Wrześniowa manifestacja pracowników medycznych stała się szansą na zmianę narracji dotyczącej ochrony zdrowia w Polsce. Czy dzięki temu uda się przekonać opinię publiczną do zasadności protestów? Wydaje się, że jest to w zasięgu ręki.
Public relations można rozumieć jako dbałość o narrację, którą podchwycą media. Narracja to sposób mówienia i myślenia o zagadnieniu. To nie tylko użyte argumenty, ale także sugerowana interpretacja. Jeśli organizacji zależy na pozyskaniu zwolenników, zbudowaniu zaufania i zrozumieniu, musi starannie przygotować przekaz, który trafi do opinii publicznej. Nie może on zawierać zbyt wielu informacji, by nie uległ deformacji. Trzeba przewidzieć nie tylko, co zainteresuje ludzi, ale też oszacować potencjalne ryzyko. Ważyć słowa i argumenty. Wystarczy sobie przypomnieć niezręczne sformułowanie „gorszy sort Polaków”, które błyskawicznie zaczęło żyć własnym, długim życiem, by sobie uświadomić, o czym mowa.
Organizatorzy protestu PZM rozgrywają swoją sprawę z rządem. Ich sprawa jednak dotyczy całego społeczeństwa, dlatego nie mówią wyłącznie o własnym wynagrodzeniu, a o dobru pacjenta i o systemie. To ich pomysł na narrację, która ma dotrzeć do opinii publicznej i pozwolić zrozumieć ich racje.
Rząd jest tutaj po drugiej stronie barykady. Ma tę przewagę, że zatrudnia specjalistów od komunikacji i współpracy z mediami, którzy doskonale wiedzą jak zbudować narrację, by pozyskać media. Trudno bez badań ocenić, czyja narracja dominowała po manifestacji PZM 24 września. Widać jednak wyraźnie, że strona protestująca próbuje obalać stereotypy, dotyczące ochrony zdrowia, pracowników, ich czasu pracy, wynagrodzeń i wagi wykonywanego zawodu. Rząd zaś wręcz przeciwnie – swój przekaz opiera na stereotypach i je umacnia. Te stereotypy to m.in. przekonanie, że lekarze zarabiają bardzo dużo, że personel medyczny pracuje jednocześnie w kilku miejscach, że prywatna służba zdrowia to taka, za którą płaci pacjent i która pogłębia społeczne nierówności.
Ten drugi mechanizm jest znacznie łatwiejszy i ma większą siłę przekonywania. Na tym polega moc stereotypu, że znacznie łatwiej znaleźć argumenty, które go potwierdzają, niż burzyć całkowicie sposób myślenia o świecie, szukając faktów, które będą mu zaprzeczać.
Zdrowie Polaka w cenie Big Maca
Protestujący medycy sprawnie zorganizowali i skoordynowali działania, zarówno związane z organizacją ogólno-
polskiej akcji, dowozem ludzi do Warszawy itd., jak i komunikacyjne. Zadbali o tożsamość wizualną Porozumienia Zawodów Medycznych: logo, druk materiałów, flagi używane podczas manifestacji, koszulki, piosenkę. Wypracowali i podtrzymywali kontakty z mediami. Sami używali mediów społecznościowych i to stało się ich siłą, umożliwiło bowiem sprawną koordynację wydarzenia bardziej oddolnego, niż gdyby organizowały je tylko związki zawodowe. Grupa na Facebooku pozwoliła zaangażować się każdemu, kto chciał podzielić się pomysłem, a to wpłynęło także na motywację do udziału w przedsięwzięciu i wsparcia go.
Samo wydarzenie na placu Zamkowym było spektakularne także jako happening. Do mediów przebiły się zdjęcia zmarłego z przepracowania ratownika, niesionego na noszach z podpisem „Żył z pasji do ratowania innych”. Protest relacjonowała większość mediów, część na żywo. Był to jeden z dominujących elementów sobotniego przedpołudnia. Przekaz dotarł także poza granice Polski.
Złożony problem – prosty przekaz
Problem jest złożony, dotyczy źródeł finansowania, sposobu dysponowania środkami, modelu i systemu, który według jednych wymaga modyfikacji, według innych – totalnej zmiany i zbudowania od zera.
Im bardziej złożony problem, tym mniej złożona powinna być komunikacja. Obserwowaliśmy to podczas protestów lekarzy POZ w styczniu 2015 roku. Punktów spornych było wiele, nie rozumieli ich nawet dziennikarze, więc najłatwiej było operować narracją „pazernym lekarzom-biznesmenom znowu mało”. Taki przekaz jest prosty i zrozumiały dla opinii publicznej. W obecnej sytuacji także pojawiło się wiele wątków i postulatów wyjaśniających powody protestu medyków. Uproszczenie takiej narracji to prawdziwe wyzwanie. Praktycy PR zalecają tutaj wybór dwóch, trzech wątków i pilnowanie, by nie poddawać pod dyskusję innych tematów. Jak zrealizowały ten postulat obie strony w sporze?
Argumenty PZM
Kluczowy argument PZM to wzrost nakładów na ochronę zdrowia do minimum wskazywanego przez WHO, czyli 6,8 proc. PKB z obecnego 4,4 procent. Argument ten jest jednak dla opinii publicznej totalną abstrakcją i nadaje się raczej do rozmów w gronie ekspertów niż na transparenty. Przekaz został narażony na ryzyko rozmycia także przez to, że druga strona podkreśla, że do obiecanego wzrostu dojdzie. Odbiorca odnosi więc wrażenie, że problemu nie ma. Druga część tej obietnicy – że dojdzie do tego za około 10 lat jest kolejną abstrakcją dla statystycznego Kowalskiego, który nie wie nawet, czym w ogóle jest PKB i jak zmienia się w czasie. Drugi wątek to niskie płace i postulat skrócenia czasu, w którym podwyżki mają stać się realne. Próbowano zwrócić uwagę opinii publicznej transparentami: „Ratuję Twoje życie za 14 zł za godzinę”, ”Powołaniem rodziny nie nakarmię”, „By leczyć, trzeba żyć”. Tutaj trudno o rozmycie przekazu adresowanego bezpośrednio do pacjenta, ale warto tu położyć nacisk na to, że mowa o rezydentach a nie specjalistach i przybliżyć ich sytuację. Zrozumienie może utrudniać przekonanie, że rezydent to praktykant, który się dopiero uczy. Niezależnie od tego ile ma lat, na prawdziwą pensję nie zasługuje. Przekaz medyków wzmocnił więc szantaż: „wyjedziemy z kraju”, świadczący m.in. o niespotykanej wcześniej sile młodych ludzi, którzy znają swoją wartość i o tym mówią. Ten argument z pewnością dotyczy całego społeczeństwa i zainteresowałby opinię publiczną, gdyby jeszcze bardziej uwypuklić korelację pomiędzy niedoborem lekarzy a długością kolejek do specjalistów.
Całość spinał transparent zawieszony m. in. na scenie: „Czas na zdrowie+. Lepsze warunki pracy, zatrudnienia i leczenia”. To bardzo ogólne hasło to ewidentnie element dialogu z rządem, niekoniecznie istotny dla opinii publicznej, nawet jeśli mowa o leczeniu.
Prywatyzacja i lata zaniedbań – narracja rządu
Trudno jednoznacznie ocenić wizerunkowe efekty wystąpienia ministra zdrowia na manifestacji. W opinii medyków wypadł on źle. Niekorzystny efekt pogłębiła (w sposób niezamierzony?) publiczna telewizja, pokazując równolegle dwa materiały – przemawiającego ministra i klaszczący tłum. Tłum klaskał w innym momencie, po przemówieniu raczej krzyczał „hańba” i gwizdał. TVP wyjaśniła, że korelacja obu materiałów filmowych była przypadkowa i w ten sposób wytłumaczyła się z manipulacji dźwiękiem i obrazem. To nie pomogło ministrowi.
Natomiast z perspektywy widza TVP pojawienie się ministra na manifestacji mogło wyglądać dobrze. Mimo iż medycy nie przyjęli jego zaproszenia na spotkanie dnia poprzedniego, szef resortu przyszedł i przemówił. Nie chciał odpowiadać na pytania, ale też nie miał takiego obowiązku. Być może protestujący odebraliby to znacznie lepiej, gdyby minister publicznie zaprosił ich na spotkanie w urzędzie, wyjaśniając, że będzie to dogodniejsze miejsce do dialogu niż ulica. Jak skomentował jeden z dziennikarzy – Konstanty Radziwiłł nie jest typem mówcy i raczej nie zyskałby, przemawiając do tłumu. Uniknął więc tego ryzyka, szybko schodząc ze sceny i płacąc być może niższą cenę – niezadowolenia środowiska, zamiast utraty autorytetu u opinii publicznej. Pokazał się jako ten, który pracuje nad dotrzymywaniem obietnic – taką przewidziano mu narrację. W TVP pojawiła się plansza z prognozowanymi zarobkami, pokazująca, że dziś wynoszą one 3187 zł, za 5 lat podwoją się do 6200 zł, za lat 10 osiągną 8000 zł. Liczbami manipulować najłatwiej, szczególnie gdy nie podajemy, czy to kwota netto, czy brutto, wykorzystano więc ten potencjał. Rząd użył w swojej narracji argumentów podtrzymujących stereotypy. W głównym wydaniu sobotnich Wiadomości padła informacja o nieobecności starszych lekarzy, którzy nie muszą protestować, bo zarabiają bardzo dużo. Kolejny argument miał charakter polityczny: przez 8 lat nikt nie rozmawiał ze środowiskiem medycznym. Te 8 lat zaniechań zaowocowało kryzysem, z którym mierzą się teraz kolejni przedstawiciele władzy, choć to nie oni zawinili. Koronny zaś wydaje się argument niezwiązany z protestem, mający za to uzasadnić planowaną reformę. Mowa tu o zatrzymaniu prywatyzacji placówek medycznych, którą przedstawia się jako niekontrolowane tworzenie prywatnych przychodni. Ponieważ potocznie „prywatne” utożsamiane jest z „płatnym”, rząd upraszcza przekaz zgodnie z własnym interesem, utwierdzając kolejny stereotyp.
Pacjenci i #MedycyRazem
Protestujący medycy dopracowują po proteście szczegóły obywatelskiego projektu ustawy. Planują dalsze działania. Nie ustają w próbach jednoczenia środowiska medycznego. Pracują też nad ocieplaniem swojego wizerunku, m.in. przez projekt #MedycyRazem. Pozyskanie przychylności opinii publicznej nie jest tu najważniejszym celem, jednak łatwiej działać przy akceptacji społeczeństwa, a przynajmniej przy zrozumieniu, na czym polega problem. Nie tylko przedstawicieli poszczególnych zawodów medycznych, ale całego systemu ochrony zdrowia, bo kluczowym elementem tego systemu jest pacjent. Prawdziwym wyzwaniem dla narracji o ochronie zdrowia jest sprawienie, by pacjent – czyli każdy – poczuł się integralną częścią systemu i miał wrażenie, że walka toczy się także o niego.