SZ nr 43–50/2020
z 18 czerwca 2020 r.
Nie chcemy braw
Oliwia Tarasewicz-Gryt
W tej bezprecedensowej krytycznej sytuacji medycy zasługują na szczególne uznanie i docenienie. Po fali wdzięczności społeczeństwo wraca do punktu wyjścia. Poczucie zagrożenia minęło, można przestać klaskać?
Z ostrym sprzeciwem środowiska medycznego spotkał się wyemitowany pod koniec maja w porannej telewizji śniadaniowej odcinek, w którym surfer bezpardonowo atakuje lekarza, zakrzykując go, stosując erystyczne chwyty i dowody anegdotyczne na nieistnienie wirusa. Zarzuca środowisku medyków przekupność i rozpowszechnia plotkę o sowitych premiach dla lekarzy za wpisanie do karty choroby rozpoznania COVID-19. TVP usunęła program ze swoich internetowych serwisów, jednak rozszedł się on w błyskawicznym tempie po sieci, a o aferze donosiły media od lewej do prawej.
Ten odcinek telewizji śniadaniowej to metafora publicznej debaty. Kto krzyczy głośniej, sprawniej gra na emocjach tłumu, podaje proste zależności i teorie spiskowe, przyciąga uwagę i przekonuje silniej niż ten, kto ma wiedzę i argumenty. W sytuacji zagrożenia tłum początkowo dał się ponieść fali wdzięczności wobec medyków, którzy „stoją na pierwszej linii frontu”, jednak bez konsekwentnego wsparcia tej bohaterskiej narracji, oklaski szybko przeradzają się w okrzyki niezadowolenia.
Niestety, sytuacja wcale się nie stabilizuje. Nie wiadomo, co z finansami placówek, które zaczynają liczyć straty, zaniedbaniami w diagnostyce, wynagrodzeniami dla medyków. Końca pandemii i jej konsekwencji jeszcze wyraźnie nie widać.
Rząd, płatnik, samorządy i kierujący placówkami mogą konsekwentnie wspierać medyków, dając do zrozumienia zarówno społeczeństwu, jak i im samym, że są ważni. Znaleźli się w trudnej sytuacji, ale – jak sami mówią – nie żądają braw, chcą godnie wykonywać swój zawód, mając zaplecze i ochronę. O to zaplecze trzeba bezwzględnie zadbać, starając się unikać takich sytuacji, jak delegowanie do pracy w szpitalu zakaźnym matek samodzielnie wychowujących dzieci czy komunikowanie tej decyzji za pośrednictwem pojawiającej się o północy na progu policji. Atmosfery nie poprawiają też niejasności w systemie wynagradzania pracowników w szpitalach zakaźnych, przy jednoczesnym zakazie pracy gdzie indziej.
W obecnej sytuacji szczególnie ważne jest, by liderzy i rządzący mówili głośno i wyraźnie, jednym głosem, podkreślając ważną rolę personelu medycznego w opanowywaniu pandemii, a media widziały cel w przekazywaniu raczej merytorycznych niż sensacyjnych informacji. Medycy tego wsparcia potrzebują, ale go nie dostają.
Bezpieczeństwo w bonusie?
Na pierwszym etapie pandemii zabrakło elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Wiemy już, że mimo zapewnień rządu, szpitale, przychodnie, gabinety nie były wystarczająco wyposażone. Niezbędne są też szkolenia i edukacja na temat czynnika zakaźnego i epidemiologii choroby. I przede wszystkim jasne i czytelne instrukcje. Bez tego medycy poczuli się zagrożeni. Oczywiście w zaskoczeniu trudno było pracować metodycznie i wszystko przewidzieć, jednak konsekwencje działania ad hoc są poważne.
Już podczas pandemii A/H1N1 w 2009 r. 56% pracowników opieki zdrowotnej wyrażało obawy o bezpieczeństwo własne i swoich rodzin. Wtedy także zdarzały się absencje wynikające z lęku o bliskich. Niedobory kadrowe z kolei zwiększają stres tych, którzy nadal pracują. Mają oni jednocześnie poczucie etycznego obowiązku, a wielu z nich stawia odpowiedzialność za innych ponad troskę o własne zdrowie lub zdrowie swojej rodziny – wynika to ze specyfiki pracy, motywacji i nie jest czymś naturalnym, czymś co „się należy”. Ten profesjonalizm musi zostać zauważony i doceniony.
Dr n. med. Agnieszka Popiel – psychiatra i psychoterapeutka z SWPS wyjaśnia, że w porównaniu do sytuacji zagrożenia epidemiologicznego, nawet w trzęsieniu ziemi jest większy element pewności – najpierw następuje kulminacja, a potem naprawianie skutków. Obecna sytuacja jest trudniejsza, ponieważ brak tu przewidywalności. Dlatego dla medyków ważne jest przede wszystkim to, co pomoże zredukować stres, niezależnie od tego, czy na co dzień pracują pod presją, czy też nie. Do zadań pracodawcy należy zadbanie o miejsce do odpoczynku dla personelu. Relaks i możliwość resetu to podstawowa potrzeba, zaraz po jedzeniu. Ważna jest też pewność, że zachowujemy należytą ostrożność. Przeciążony pracownik popełnia błędy, dlatego musi trenować i powtarzać procedury.
Pochwały potrzebne tu i teraz
„Ludzie pracują dla pieniędzy – ale zrobią wszystko w zamian za nagrody i docenianie” – powiedział Dale Carnegie ponad 60 lat temu. Pieniądze są bardzo ważne, ale pracownik potrzebuje pozafinansowego docenienia, niezależnie od miejsca pracy. Nawet najlepsze pensje nie zastąpią dobrej atmosfery i poczucia bezpieczeństwa. Wyniki prowadzonych od kilku lat badań „Indeks Doceniania” wskazują, iż uznanie ma szczególne znaczenie dla pracowników z dłuższym stażem. Pochwały przynoszą rezultaty, kiedy pojawiają się od razu, ale nie przyniosą większych efektów na zakończenie wielomiesięcznego projektu. Są potrzebne tu i teraz. 91% pracowników, którzy otrzymują informację zwrotną na temat swojej pracy przynajmniej raz w tygodniu odczuwa docenienie i satysfakcję, a 83% jeśli informacja zwrotna dociera do nich raz na dwa tygodnie.
W międzynarodowych korporacjach standardem doceniania są regularne i czytelnie przyznawane podwyżki, premie, służbowy telefon, komputer czy samochód, prywatne ubezpieczenie zdrowotne dla całej rodziny, fundusz na dodatkowe wydatki, nagrody, wycieczki itd. Uznanie wyrażane jest także poprzez dodatkowe zaplecze dla większego komfortu pracy – jak firmowa siłownia, kawiarnia, restauracja, pokój do jogi, miejsca do drzemki czy pokoje do gier.
W Polsce nie mamy nawyku chwalenia pracowników za dobrze wykonaną pracę. Widać to już w szkole, gdzie nauczyciele najczęściej przekazują negatywne uwagi, a rubryki z pochwałami pozostają puste. W przypadku stanowisk w państwowych placówkach medycznych nawet problem podstawowy – wynagrodzenia za pracę podczas pandemii – nie został rozwiązany jednoznacznie, dlatego trudno się dziwić, że medycy deklarują, że zamiast oklasków wolą mieć zapewnione podstawowe potrzeby. Nie dość, że tego nie dostają, to jeszcze często spotykają się z niechęcią i agresją.
Medialne manipulacje
Niezgoda na obrażanie i podważanie kompetencji medyków to także podkreślanie wagi pracy medyków (nie tylko w czasie pandemii). W „tarczy antykryzysowej 4.0” znalazły się regulacje przewidujące szerszą ochronę osób narażonych na takie ataki, pozwalające sądom orzekać, np. zakaz zbliżania się do pokrzywdzonego na wskazaną odległość; zakaz kontaktów lub zakaz publikacji, w tym za pośrednictwem systemów informatycznych lub sieci telekomunikacyjnych, treści godzących w prawnie chronione dobra pokrzywdzonego.
Czas pokaże, jak to będzie wyglądać w praktyce. Na razie jednym z głównych źródeł ataków na lekarzy są media. Ich największym grzechem jest upraszczanie i wyrywanie informacji z kontekstu. Czyli manipulacja. Zaproszenie surfera i lekarza do jednego programu dla sensacji i oglądalności nie jest konstruktywne. Trudno znaleźć sens w podważeniu zaufania wobec lekarzy w sytuacji kryzysu, kiedy wiedza daje ludziom narzędzia do skutecznego zachowania ostrożności.
Po tym jak 10 kwietnia wojewoda mazowiecki zaapelował do lekarzy, żeby pomogli w walce z koronawirusem, w TVP Info ukazał się materiał o tym, że z 29 tys. lekarzy zarejestrowanych w mazowieckiej OIL na apel wojewody o pomoc zgłosiło się czterech. Dziennikarz wyciągnął takie wnioski na podstawie nieistotnych danych – liczby kopii e-maila zwrotnego, przesłanego OIL. Zostało to uznane przez prezesa OIL za deprecjonowanie pracy lekarzy i niepotrzebne wprowadzenie chaosu: „Jesteśmy nie tyle oburzeni, co przede wszystkim przerażeni, gdyż w szczególnym czasie epidemii, trudnym dla każdego, a zwłaszcza dla medyków codziennie niosących pomoc pacjentom, odpowiedzialność dziennikarzy za słowa powinna być wartością przewyższającą potrzebę kreowania sensacji, formułowania fałszywych wniosków i wprowadzania dodatkowego niebezpiecznego dla zdrowia Polaków chaosu”. Rzeczniczka OIL w Warszawie opublikowała sprostowanie – pytanie, ilu widzów TVP wchodzi na strony OIL?
Nie tylko dziennikarzom TVP zdarzyło się stawianie błędnych tez i wyciąganie fałszywych wniosków, upraszczanie, dobór wyrwanych z kontekstu słów, jak też pomijanie zasadniczych problemów. Oskarżenia w mediach nie ominęły także dentystów, którzy najpierw zamknęli gabinety, a następnie z własnych środków przygotowali je do funkcjonowania podczas pandemii. Zaczęli pobierać dodatkowe opłaty, by rekompensować straty, wynikające m.in. z przyjmowania mniejszej liczby pacjentów, zgodnie z zaleceniami. Ceny materiałów ochronnych wzrosły kilkusetkrotnie, gdyż hurtownie zaopatrywały głównie szpitale.
Agnieszka Ruchała-Tyszler na łamach InfoDent24 oskarża media o promowanie wizerunku dentysty jako pazernego prywaciarza: „Jestem pod wrażeniem nierzetelnego dziennikarstwa. Zarówno TVN, Polsat jak i TVP powinny mieć sobie wiele do zarzucenia. Dlaczego? Media pokazują wizerunek lekarza dentysty jako tego pazernego, nieczułego na krzywdę, żądnego chęci zysku, wykorzystującego tragiczną sytuację Polaków – prywaciarza. Bez litości, bez skrupułów złupi biedaka «co to mu plomba wypadła»”.
Media jednocześnie wzbudzają niechęć względem personelu medycznego, jak i nagłaśniają przypadki jego dyskryminowania z uwagi na miejsce pracy. W kwietniu medycy skarżyli się na agresję ze strony sąsiadów, sprzedawców i niewybredne komentarze. Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich, doniesienia medialne ustały, jednak trudno przyjąć, że niechęć wobec medyków to problem marginalny.
Oddolnie i odgórnie
Przeszło 100 lat temu, w czasie pandemii hiszpanki, Czerwony Krzyż organizował brygady samochodowe, aby pomóc pracownikom służby zdrowia w pracy i w domu. Ludzie organizowali dostawy żywności, aby wspierać pracowników, którzy nie mieli czasu na zakupy. Wolontariusze rekompensowali niedobory personelu. Dziś podobnie – wolontariusze dowozili medykom jedzenie z zamkniętych na czas pandemii restauracji, ofiarowali mieszkania, w których można się było odizolować od rodziny. Szyto maseczki, wykupywano maski do nurkowania. Miasta zorganizowały testy i transporty dla pracowników medycznych, oferowały bezpłatne parkingi, a niektóre sklepy umożliwiły im zakupy bez kolejki.
Dużą rolę odegrał także samorząd lekarski, oferując testy, środki ochrony oraz pomoc prawną i psychologiczną. Wiele szpitali publikuje też na stronach wyrazy wdzięczności od pacjentów – to także ma znaczenie. Pojawiły się oddolne inicjatywy, jak koronazglowy.pl, która powstała 19 marca z inicjatywy lekarzy oraz studentów przy udziale Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. Początkowo miała ona na celu okiełznanie chaosu, związanego z mnogością inicjatyw społecznych, chcących nieść pomoc szpitalom w całej Polsce. Obecnie współpracuje z wieloma izbami lekarskimi, koordynuje system produkcji i dystrybucji środków ochrony indywidualnej i skupia się na najmniejszych, najgorzej wyposażonych placówkach. To inicjatywy oddolne – potrzebne, wypełniające pewne luki w systemie.
A odgórnie? Jesteśmy mistrzami w zrywach – klaskaniu, organizowaniu pomocy, ale brakuje nam biegłości w działaniu długofalowym i systemowym. Oczywiście ważne są słowa ministra, który dziękuje medykom, jednak muszą one być spójne z tym, czego medycy doświadczają w codziennej praktyce.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?