Leczenie to szara rzeczywistość, a polityka to sztuka budowania ładnej fasady przykrywającej trudne sprawy. Nie można wyplątać leczenia z polityki, a polityczny matrix wygrywa z prawdą o leczeniu.
Alfred Harmsworth, właściciel londyńskiego „The Times” mówił, że news jest to „...coś, co ktoś chce powstrzymać przed ujawnieniem. Cała reszta to reklama i public relations”. Politycy kreują na użytek wyborców alternatywną rzeczywistość. Prawdziwa rzeczywistość, czyli słabo funkcjonujące szpitale, przychodnie, zamykane oddziały, bieda, problemy z obsadą dyżurów, sfrustrowani lekarze i pacjenci mają być jak najmniej widoczne.
Lokalne media na obszarach, w których nieprawidłowości są dotkliwe i widoczne dla mieszkańców, donoszą o problemach w szpitalach, wstrzymywaniu urlopów i innych konsekwencjach protestu. Pomijają polityczną fasadę i mówią o tym, co niewygodne dla rządzących. Media ogólnopolskie, szczególnie publiczne, sprzyjające rządowi, zamiast newsami, zajmują się reklamą i public relations. Politycy opowiadają tam o matriksie, gorliwie budując swoją fasadę. Matrix udaje rzeczywistość, ubarwiając ją w taki sposób, by legitymizować i tłumaczyć decyzje rządu.
Na usprawiedliwienie polityków można dodać, że budowanie fasady to także domena sektora prywatnego. Firmy robią dokładnie to samo, używając mediów do własnych celów. Problemy jednak rozwiązują, a nie zamiatają pod dywan. Nie w świetle reflektorów, lecz po cichu, a skuteczność rozwiązań weryfikuje rynek. Problem z publiczną ochroną zdrowia polega na tym, że – inaczej niż w biznesie – w sytuacji kryzysu i zetknięcia rzeczywistości z matriksem, próby zaklinania lub niedostrzegania faktów uniemożliwiają konstruktywne działanie, a problemów nie rozwiązuje się nawet po cichu.
Historia złożona z pseudowydarzeń
Do sztucznej rzeczywistości należą tzw. pseudowydarzenia, czyli wydarzenia kreowane na użytek mediów, głównie po to, by rozmaici eksperci mogli na ich temat spekulować. Są to wszelkie zaplanowane spotkania, rady dialogu, konferencje, konsultacje i debaty oraz wystąpienia w mediach, podczas których nie dyskutuje się i niczego się nie wypracowuje, lecz rytualnie powtarza swój zestaw argumentów w zaprogramowany wcześniej sposób.
Pseudowydarzeniem jest w pewnym sensie także powołanie nowego ministra, a wcześniej premiera. Są to także spotkania rezydentów z ministrem. Łukasz Szumowski okazuje w ten sposób zaangażowanie i otwartość na współpracę, przy okazji powtarzając opracowane na użytek mediów przekazy o stopniowym zwiększaniu nakładów i uszczelnianiu systemu, podobnie jak wcześniej minister Radziwiłł mówił o „historycznym momencie w ochronie zdrowia” itd. Rząd deklaruje niewielkie ustępstwa, jednak tak naprawdę nic się jeszcze realnie nie wydarzyło, nie ma konkretów.
Lekarze oczekują działań realnych. Chcieli zdemaskować ułudę politycznej propagandy i wykazać, że nie przystaje do rzeczywistości. Kiedy zaczęli rozmawiać z ministrem Radziwiłłem (jak sami przyznali, tylko dlatego że są dobrze wychowani, ale tak naprawdę oczekują spotkania z premierem jako jedyną decyzyjną osobą) zakładali, że w matriksie panują takie same zasady jak w realnym świecie. Tymczasem środowiska lekarzy i środowiska polityków mówią zupełnie innymi językami i nie ma żadnego znaczenia, czy polityk był wcześniej medykiem. Od momentu, kiedy wchodzi na scenę i w rolę, przestaje trzymać się faktów. Było to doskonale widoczne, kiedy próbowano wykazać ministrowi Radziwiłłowi niekonsekwencję, cytując jego wypowiedzi sprzed lat, w których argumenty były zbieżne z dzisiejszymi postulatami medyków. Nie odniósł się do tych zarzutów, a z dysonansem poznawczym poradził sobie, rezygnując z członkostwa w Naczelnej Radzie Lekarskiej.
Ciekawym przykładem logiki matriksa jest zachowanie polityków opozycji, których zwyczajową rolą jest krytyka rządu. Bartosz Arłukowicz jest równie niekonsekwentny, kiedy broni interesu tych samych lekarzy, których kiedyś próbował spacyfikować. Za swej kadencji zaś również posługiwał się pseudowydarzeniami, jak choćby hucznym ogłoszeniem końca kolejek w III RP dzięki pakietowi onkologicznemu.
Czy można więc potrząsnąć tym teatrem – w którym zmieniają się wyłącznie osoby na stanowiskach, pozostałe zaś elementy politycznego spektaklu z ochroną zdrowia w tle pozostają niezmienne – i skłonić do zajęcia się rzeczywistymi problemami?
Donieść jajko do kolejnych wyborów
Oczekiwanie, że zmiana na stanowisku ministra zdrowia spowoduje zasadnicze zmiany w sposobie gospodarowania pieniędzmi w ochronie zdrowia jest tak samo realne jak to, że nowa aktorka wcielająca się w rolę dziewczyny Bonda, będzie miała 30 kilo nadwagi, a czas wolny poświęci na lepienie pierogów. Jest dziewczyną Bonda i pewne walory są do niej przypisane na stałe. Podobnie jest z ministrem zdrowia, niezależnie od politycznej opcji. Dopóki nie powstaną realne rozwiązania na poziomie struktury całego budżetu i zarządzania finansami w ochronie zdrowia, rolą ministra będzie jedynie staranie o zachowanie status quo i bycie pośrednikiem, czy raczej buforem pomiędzy rzeczywistością a jej matriksem, wykreowanym przez rząd.
Minister Szumowski zrobił bardzo dobre pierwsze wrażenie, ale role są od dawna ściśle określone, postacie mają swój charakter i misję, a odgrywający je aktor może co najwyżej wnieść trochę niepowtarzalnego kolorytu do spektaklu. Rząd opracował już swoją strategię i nie ma interesu w jej zmianie. Teraz obchodzi się ze stworzoną przez siebie makietą rzeczywistości jak z jajkiem, próbując ją donieść na łyżeczce do końca kadencji. Droga nieoczekiwanie stała się nieco bardziej wyboista, pojawiły się protesty, a niezadowoleni rezydenci generują utrudnienia, jednak nadal zamiast realnego rozwiązywania problemów mamy spektakl, którego uczestnicy coś udają, pragnąc osiągnąć swój strategicznie pojęty cel.
Po co rozmawiać o rzeczywistości?
Kiedy przewodniczący OZZL Krzysztof Bukiel pyta „Po co ludzie zostają ministrami zdrowia, skoro ich zdanie w kluczowych sprawach, które nominalnie od nich zależą i tak nie ma większego znaczenia, a nawet lepiej jest, żeby takiego zdania nie posiadali?”, jest to pytanie o rzeczywistość. O fakty, o kompetencje, o zarządzanie systemem ochrony zdrowia – planowanie, organizację, narzędzia kontroli i oceny skuteczności. To niejedyne merytoryczne pytanie. Reprezentanci sektora prywatnego pytają, dlaczego systemem nie zarządza ktoś, kto ma wiedzę ekonomiczną, traktuje pieniądze na ochronę zdrowia jak inwestycję, a nie wydatek, potrafi przewidzieć kierunki zmian i ustalić właściwą ścieżkę.
Pytają też lekarze – dlaczego nie zwracaliście uwagi, kiedy sygnalizowaliśmy kłopoty? Kryzys w ochronie zdrowia był zapowiadany od dawna i to nie jako groźba czy szantaż, lecz jako realna konsekwencja braku inicjatywy. Pytają i inni – dlaczego ministrem nie zostanie ktoś, kto ma realny wpływ na decyzje, które zapadają w rządzie, bo sama wiedza i świadomość nie wystarczą?
To nieprawda, że rząd nie zwracał uwagi i nie reagował. Reagował, jednak nie w rzeczywistości, a w matriksie. Aby nie stłuc jajka, ustalono strategię komunikacji, argumentację służącą przeczekaniu, przetrzymaniu i zmiękczeniu rezydentów. Zmiana ministra to element gry. Negatywne skutki wypowiadania klauzuli opt-out, o których donoszą lokalne media, czyli zamykane oddziały i problemy placówek zostały wliczone w koszty w ramach zarządzania ryzykiem.
Powtarzano wiele razy, że nakłady wzrosły, ustawa powstała, a „pacjentom zagrażają ci, którzy wzywają do tego buntu, a nie minister zdrowia”, że być może „sytuacja nie jest normalna, ale nie ma widma paraliżu”. Minister Radziwiłł wyrażał nadzieję, że lekarze zrobią rachunek sumienia i zakończą protest, zanim sytuacja będzie poważna. Nowy minister z kolei pochyla się nad postulatami medyków, słucha i obiecuje.
Wiele osób, które poznają świat jedynie z fotela ustawionego przed telewizorem, utrwala sobie taki przekaz i to jest głównym celem rządu, a nie rozwiązywanie realnych problemów.
Niebogata, ale szczelna i narodowa
Kolejne plany na „reklamową narrację” rządu zarysował premier Morawiecki, prezentując siebie jako osobę otwartą, jednak to, co mówi nie nastraja optymistycznie. Sygnalizuje chęć zakończenia sporu, apelując do medyków o cierpliwość: „bądźmy w dialogu i dajmy sobie nie kilka dni czy tygodni, a kilka miesięcy i lat, by naprawić patologie, które narosły”. To samo mówi Szumowski: „Mam tylko dwa lata”. Pojawia się stały element gry – argument o 50 latach komuny i 25 III RP oraz kolejny – że kilka lat temu na ochronę zdrowia przeznaczano 3,95% PKB, więc teraz i tak mamy spory sukces.
Zmianą tematu zaś jest wątek uszczelniania systemu, który dość wyraźnie pokazuje, że nowe pieniądze szybko do systemu nie trafią. Kiedy premier mówi (powołując się na sztandarowy argument partii rządzącej o przywracaniu polskości i budowaniu narodowego kapitału), że polski biedny podatnik traci na rzecz bogatego podatnika austriackiego, ponieważ eksportujemy leki refundowane oraz wykształconych w Polsce lekarzy, trudno zakładać, że nowe spotkania, obietnice i nowy minister zmienią cokolwiek w tej kadencji rządu.