SZ nr 26–33/2015
z 9 kwietnia 2015 r.
Mały wielki projekt
Aleksandra Kurowska
Wydłużenie życia, zatrzymanie epidemii cukrzycy, zahamowanie wzrostu liczby otyłych, Więcej osób uprawiających sport – to wszystko umożliwić ma ustawa o zdrowiu publicznym i towarzyszące jej akty prawne. Dokument, o którym dyskutowało się od lat, decyzją premier Ewy Kopacz dostał w grudniu koło zamachowe w postaci pełnomocnika rządu. A do konsultacji miał trafić w lutym. Mimo składanych z tygodnia na tydzień coraz to nowszych zapewnień, że projekt ustawy o zdrowiu publicznym trafi w ciągu kilku dni do konsultacji społecznych – udało się to dopiero na koniec marca.
Dokument, o którym dyskutowało się od lat, decyzją premier Ewy Kopacz dostał w grudniu koło zamachowe w postaci pełnomocnika rządu. A do konsultacji miał trafić w lutym. Mimo składanych z tygodnia na tydzień coraz to nowszych zapewnień, że projekt ustawy o zdrowiu publicznym trafi w ciągu kilku dni do konsultacji społecznych – udało się to dopiero na koniec marca. Pewnie przeciągnęło by się jeszcze bardziej, gdyby nie fakt, że premier Ewa Kopacz przedstawiała podsumowanie działań z okazji półmetka rządu. A ustawa o zdrowiu publicznym była jednym z ważnych punktów exposé.
17 stron
Gdyby ustawa miała rysopis – byłby dość prosty: dokument 17-stronicowy, z tego blisko 6 dotyczy zmian w przepisach obowiązujących oraz kosztów wejścia w życie. Jest w nim sporo odniesień do tego, co zdaniem wielu, w ustawie zawartych być powinno, ale zostało wypchnięte do Narodowego Programu Zdrowia oraz aktów wykonawczych. Ustawa doczekała się powołania pełnomocnika rządu ds. projektu ustawy o zdrowiu publicznym. Stanowisko to objęła Beata Małecka-Libera, przez lata szefująca sejmowej Podkomisji Stałej do spraw Zdrowia Publicznego.
I pewnie tylko dlatego ustawa weszła w stadium projektu. Wraz z Narodowym Planem Zdrowia ma szczytne cele: do 2025 r. o 10 proc. ma wzrosnąć liczba osób uprawiających sport, o tyle samo zaś spaść liczba szkodliwie pijących alkohol. W perspektywie pięciu lat, o 2 punkty procentowe ma zmniejszyć się odsetek palaczy. Do 2030 roku mają zmniejszyć się nierówności w zdrowiu – różnica w długości trwania życia kobiet i mężczyzn ma być mniejsza o dwa lata. Kobiety żyć mają średnio 84 lata, mężczyźni 78 lat. Spaść ma umieralność niemowląt, wydłużyć się okres przeżycia osób z nowotworami. Polacy mają być zdrowsi, szczuplejsi i rzadziej zmagać się z chorobami cywilizacyjnymi.
Z czym jest problem?
Głównym celem ustawy jest walka z „silosową polityką poszczególnych resortów”, koordynacja działań na rzecz zdrowia różnych urzędów, instytucji, samorządów lokalnych, a w szerszej perspektywie także biznesu i organizacji pozarządowych. Małecka-Libera w prezentacji ustawy wspomina o duplikacji zadań, lukach w sprawozdawczości, potencjale do zwiększenia efektywności. I tu pojawia się pierwszy ważny problem – urzędy niechętnie oddają swoje kompetencje. Czy ktoś ma narzucić im współpracę przy projektach z zakresu zdrowia publicznego? Na to zgody nie ma. A dobrowolnie współpracować mogą i teraz. Założono, że po przyjęciu ustawy stanowisko Pełnomocnika Rządu ds. Zdrowia Publicznego zostanie utrzymane i to on wraz z Komitetem Sterującym Narodowego Programu Zdrowia będzie oceniać, jakie są najpilniejsze zdrowotne potrzeby Polaków, jakie działania trzeba podjąć. Będą też koordynować działania władz centralnych i samorządowych. Komitet będzie składał się z ministrów lub wiceministrów resortów edukacji, sportu i turystyki, nauki, rolnictwa oraz pracy i polityki społecznej. Ponadto powołana zostanie doradcza Rada do Spraw Zdrowia Publicznego, złożona m.in. z przedstawicieli prezydenta, AOTMiT, NFZ, NRL, organizacji zrzeszających samorządy terytorialne, ale nie uwzględniono w niej pracodawców i świadczeniodawców.
Finanse
Wyznaczanie kierunków i koordynowanie działań zdać się może nie na wiele, jeśli działaniom tym nie będą towarzyszyć pieniądze. I tu pojawia się kolejny problem. Dodatkowych pieniędzy nie ma. Te, które są – mają być poprzesuwane. Wydatki resortów, instytucji, funduszy, samorządów mają zostać skoordynowane, dzięki czemu powstać ma efekt skali działań a nawet oszczędności. NFZ miałby utworzyć subkonto, na które spłynie 1,5 proc. jego budżetu na poczet zadań z zakresu zdrowia publicznego. Pieniądze te będą nadal w gestii NFZ, a finansowane za nie będą m.in. realizowane obecnie programy badań przesiewowych, opieki nad ciężarnymi, ale też szczepienia ochronne i opieka medyczna w szkołach. Do zdrowia publicznego ma się też „dołożyć” resort finansów. Do nowego Funduszu Zdrowia Publicznego, którym dysponować będzie minister zdrowia, ma trafić: 1 proc. z akcyzy na alkohol, 0,5 proc. z akcyzy na tytoń oraz 3 proc. z akcyzy od gier hazardowych, ewentualne dotacje z budżetu. Małecka-Libera twierdziła, że w przyszłym roku z powyższych źródeł na profilaktykę zostanie wygenerowane ok. 1,5 mld. Ale MF niechętnie patrzy na te pomysły.
Samorządy: kij i marchewka
Porządkowanie zadań i kompetencji ma też objąć samorządy. Choć na realizację programów profilaktycznych nie dostają ani złotówki, ich działania wielokrotnie były cenzurowane. Pojawiały się nawet abstrakcyjne pomysły, by pieniądze na programy zabrać i wydać centralnie – racjonalniej. Jedyne, co zrobiono to nałożono obowiązek zgłaszania i oceny samorządowych programów profilaktycznych przez Agencję Oceny Technologii Medycznych (obecnie AOTMiT). Ale nie są to decyzje wiążące. Ustawa wprowadzi m.in. obowiązek weryfikacji samorządowych sprawozdań z programów przez wojewodów, np. w zakresie ich zgodności z regionalnymi priorytetami polityki zdrowotnej. Pomysł jest też taki, by programy zgodne z potrzebami nagradzać dofinansowaniem.
Coś dla lekarzy
Profilaktyka – kluczowa dla zdrowia publicznego nie wystartuje na szerszą skalę, jeśli lekarzom nikt za nią nie zapłaci. Podczas wizyt pacjentów – zazwyczaj zjawiających się, gdy są chorzy – lekarze nie mają na nią czasu. Dlatego w kontraktach na przyszły rok ma zostać dodana i wyceniona porada profilaktyczna.
Koncert życzeń
Jak to z tego typu dokumentami bywa, pierwsze sygnały niezadowolenia są nie tylko po stronie instytucji, ale też pacjentów i lekarzy. Każdy chce być w dokumencie uwzględniony, bo za tym mogą pójść pieniądze.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?