Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 85–92/2011
z 21 listopada 2011 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Nie ma przebacz

Helena Kowalik

Jest 1 listopada 1997 roku. W okolicy Strzyżawy na trasie Toruń – Bydgoszcz rozpędzony peugeot wyleciał z łuku drogi prosto na drzewa. Jedno ściął, od drugiego się odbił, zatrzymał na trzecim. Ranny kierowca stracił przytomność. Gdy ją odzyska, nic nie będzie pamiętał. Siedzący obok niego pasażer, 19-letni Dawid K., wypadł przez okno. Nie przeżył.

Obaj młodzi mężczyźni wracali z Austrii. Pierwszym własnym samochodem Dawida, na którego kupno zarobił na emigracji. W Polsce zamierzał otworzyć rodzinny biznes.

Na drodze był duży ruch, wszak to Wszystkich Świętych. Ktoś wezwał pogotowie. Ludzi rozstąpili się, gdy z wozu ratunkowego wyszli lekarz (z wystającym z kieszeni fartucha stetoskopem) i sanitariusz. W kierunku pola, gdzie leżał chłopak.

Zmierzchało. Ale nawet z oddali było widać, że to sanitariusz pochylał się nad Dawidem K. Lekarz stał, z trudem utrzymując równowagę. Ci ze świadków, którzy byli najbliżej, słyszeli, jak doktor wydawał sanitariuszowi dyspozycje: – „Zobacz źrenice, uszczypnij”. „Tętno”. Chwila ciszy i uwaga lekarza: – „Tu tylko prześcieradło”. Potem lekarz chwiejąc się i potykając podszedł do rannego kierowcy; tylko tego zabrali do karetki.

Obserwujący akcję ratunkową przybliżyli się do ofiar wypadku i nagle kobieta, na którą właśnie przewrócił się lekarz erki, krzyknęła: – On jest pijany! Czuję od niego alkohol!

Załoga erki pośpiesznie odjechała z ofiarą wypadku. Na miejscu pojawiła się straż pożarna i policja z drogówki. (Trwała akcja „Znicz”.)

– On się rusza! – krzyknął strażak, przyglądający się pozostawionemu na polu Dawidowi K., do policjanta. Znów wezwano pogotowie. Ale pojawiły się trudności. Dyspozytorka tłumaczyła, że już raz wysyłali karetkę i to musi wystarczyć. Policjant zagroził, że sam sprowadzi lekarza, z pomocą patrolu. Minęła godzina, karetki nie było. Kolejna interwencja. Tym razem skuteczna, przyjechała erka z inną załogą, wszyscy byli trzeźwi. Dr Jarosław C. stwierdził śmierć Dawida K. (Sekcja wykazała przerwanie pnia mózgu.)

Podmienieni

Policja zdecydowała o przebadaniu alkomatem ekipy poprzedniej karetki. Ustalono dane lekarza Dariusza Z. i sanitariusza Leszka S.

Nie od razu wyszło na jaw matactwo załogi pogotowia ratunkowego. Policjanci nie zorientowali się, że ten drugi, trzeźwy lekarz (Jarosław C.) wziął dowód pijanego kolegi po fachu (Dariusza Z.). I że podmieniony jest również sanitariusz: Lecha S. zastąpił Wojciech M.

Alkomat nie wykazał zatem, żeby osoby legitymujące się tymi dowodami osobistymi spożywały alkohol.

Fałszerstwo nie wyszłoby na jaw, gdyby nie mieszkająca na stałe w Niemczech Ingrid J., na którą przewrócił się lekarz erki. Kobieta była zbulwersowana tym, co zobaczyła na miejscu wypadku. Chciała wiedzieć, czy wobec nietrzeźwego lekarza wyciągnięto konsekwencje.

Zatelefonowała na komendę i usłyszała, że załoga pierwszej, jak i drugiej erki była trzeźwa. J. nie ustąpiła. Namówiła policjanta z akcji „Znicz”, by pojechał z nią do stacji pogotowia, niech dojdzie do konfrontacji. Doprowadziła do ponownego badania alkomatem członków załogi erki. Gdy się stawili, kobieta z uporem twierdziła: „tego pana z brodą nie było na miejscu wypadku”. Lekarz, który przyjechał do Strzyżawy, nie miał zarostu.

Doszło do awantury, bo dyspozytorka pogotowia zapewniała, że nikogo innego nie wysyłała.

Policjanci przeszukali jednak pomieszczenia stacji pogotowia i wyciągnęli z gabinetu pijanego dr. Dariusza Z. Opierał się przed badaniem, twierdził, że nie mają prawa, jest bowiem lekarzem wojskowym. Dopiero po przybyciu żandarmerii udało się pobrać krew.

Wynik był alarmujący. Choć od wyjazdu do Strzyżawy minęło już 4 i pół godziny, poziom alkoholu we krwi wskazywał 2,2 promila. Z. twierdził, że to efekt popicia koniakiem leku na uspokojenie. Badanie w tym samym czasie alkotestem sanitariusza Lecha S. dało wynik 0,86 promila. (Pielęgniarka dwukrotnie pobierała mu krew, tłumacząc, że miejsce nakłucia niepotrzebnie posmarowano spirytusem.)

O postawieniu zarzutu fałszerstwa Jarosławowi C. przesądziła opinia grafologa.

Ścigani

Rok później Andrzej K., zrozpaczony ojciec Dawida, od prokuratora Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu dostał odpowiedź na skargę:

„(…) Twierdzenie o wielu uchybieniach w postępowaniu jest gołosłowne. Mając na uwadze tragiczne dla Pana skutki wypadku drogowego w okolicach Strzyżawy – śmierć syna – nie stwierdzono jednak, by stan trzeźwości sanitariusza Lecha S. miał na to wpływ.

W toku dochodzenia przeciwko kpt. dr. Dariuszowi Z. nie zebrano materiału, który nasuwałby podejrzenie, że Lech S. popełnił przestępstwo. Sanitariusz z uwagi na wykonywanie przez niego wyłącznie czynności technicznych, pozostających pod pełną kontrolą lekarza, nie jest podmiotem, o którym mowa w art. 147 par. 2 k.k.

Zachowanie polegające na wprowadzeniu się przez niego w stan nietrzeźwości i wykonywanie w tym samym czasie czynności stanowi wykroczenie; organem powołanym do ścigania takich zachowań jest policja, nie prokurator. Prokurator nie miał obowiązku badania przyczyn rozbieżności między wynikiem badania krwi na zawartość alkoholu a wynikiem podobnego badania przy użyciu alkomatu”.

Andrzej K. nie pogodził się ze stratą syna. Na miejscu wypadku postawił krzyż z tablicą: „W tym miejscu umierał człowiek, po którego przyjechało pijane pogotowie ratunkowe. Oby nigdy więcej alkohol nie był ważniejszy od ludzi czekających na pomoc”.

Upływ czasu nie ukoił rozpaczy ojca. Nie mogąc się doczekać skazania lekarza i sanitariusza, z planszą „Bydgoska ośmiornica …” pikietuje przed MON i szpitalem wojskowym w Bydgoszczy, który zatrudnia dr. Dariusza Z. jako anestezjologa. Pojawił się też na bydgoskim rynku z trumną na kółkach i zdjęciem Dawida. Na swoim blogu podał nazwiska osób, które jego zdaniem pomagały w fałszowaniu wyników badania na zawartość alkoholu we krwi. Twierdził, że doszło do manipulacji z wpisami w dzienniku ambulatorium pogotowia.

Z satysfakcją odnotował, że samorząd lekarski ukarał dr. Dariusza Z. naganą, a wojsko pozbawiło go munduru. Ale nie mógł pogodzić się z faktem, że Leszek S. nadal jeździ w zespole reanimacyjnym pogotowia. Prześledził każdy krok na drodze zawodowej sanitariusza, którego uważał za oszusta. Wkrótce nadarzyła się okazja, by zawiadomić o tym miejscową prasę.

Bo Leszek S. był podejrzany o paserstwo. Wraz z właścicielem parkingu pod Bydgoszczą kupił bez umowy i dokumentów kradzione renault na niemieckich tablicach. Samochód został ukryty na wsi i rozebrany na części.

Mimo że obaj podejrzani nie przyznali się do winy, proces się odbył. Sąd skazał Leszka S. na rok pozbawienia wolności, zawieszając warunkowo wykonanie kary, i grzywnę.

Andrzej K. czekał jeszcze na wyrok sądu w sprawie składania fałszywych zeznań przez załogę erki. Proces trwał 4 lata, aż Sąd Rejonowy w Bydgoszczy ogłosił wyrok: S. został skazany na 8 miesięcy w zawieszeniu na 2 lata.

Dr. Dariusza Z., choć był już karany za wykroczenie – picie alkoholu w czasie pracy – sąd uznał winnym tego, że wysyłając na badanie alkomatem kolegę chciał wyłudzić poświadczenie nieprawdy. Oskarżony dostał karę 1,5 roku pozbawienia wolności – w zawieszeniu. Stracił też pracę w szpitalu wojskowym.

Andrzej K. nie zaprzestał interesowania się losem lekarza, który w jego przekonaniu zostawił nieprzytomnego Dawida na polu, bez pomocy. Wytropił Dariusza Z. w Kutnie, jako wicedyrektora w publicznym szpitalu. Skontaktował się z jego przełożonym i sprawił, że nie przedłużono mu kontraktu. Kolejnym miejscem pracy „ściganego” anestezjologa był szpital prywatny.

„Niedawno dostałem informacje – napisał w internecie Andrzej K. – że Z. nie pojawił się na planowanym zabiegu, tylko zatelefonował, iż na stałe wyjeżdża za granicę”.

Na tym trop się urwał, ale pan K. dalej pisał na czatach, że „Anestezjolog Dariusz Z. (w oryginale pełne nazwisko) okrył się hańbą na całą Polskę. (…). Gdy brał dyżury w Pogotowiu Ratunkowym w Bydgoszczy, dopuścił się potwornych przestępstw. Czuł się wyjątkowo bezkarny i pewny siebie, bo pochodził z wojskowej rodziny o silnych korzeniach w Polskim Wojsku Ludowym”. (Tu dane o ojcu i bracie – HK).

Z czasem listę ściganych pracowników stacji pogotowia ojciec ofiary wypadku rozszerzył o dyspozytorkę Grażynę G. Oskarżył ją o fałszowanie dokumentacji z dyżuru w Święto Zmarłych 1997 r. „To ona aktywnie uczestniczyła w przestępczym procederze zorganizowanej grupy przestępczej w sprawie Strzyżawy. Poświadczała nieprawdę w dokumentach medycznych z dyżuru, dopisywała kłamstwa, a gdy usłyszała od policjanta, że ma wysłać lekarza, bo ofiara wypadku uznana za zmarłą daje oznaki życia, powiedziała, że nie ma zamiaru”.

Grażyna G. nigdy nie miała postawionych jakichkolwiek zarzutów prokuratorskich w związku ze śmiercią Dawida K.

Nie do wglądu

Możliwe, że z biegiem lat Andrzej K. zaniechałby ścigania domniemanych przestępców: lekarza i sanitariusza. Zwłaszcza że ten pierwszy opuścił Polskę. Ale, niestety, 14 lat po wypadku pod Strzyżawą o Leszku S. napisał Express Bydgoski, że właśnie skazano go na 1,5 r. pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata za udział w aferze korupcyjnej.

Sanitariusz, który w międzyczasie awansował na ratownika pogotowia, pośredniczył między pacjentami a lekarzem Januszem G., wystawiającym za łapówki lewe zaświadczenia.

Andrzej K. przypomniał sobie, że w 1997 r. Leszek S. tłumaczył w sprawie śmierci jego syna, że nie pojechał od razu na badanie alkomatem, bo w pogotowiu miał pod opieką 82-letnią chorą. Podał jej dane, a gdy sąd chciał ją przesłuchać, okazało się to niemożliwe z uwagi na liczne dolegliwości kobiety. Na procesie wyszło na jaw, że S. użył danych osobowych pacjentki z innej erki, a zaświadczenie o rzekomej chorobie wystawił dr Janusz G., dobry znajomy sanitariusza. „Mam dowód – konkludował K. na swoim blogu – w pogotowiu jest sitwa i dlatego nie można dojść prawdy, jak było z Dawidem w ostatnich godzinach jego życia. Dlaczego dyr. WSPR nadal zatrudnia kogoś, kto miał konflikty z prawem?” – pytał.

Z blogu ojca Dawida wiadomo, że był z tym pytaniem (a raczej ostro sformułowaną pretensją) u dyrektora WSPR, którego notabene przedstawił wcześniej jako lekarza o nieukończonej specjalizacji. Ten odmówił Andrzejowi K. wglądu do dokumentacji z dyżuru 1 listopada 1997 r.

Zwrócił się więc o wstawiennictwo do szefa Prokuratury Wojskowej w Poznaniu, który poprosił dyrektora Stacji, aby udostępnił Andrzejowi K. raporty z dnia, w którym zginął jego syn, wszak jako ojciec występujący w imieniu zmarłego ma status pokrzywdzonego.

Dyrektor odmówił, powołując się na obowiązek przestrzegania praw pacjenta i ustawę o zozach. Andrzej K. skomentował to na swym blogu: „pajęcze sieci bydgoskiej ośmiornicy sięgają nawet do silnych struktur wojskowych.” Nadal domagał się zwolnienia z pracy ratownika S.

Zamiast mediatora psychiatra

W tej sytuacji dyrektor WSPR wydał oświadczenie (które bez skutku usiłował opublikować w broniącym Andrzeja K. Expressie Bydgoskim), że jedynymi organami, które mogą zakazać wykonywania zawodu medycznego są sądy, a kwestie zwolnienia zatrudnionych reguluje Kodeks pracy.

Ewentualne przestępstwa pracownika WSPR nie zostały popełnione w związku z wykonywanym zawodem, sąd nie poinformował też WSPR o skazaniu Leszka S. Ustawy o zakładach opieki zdrowotnej oraz o państwowym ratownictwie medycznym nie dają zaś pogotowiu ratunkowemu prawa do żądania świadectwa o niekaralności od każdego pracownika, jak to się dzieje w przypadku funkcjonariuszy publicznych. Wbrew temu, co twierdzi Andrzej K., ratownik nie jest bowiem funkcjonariuszem publicznym.

Poza tym – i to był drugi powód publicznej wypowiedzi dyrekcji pogotowia – „Jednostkowe wydarzenie sprzed 14 lat nie może być traktowane jako okazja do ciągłego szkalowania WSPR”.

Biegli sądowi stwierdzili, że fakt nagannego udzielenia pomocy kilkanaście lat wcześniej przez lekarza i sanitariusza będących pod wpływem alkoholu nie miał związku ze śmiercią Dawida. Obaj winni zostali ukarani, skazanie zatarło się wiele lat temu. Od tego czasu w WSPR zmieniło się kierownictwo, tryb nadzoru, a nawet siedziba. Stacja uzyskała 2 certyfikaty jakości, dysponuje nowoczesnym sprzętem, ma możliwość monitorowania akcji ratunkowej za pomocą technologii GPS sprzężonej z zaawansowanym systemem informatycznym. W ub. roku na blisko 5 tys. wyjazdów zdarzyły się raptem 2 skargi, w tym jedna nieuzasadniona, od osoby chorej psychicznie.

Express Bydgoski oświadczenia dyrektora stacji nie wydrukował (ale omówił na łamach). Przypomniał, że w Okręgowej Izbie Pielęgniarek i Położnych toczy się w sprawie Leszka S. postępowanie przed rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej. Nikt nie ma tam wątpliwości, że – na zdrowy rozum – ratownik medycyny to zawód zaufania publicznego, wszak wchodzi on do mieszkań osób chorych i bezradnych.

Andrzej K., osamotniony dotąd w atakowaniu załogi pogotowia, zyskał wreszcie poważnego sojusznika. Dla dyrekcji WSPR tego było już jednak za wiele i… skierowała sprawę o ciągłe pomawiania w trybie prywatnym do sądu.

Aby wesprzeć akt oskarżenia, zlecono doktorowi psychologii ekspertyzę wpisów w internecie Andrzeja K. pod kątem występowania u niego psychozy pieniacza. Opinia ma wesprzeć wniosek o nakazanie przymusowych badań sądowo-lekarskich pozywanego przez biegłego psychiatrę w celu oceny poczytalności.

Na forum dyskusyjnym ojca Dawida znalazł się anonimowy wpis: „Jeśli czujesz się obrażany działaniami Andrzeja K., prześladowany, poddawany działaniu stalkingu lub chociażby zniesmaczony, daj temu świadectwo. Zapraszam”.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot