Ludzie od wieków wykazywali skłonność do negowania faktów. Wbrew bserwacjom astrologów przez setki lat utrzymywali chociażby, że świat jest płaski. Wiele podobnych przykładów znajdujemy również w historii medycyny. W połowie XIX wieku węgierski położnik Ignacy Filip Semmelweis dostrzegł związek pomiędzy brudnymi rękami lekarzy a występowaniem ciężkich zakażeń u pacjentek. Prekursor antyseptyki ogłosił swoje obserwacje na forum publicznym i… został wyśmiany.
Z kpinami i brakiem zrozumienia spotkały się również odkrycia Filippo Paciniego i Haralda zur Hausena. Pacini jako pierwszy wyizolował przecinkowca cholery i zasugerował, że może on być czynnikiem wywołującym chorobę. Zur Hausen, zeszłoroczny laureat Nagrody Nobla, już w latach 60. ub. wieku powiązał infekcję HPV z występowaniem raka szyjki macicy.
Nie należy się więc dziwić, że pod koniec XIX wieku jeden z przeciwników rozwijającej się wówczas idei wakcynacji oświadczył stanowczo: „Szczepienia są potwornym, nieślubnym dzieckiem błędu i ignorancji, które nigdy nie powinny mieć miejsca w higienie czy w medycynie. Nie wierzcie w szczepienia – tę ogólnoświatową iluzję, tę nienaukową praktykę, zabobon z konsekwencjami mierzonymi łzami i cierpieniem bez końca”.
Wytaczanie obecnie przez przeciwników szczepień argumentów i opinii sprzed 100 lat, w zestawieniu z bezdyskusyjnymi sukcesami, jakimi są eradykacja wirusa ospy prawdziwej oraz drastyczny spadek zachorowalności na poliomielitis i odrę – jest jednak pozbawione sensu. Trudno również merytorycznie dyskutować z zarzutami domniemanego spisku, w którym WHO, FDA i koncerny farmaceutyczne miałyby wykorzystać szczepienia jako broń przeciwko ludzkości.
Szczepienia są zaawansowaną technologią medyczną, z którą mamy kontakt od chwili narodzin do późnej starości. W związku z tym walka układu immunologicznego człowieka z drobnoustrojami jest obiektem zainteresowania nie tylko świata medycznego, ale również wielu pacjentów. Chcemy wiedzieć, czy szczepionki są bezpieczne, czy zawsze całkowicie zapobiegają zachorowaniom, jakie mogą wywołać powikłania. Zastanawiamy się również, jak długo szczepionki będą skuteczne i czy drobnoustroje nie wymkną się ich działaniu, podobnie jak udaje im się to z antybiotykami. Merytorycznych pytań można stawiać bardzo dużo.
Dr Paweł Grzesiowski z Zakładu Profilaktyki Zakażeń Narodowego Instytutu Leków tłumaczy, że oporność drobnoustrojów na szczepionki i antybiotyki to zupełnie odrębne zagadnienia. – Antybiotyk ma punkt uchwytu w komórce bakteryjnej, która mutując uniemożliwia lekom działanie. Szczepionka nie wpływa bezpośrednio na wirusa czy bakterię, ale na układ odpornościowy, który wytwarza specyficzne przeciwciała i komórki pamięci immunologicznej. Dlatego oporność wirusów czy bakterii na szczepionki nie narasta w ogóle albo bardzo powoli – wyjaśnia dr Grzesiowski.
– Najbardziej spektakularny przykład dotyczy pałeczki krztuśca, która pod wpływem różnych czynników zmutowała na tyle, że czasami wymyka się odporności poszczepiennej. Podobna sytuacja dotyczy rzadkich odmian wirusa zapalenia wątroby typu B czy wirusów grypy – mówi. P. Grzesiowski zaznacza również, że odporność poszczepienną może przełamać ekspozycja na bardzo dużą ilość drobnoustrojów. – Musimy też pamiętać, że odporność poszczepienna z czasem wygasa i konieczne są dawki przypominające. Jednak nawet w takich sytuacjach efekt szczepionki jest widoczny: zachorowania mają lekki przebieg i nie są obarczone powikłaniami – dodaje dr Grzesiowski.
Przeciwnicy szczepień przypominają, że w latach 70. i 80. ubiegłego wieku w wielu krajach (Wielka Brytania, Niemcy, USA) obserwowano masowe zachorowania na krztusiec, odrę czy ospę wietrzną, mimo wcześniejszego zaszczepienia większości populacji. Pod koniec lat 70. Szwecja wycofała obowiązkowe szczepienie przeciwko krztuścowi, ponieważ ponad 80% chorujących wówczas dzieci było wcześniej zaszczepionych trzema dawkami.
– Pierwsze szczepienia przeciw krztuścowi zostały wprowadzone na masową skalę w Europie pod koniec lat 50., przy zachorowalności około 150–200 przypadków na 100 tys. osób. Po ich wprowadzeniu zapadalność obniżyła się o 90%, czyli do około 20 przypadków na 100 tys. Pierwsza szczepionka była tzw. preparatem pełnokomórkowym, u niektórych dzieci występowały ciężkie działania niepożądane. Na skutek silnych protestów wynikających z medialnych doniesień o działaniach niepożądanych szczepionki komórkowej, w wielu krajach rzeczywiście przerwano program szczepień, co spowodowało masowe zachorowania. Opracowano nową, lepiej tolerowaną szczepionkę, tzw. bezkomórkową i przywrócono szczepienia przeciw krztuścowi w całej Europie – wyjaśnia dr Grzesiowski. – Dodatkowo okazało się, że konieczne jest podawanie dawek przypominających, ponieważ po 4–6 latach odporność poszczepienna zanika. Dlatego dziś w całej Europie dzieci do 6. r. ż. otrzymują 5 dawek szczepionki. Program osiągnął swój zasadniczy cel – noworodki i niemowlęta nie umierają z powodu krztuśca, co było zjawiskiem powszechnym przed wprowadzeniem szczepień. Obecnie, ponieważ bakteria nadal krąży w środowisku, chorują dzieci starsze lub dorośli, u których przebieg infekcji jest łagodny – dodaje specjalista.
Według dr. Grzesiowskiego podobna sytuacja dotyczyła odry i ospy wietrznej. – Masowe szczepienia przeciw odrze wprowadzono w latach 70. i tak jak w przypadku krztuśca, spowodowały ponad 90-proc. spadek zachorowań. Jednak na skutek antypropagandy i szerzenia nieprawdziwych informacji o szkodliwości szczepionki skojarzonej przeciw odrze, różyczce i śwince (MMR) w wielu krajach rodzice odstępowali od szczepień dzieci. Pojawiła się duża grupa dzieci nieszczepionych, podatnych na zakażenie. Dlatego w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Szwajcarii i Holandii co kilka lat wybuchają lokalne epidemie.
Dr Grzesiowski podkreśla, że w Polsce i w innych krajach, gdzie zaszczepionych jest około 95% populacji, nieszczepione dzieci korzystają z efektu odporności zbiorowej. Dane epidemiologiczne przeczą również opinii, że zaszczepione na ospę dzieci chorują na nią częściej. – W krajach, które nie wprowadziły szczepionki do programu szczepień, ospa wietrzna jest najczęściej występującą chorobą zakaźną wieku dziecięcego. W Polsce corocznie choruje około 150 tys. dzieci, z czego kilkaset trafia do szpitala, a kilkadziesiąt choruje bardzo ciężko, m. in. na zapalenie mózgu – informuje dr Grzesiowski.
Kolejnym mitem wydaje się wiązanie faktu zaszczepienia z późniejszym zachorowaniem. Sugerowano np., że w krajach Trzeciego Świata w latach 70. i 80. szczepienia przeciwko polio lub gruźlicy – zamiast zabezpieczać – mogły zwiększać ryzyko zachorowania. Według dr. Grzesiowskiego taki efekt może wynikać z utraty odporności poszczepiennej. – Może to być również nieprawdziwa informacja; statystyka często przesłania nieścisłości metod zbierania danych – dodaje.
Szczepionki, podobnie jak inne leki, podlegają stałemu doskonaleniu, dlatego nie powinno się wydarzeń sprzed 30–40 lat bezkrytycznie odnosić do sytuacji dzisiejszej. Obecnie większość szczepionek nie zawiera żywych drobnoustrojów, zdolnych do wywołania infekcji. Szczepionki „żywe” – przeciwko ospie wietrznej, różyczce, odrze, śwince i gruźlicy – zawierają atenuowane patogeny, niezdolne do wywołania choroby u człowieka z prawidłowo działającym układem odpornościowym. U zdrowych osób mogą wystąpić objawy łagodnej infekcji, ale nie można ich porównywać do efektów zakażenia dzikimi wirusami – wyjaśnia dr Grzesiowski. Nie jest także możliwe zachorowanie na grypę na skutek zaszczepienia się przeciwko tej chorobie, bo szczepionka zawiera jedynie wysoko oczyszczone białka wirusowe niezdolne do replikacji. Należy jednak pamiętać, że infekcje układu oddechowego są wywoływane przez ponad 200 wirusów, dlatego mimo szczepienia choroba przeziębieniowa może nas zaatakować.
Na rynku pojawia się coraz więcej szczepionek, które mają chronić nas przed kolejnymi chorobami. Istnieje tendencja do konstruowania preparatów poliwalentnych. Od lat dyskutuje się, czy tak intensywna stymulacja układu immunologicznego jest bezpieczna.
– Nie ma żadnego leku, który byłby wolny od działań niepożądanych. Szczepionka jest preparatem biologicznym, jej efekt zależy więc zawsze od indywidualnej reakcji ludzkiego organizmu. Stwarza to konieczność bardzo szerokich badań klinicznych przed rejestracją szczepionki, a także dalszej obserwacji. Żadna inna grupa preparatów na rynku medycznym nie jest poddawana tak rygorystycznym badaniom. Zdarzały się przypadki wycofania szczepionki już po jej rejestracji – przypomina dr Grzesiowski. Podkreśla również, że w porównaniu do codziennego kontaktu człowieka z szeregiem drobnoustrojów nawet poliwalentne szczepionki są łagodnym sposobem ekspozycji.
– Moim zdaniem, konstruując szczepionki 5- czy 6-składnikowe zbliżamy się jednak do pewnej granicy – dodaje. W kontekście ewentualnych powikłań dr Grzesiowski podkreśla, że przed zaszczepieniem zawsze niezbędne jest szczegółowe badanie lekarskie. Istnieją też sytuacje stanowiące przeciwwskazania do szczepienia; u osób z upośledzoną odpornością nie wolno np. stosować „żywych” preparatów. U zdrowych ludzi odczyny poszczepienne mają najczęściej charakter łagodny. Ciężkie, jeśli w ogóle występują, wynikają nie tyle z działania samej szczepionki, co z indywidualnej reakcji organizmu.
Przeciwnicy wakcynacji dopatrują się również związku pomiędzy wzrastającym występowaniem alergii, autyzmu, stwardnienia rozsianego, ADHD i innych schorzeń a zawartymi w szczepionkach środkami konserwującymi. – Te oskarżenia pod adresem szczepionek są nieuzasadnione. Naukowiec, który pod koniec ubiegłego wieku sfałszował dane ogłaszając związek między szczepionką a autyzmem, został uznany za przestępcę – komentuje dr Grzesiowski. – Coraz więcej danych wskazuje, że podłożem ciężkich chorób degeneracyjnych układu nerwowego są wady genetyczne. Szczepionka może się stać swojego rodzaju katalizatorem przemian w organizmie, predysponowanym genetycznie do wystąpienia np. autyzmu. W takim jednak wypadku zachorowanie na chorobę, przeciw której szczepionka chroni, byłoby zapewne jeszcze silniejszym bodźcem. Jak zresztą wytłumaczyć fakt istnienia i wzrostu zachorowalności na te choroby przed erą masowych szczepień oraz w krajach, gdzie nie stosuje się szczepionek z osławionym tiomersalem? – pyta retorycznie.
Tiomersal, substancja zawierająca śladowe ilości pochodnych rtęci, jest jednym z powszechnie stosowanych konserwantów. Dr Grzesiowski zapewnia jednak, że nie jest ona toksyczna. – Istnieje zarazem bardzo wiele środowiskowych źródeł rtęci, choćby niektóre gatunki ryb, w których ilość tego pierwiastka jest znacznie większa. Mało kto zdaje sobie również sprawę, że w jednej powlekanej tabletce witaminowej jest średnio około 3 substancji dodatkowych. Najprostszy szampon czy krem zawiera ich co najmniej 5. Każdego dnia korzystamy więc z niezliczonych produktów zawierających konserwanty i nie powinno się oskarżać szczepionek, które podlegają rygorystycznym badaniom bezpieczeństwa.
Każda dopuszczona na rynek szczepionka jest bezpieczna i skuteczna, a stosowane preparaty podlegają stałej kontroli. Dyskusja o szczepionkach byłaby jednak niepełna bez odniesienia się do kwestii zarejestrowanej ostatnio szczepionki przeciwko grypie A H1N1. Zarówno badania, jak i sam proces rejestracji, ze względu na zagrożenie pandemiczne, były wyjątkowo sprawne. U wielu osób budzi to wątpliwości, czy w pośpiechu zachowano wszelkie wymagane standardy. Wydaje się również, że nie ma możliwości oceny ewentualnych późnych powikłań poszczepiennych nowego preparatu.
Dr Grzesiowski zapewnia jednak, że nie ma żadnych powodów do niepokoju. – Szczepionka pandemiczna miała być gotowa po 4–5 miesiącach od otrzymania wzorcowego szczepu. Szczep został zidentyfikowany pod koniec kwietnia, pierwsze preparaty weszły na rynek pod koniec września. Wszystko odbyło się więc zgodnie z planem. Proces rejestracji szczepionek był wyjątkowo sprawny, ale nie skrócony. Oznacza to, że urzędnicy nie pili kawy, a papiery nie nabierały wagi urzędowej leżąc w szufladach. Procedury rejestracyjne uruchomiono niezwłocznie po zakończeniu badań skuteczności i bezpieczeństwa. Wszystkie dokumenty, na których została oparta rejestracja, oraz ewentualne zastrzeżenia są jawne i dostępne w internecie – wyjaśnia dr Grzesiowski. – Dodam, że szczepionki pandemiczne przeciw wirusowi A H1N1 są produkowane według znanej i sprawdzonej od ponad 40 lat technologii. Ich skład jest zbliżony do szczepionek sezonowych, w których najprawdopodobniej już w przyszłym roku uwzględnione będą elementy nowego wirusa. Badania długoterminowe pod kątem działań niepożądanych nie są więc potrzebne – informuje specjalista.
W ubiegłych wiekach choroby zakaźne były główną przyczyną zgonów w skali świata. Powszechna dostępność szczepień pozwoliła zmienić ten stan rzeczy. Zdecydowana większość „argumentów” przeciwników wakcynacji jest populistyczna i nie poparta żadnymi dowodami naukowymi.
Czy obecnie rozsądne byłoby zaniechanie szczepienia przeciwko wściekliźnie osoby pokąsanej przez wściekłe zwierzę? Czy rodzice odmawiający swoim dzieciom szczepień zdają sobie sprawę, że ich dzieci mogą nie być przyjęte do żłobka czy przedszkola ze wzgędów bezpieczeństwa? A czy dziecko, które w efekcie braku szczepień zachoruje i poważnie ucierpi, nie zarzuci rodzicom lekkomyślności gdy dorośnie...?
Dyskusja na temat szczepień zawsze musi być merytoryczna – stawką jest przecież ludzkie życie.