Choć Ministerstwo Zdrowia zrezygnowało z deadline’u na dostosowanie infrastruktury szpitalnej, to w tomografii i rezonansach postanowiło nareszcie wprowadzić minimalne wymogi sprzętowe i uporządkować przepisy. Eksperci chwalą kierunek zmian, choć niektórzy oczekiwaliby jeszcze głębszych.
Ministerstwo przygotowało projekt nowelizacji rozporządzenia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, który określa nowe wymogi dla badań tomografii komputerowej (TK) i rezonansu magnetycznego (MR). Jednym z głównych celów rozporządzenia jest wyeliminowanie najniższej jakości sprzętu zarówno z prywatnych, jak i publicznych placówek. Ponadto urządzenia będą pogrupowane na te, które nadają się do badań podstawowych oraz te, przy pomocy których można realizować badania specjalistyczne, przy których wymagania techniczne dla urządzeń diagnostycznych są znacznie wyższe.
O takie zmiany zabiegało samo środowisko, zwłaszcza konsultanci, z którymi propozycje te wcześniej wstępnie konsultowano. Jak tłumaczy prof. Andrzej Urbanik, prezes Polskiego Lekarskiego Towarzystwa Radiologicznego i małopolski konsultant wojewódzki, część urządzeń, jakie są w użytkowaniu, to aparaty starej generacji, które powinny trafić na złom, ponieważ wyniki badań z nich mogą być niemiarodajne. Konsultanci o tym wiedzą, ale brakowało im podstawy prawnej, by wnioskować o wycofanie urządzeń.
– Trzeba przy tym podkreślić, że wcale nie są to wymagania „wyżyłowane” – wręcz przeciwnie – mówi o projekcie Urbanik. I wyjaśnia, że do diagnozowania potrzebna jest dobra jakość, którą dają aparaty przynajmniej szesnastorzędowe. Tymczasem część użytkowanych to jedno- czy dwurzędowe. Jakość w pracowniach jednak stale się poprawia, coraz częściej kupowane są aparaty 64-rzędowe, a nawet lepsze.
W przypadku aparatów MR jako minimum – dla tzw. systemów zamkniętych – ustalono próg natężenia pola 1,5 T. Jednocześnie dopuszczono aparaty pozwalające diagnozować tylko małe stawy, co powinno poprawić dostęp do diagnostyki. Są one tańsze, ale w wielu przypadkach wystarczające. W wielu krajach taki sprzęt pozwolił na wdrożenie nowoczesnej diagnostyki np. chorób reumatycznych.
Zgodnie z projektem około 144 urządzeń do tomografii komputerowej (w roku 2016 wg NFZ działało w sumie 561) jest przestarzałe i ma za niskie parametry (84 urządzenia) albo nie dostarczono dla nich niezbędnych informacji dotyczących jakości. W przypadku rezonansu na 303 urządzenia wymogów nie spełniają 34. Liczba świadczeniodawców, którzy w ramach posiadanej aparatury TK są w stanie – zgodnie z projektem rozporządzenia – realizować wyłącznie świadczenia w zakresie „badań podstawowych” to 188 (liczba aparatów 255). W przypadku badań specjalistycznych odpowiedni sprzęt ma 130 placówek (w przeliczeniu na liczbę aparatów 162).
– To na pewno korzystne zmiany, zmuszą niektórych do wymiany tego sprzętu – uważa dr hab. n. med. Piotr Grzelak, kierownik Zakładu Diagnostyki Obrazowej w łódzkim Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki. Jego zdaniem, jednak warto byłoby ustalić przy kontraktowaniu wiek sprzętu np. na 6–8 lat, a starsze mogłyby być przez NFZ niżej wyceniane. – To tak jak z samochodami. Niektóre 10-letnie miały wcześniej nowoczesne rozwiązania stosowane teraz powszechniej, ale to nie zmienia faktu, że są już stare – mówi dr Grzelak. Podkreśla, że nawet gdy aparat jest mało eksploatowany też niszczeje. Określenie wieku urządzenia zniechęciłoby też m.in. do instalowania w Polsce już używanych aparatów.
Co ważne, choć chodzi o rozporządzenie koszykowe, to może mieć to wpływ na sektor czysto komercyjny. Konsultant wojewódzki będzie mógł, opierając się na nim, odmówić zgody na użytkowanie starego sprzętu do tomografii. A nowo powstające pracownie będą kupować od razu lepsze aparaty.
Rygor z zyskiem dla pacjentów
O ile wymogi jakościowe spełnia większość użytkowanego sprzętu, to z innymi zapisami placówki mogą mieć problem. W rozporządzeniu ustalono bowiem maksymalny czas, w którym pacjent ma dostać wyniki badania wraz z opisem. Teraz zdarza się, że czeka wiele dni z powodu braków kadrowych.
W stanach nagłych i zagrożenia życia wynik wraz z opisem będzie trzeba wydać bezpośrednio po wykonaniu badania. W przypadkach zakwalifikowanych jako pilne termin wynosić ma do 3 dni roboczych, a w trybie normalnym do 5 dni. – To bardzo ważna zmiana dla pacjentów – mówi Wojciech Wiśniewski z onkologicznej Fundacji Alivia.
– Ponadto dla dobra pacjentów określono, kto powinien badanie wykonywać i opisywać, a także podkreślono konieczność bezpośredniego nadzoru specjalisty radiologa. To znacznie zwiększa jakość badań oraz – w przypadku stosowania promieniowania jonizującego – gwarantuje bezpieczeństwo pacjenta – mówi prof. Urbanik.
Z narkozą dla dzieci
W koszyku znalazły się też procedury anestezjologiczne. W przypadku dzieci badania ambulatoryjne będą mogły być wykonywane w znieczuleniu ogólnym w przypadku, gdy jest problem ze współpracą podczas badania. Diagnostyce takiej poddawane jest rocznie ponad 13 tys. dzieci. To generalnie dobra zmiana, jednak są wątpliwości, czy coś zmieni. Powód?
– Tam gdzie nie realizowano teraz znieczuleń ogólnych inwestycje w ambulatorium mogą się nie opłacać. Nie ma rocznie aż tylu pacjentów, by placówki mające np. rezonans w poradni inwestowały w anestezjologa, dodatkową pielęgniarkę anestezjologiczną, salę wybudzeń, sprzęt do znieczulania. To się nie opłaci – uważa kierownik radiologii z łódzkiego instytutu. Jego zdaniem zmiana przepisów może mieć znaczenie dla szpitali prowadzących AOS, gdzie i tak są już odpowiednie warunki. – Może ten segment będzie dodatkowo punktowany przy nowych kontraktacjach lub będzie lepsze wynagrodzenie – mówi dr Grzelak.