej. Bagatelizowała objawy i zaniedbała leczenie, gdyż nie mogła się oderwać od swoich pacjentów.
Inna z moich znajomych, lekarz anestezjolog, zasłabła nagle na swoim dyżurze. Znaleziono ją martwą w dyżurce na podłodze. Kolejna – dyżurowała na okrągło codziennie miesiąc w miesiąc, gdyż w swoim szpitalu powiatowym była jedynym anestezjologiem. Na szczęście, wyjechała do USA i dzięki temu udało się jej przeżyć. Jej następczyni powiodło się gorzej; po kilku latach podobnego trybu życia po prostu zmarła z wycieńczenia, w wieku 43 lat.
Ponad rok temu z naszego zespołu odeszła na zawsze koleżanka, która nabawiła się paskudnej infekcji na Oddziale Intensywnej Terapii. Młoda dziewczyna, świeżo po specjalizacji, nie żałująca czasu chorym, co odbiło się na obniżeniu odporności organizmu. Nie udało się jej uratować. Ostatnio śmierć dosięgnęła kolejnego z mych kolegów, 54-letniego lekarza pracującego na szpitalnym oddziale ratunkowym. Usiadł w domu w fotelu, by odsapnąć po ciężkim dniu, sięgnął po gazetę, i była to jego ostatnia czynność w życiu...
Zabójcze zmęczenie
Głównymi przyczynami tych dramatów są stres i przepracowanie. Serwis internetowy Konsylium24.pl. zainteresował się problemem, ile godzin tygodniowo pracują lekarze. Spośród 616 respondentów, w nominalnym czasie pracy etatowej (37 godz. 55 min tygodniowo – 7 godz. 35 min dziennie) mieści się zaledwie 17% ankietowanych. Niemal 10% pracuje ponad 92 godziny tygodniowo, czyli więcej niż 13 godzin na dobę (wliczając w to soboty i niedziele i biorąc pod uwagę wszystkie miejsca pracy), a 4% ujawniło, iż spędzają przy pacjentach ponad 126 godzin tygodniowo, co daje przeciętnie 18 godzin dziennie i 500 w miesiącu!
Jedni zapracowują się z poświęcenia dla chorych, inni – w pogoni za pieniądzem, a jeszcze inni – z obawy przed przełożonymi, którzy wymagają od nich nienormowanego czasu pracy, często nie notując nadgodzin, nie płacąc za nie i, co najgorsza – nie udzielając w zamian czasu wolnego na wypoczynek.
Tymczasem przepisy i polskie, i unijne dopuszczają limit 48 godzin pracy w tygodniu, a w razie zgody pracownika (tzw. klauzula opt-out), po odliczeniu wszystkich obowiązkowych okresów odpoczynku – 78 godzin (czyli średnio nieco powyżej 11 godz. w ciągu 7 dni). Niestety, dotyczy to jedynie lekarzy zatrudnionych na podstawie umowy o pracę. Ograniczeń takich nie ma w przypadku umów cywilnoprawnych (kontraktów), które zaczynają dominować w strukturze zatrudnienia lekarzy, stanowiąc wygodne dla pracodawców obejście prawa, pozwalające łatać niedobory kadrowe.
Ale przy takim obciążeniu godzinowym i ograniczeniu czasu snu oraz wypoczynku skutki są dla lekarzy zabójcze. Następuje kompletna ruina rytmu biologicznego, zaburzenia percepcji, snu, drażliwość, labilność emocjonalna, problemy z trawieniem, z prawidłowym metabolizmem, osłabienie odporności na infekcje.
Długotrwała praca w wymiarze powyżej 55 godz. tygodniowo ogranicza zdolności poznawcze człowieka, powoduje zubożenie zasobu słownictwa, ułatwia wystąpienie demencji i jest przyczyną wielu innych zaburzeń (Long Working Hours and Cognitive Function, American Journal of Epidemiology, Vol. 169, No. 5, 06.01.2009). Badania duńskie wykazały związek pracy nocnej z powstawaniem raka piersi u kobiet poprzez zaburzenie wytwarzanej nocą melatoniny. Z tego powodu m.in. 7 pracownicom służby zdrowia w Danii przyznano odszkodowania średnio po 134 tys. euro (Denmark will recognize the harmfulness of night-work, L’Humanité, 30.03.2009).
Śmierć dla lekarza
Z biegiem lat nawarstwia się stres związany z odpowiedzialnością moralną i prawną za wyniki leczenia, z pośpiechem i chęcią poprawy efektywności pracy. Rzutuje to negatywnie na stan psychiczny lekarza. Rodzą się depresje, charakteropatie, uzależnienia, narastają problemy z życiem osobistym.
Brakuje czasu na wychowanie dzieci, podtrzymanie ogniska domowego, na uprawianie kontaktów towarzyskich, zajęcie się hobby, na relaks i na zainteresowanie się którąś z form rekreacji czy sportu, na zadbanie o swoje zdrowie. Bo przecież do tego dochodzi jeszcze konieczność ciągłego dokształcania się, uaktualniania wiedzy, zapoznawania się z bieżącą literaturą fachową, uczestniczenia w posiedzeniach naukowych. Organizm nie ma szans na odpoczynek, na regenerację fizyczną i umysłową.
Osoby, które nie spały przez 24 godziny, mają funkcje psychomotoryczne upośledzone w takim samym stopniu, jak te z zawartością 1 promila alkoholu we krwi. Stres, częste zarywanie nocy, brak wypoczynku powodują znamienne skrócenie długości życia.
Śmierć dla pacjenta
Oczywiście, ta sytuacja w bezpośredni sposób uderza w chorych. Zniecierpliwiony lekarz ze spowolnionymi reakcjami, ziewający, z opadającymi powiekami powinien być dla nich ostrzeżeniem. Są to bowiem typowe oznaki przemęczenia. A taki medyk ma obniżoną sprawność intelektualną, wolniejszy refleks, jest rozdrażniony, trudniej mu podejmować decyzje, częściej popełnia błędy.
Według danych amerykańskich, u pracujących 77–88 godzin tygodniowo stażystów liczba popełnianych błędów medycznych wzrasta aż o 36%. Dotyczą one m.in. nieprawidłowej oceny stanu pacjenta, błędnej diagnozy, pomyłek w wyborze leków i w ich dawkowaniu. Skutki dla pacjenta mogą być śmiertelne.
„Zmęczony lekarz = martwy pacjent” – głosił jeden z transparentów eksponowanych przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy pod siedzibą Parlamentu Europejskiego w Strasburgu podczas grudniowej manifestacji lekarzy europejskich, domagających się humanitarnego potraktowania ich czasu pracy przez parlamentarzystów. I niewiele w tym przesady. Bo czym się np. różni zagrożenie wywołane przez przemęczonego kierowcę od niebezpieczeństwa stworzonego przez półprzytomnego z przepracowania lekarza, którego pomyłka może się skończyć równie tragicznie?
Rozciąganie w nieskończoność czasu pracy lekarzy, zwłaszcza kontraktowych, jest żywym zaprzeczeniem szlachetnego skądinąd hasła: „Dobro chorego najwyższym prawem”. A przytoczone przeze mnie przypadki śmierci moich znajomych lekarzy prowokują do proklamowania innego hasła: „Przemęczony lekarz = martwy lekarz”.