Nie wiem, jaki diabeł stoi za coraz to nowymi próbami wprowadzenia do polskiego systemu ochrony zdrowia rozwiązań z innych krajów. W zupełnie nieuzasadnionym zapatrzeniu na Zachód nieustannie wprowadzamy jakieś przepisy, regulacje, rozwiązania organizacyjne z uzasadnieniem „bo tak jest w Niemczech, tak jest we Francji, tak jest w Skandynawii”. Czy wynika to z jakiegoś kompleksu niższości, nie wiem, ja takiego kompleksu na szczęście nie mam, dlatego bardzo krytycznie spoglądam na import do naszego systemu opieki zdrowotnej rozwiązań wprost przenoszonych skądinąd.
Weźmy na przykład koncepcję funkcjonowania lekarza rodzinnego. Propagatorzy przerobienia lekarza rejonowego na lekarza rodzinnego wzorowali się na modelu brytyjskim. Funkcjonowanie brytyjskiego lekarza rodzinnego uformowało się w konkretnym, rozwiniętym społeczeństwie, w konkretnych warunkach społeczno-gospodarczych i w konkretnym czasie, kiedy było stosunkowo mało lekarzy, kiedy nie była jeszcze tak rozwinięta komunikacja, nie było autostrad, kiedy nie było telefonów, helikopterów itp. I w takich warunkach rozwinięty model dostosowywał się do zmieniającego otoczenia, do nowych czasów. Zmieniali się i dostosowywali zarówno pacjenci, jak i lekarze. W tamtym społeczeństwie to funkcjonuje, ale nie u nas. Zresztą, proszę zapytać Polaków mieszkających na Wyspach, co sądzą o funkcjonowaniu tamtejszego systemu ochrony zdrowia. Kiedy zachorują, najchętniej wracają do Polski, mimo tych wszystkich mankamentów naszego systemu. Tak więc model lekarza rodzinnego, który miał być dostępny całą dobę, który miał odbierać porody, miał wykonywać drobne zabiegi chirurgiczne lub okulistyczne, miał leczyć dzieci – nie utrzymał się długo. W krótkim czasie funkcjonowanie lekarza rodzinnego zaczęło wracać do modelu lekarza rejonowego, który coraz częściej zaczął ponownie korzystać z usług specjalistów różnych dziedzin.
Nie twierdzę, że nie należy zmieniać naszego modelu funkcjonowania ochrony zdrowia, ale należy to robić na gruncie własnej tradycji, własnych doświadczeń, a nie wprost importować obce rozwiązania. Nie będę się już rozpisywał o innych „importach”, lecz tylko je wymienię. Pogotowie ratunkowe miało funkcjonować jak amerykańska straż pożarna. Oddziały ratunkowe wzorowane również na rozwiązaniach amerykańskich szybko stały się nocną pomocą lekarską. Zaczerpnięte z innych krajów systemy kolejkowe w krótkim czasie stały się ich karykaturą. Innowacyjni Polacy rozsadzili te kolejki i już nic tam nie jest i nie będzie prawdziwe. Idę o zakład, że wprowadzony ostatnio Instrument Oceny Wniosków
Inwestycyjnych w Służbie Zdrowia (IOWISZ), wzorowany na rozwiązaniach niemieckich, w Polsce zamieni się w swoją karykaturę i stanie się źródłem nowych patologii i nowym korytem dla urzędników. To, że Skandynawowie dają się zapędzić do swoich gminnych szpitali rejonowych nie oznacza, że Polacy nie rozsadzą tego systemu. Zanim zaistnieje, już go nie będzie. To, że zachodni Europejczycy potrafią miesiącami czekać na wizytę u specjalisty nie oznacza, że Polacy będą również cierpliwie czekali. Po prostu jakoś sobie załatwią wcześniejszą wizytę. Niepotrzebnie wzorując się na obcych rozwiązaniach, jednocześnie nie doceniamy własnych rozwiązań i osiągnięć. Przecież mamy jeden z najlepszych systemów dostępu do zabiegów kardiologii inwazyjnej, odnosiliśmy duże sukcesy populacyjne w zakresie szczepień profilaktycznych, mamy jeden z najtańszych, a jednocześnie jeden z najskuteczniejszych w Europie systemów ubezpieczeniowych (może go zlikwidujemy), nasz system Rejestru Usług Medycznych z wykorzystaniem karty elektronicznej był najnowocześniejszy w Europie (też zatrzymaliśmy jego rozwój). Kochani, uwierzmy w siebie. Przestańmy zapatrywać się na innych i zmieniajmy nasz system ochrony zdrowia na podstawie naszych własnych, dobrych, polskich doświadczeń. Oby nie był to głos wołającego na puszczy!