Wybory do Parlamentu Europejskiego za nami. Za mniej niż pół roku, zapewne w październiku – wybory parlamentarne. Na dziś spokojnie można zakładać, że zwycięstwo przypadnie Zjednoczonej Prawicy, czyli – Jarosławowi Kaczyńskiemu. Czy rezultaty i prognozy polityczne w jakikolwiek sposób przekładają się na ochronę zdrowia?
Na pewno nastąpią zmiany w Komisji Zdrowia. Do Brukseli wyjedzie bowiem dwoje posłów Platformy Obywatelskiej. Dwoje byłych ministrów zdrowia – Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz. Uzyskanie mandatu przez tego ostatniego oznacza zmianę na stanowisku szefa Komisji Zdrowia. Wszystko wskazuje, że Arłukowicza, który dał się zapamiętać przede wszystkim z agresywnych, politycznych utarczek zarówno z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia, jak i z posłami i posłankami Prawa i Sprawiedliwości, zastąpi Beata Małecka-Libera, była wiceminister zdrowia.
Poziom emocji na posiedzeniach Komisji Zdrowia na pewno się obniży, choć raczej nie przełoży się to na merytoryczną stronę prac nad ustawami, która w niewielkim stopniu zależy od przewodniczącego, a bardziej – od większości, którą zarządza wiceszef komisji Tomasz Latos. On również (podobnie jak poseł Andrzej Sośnierz) ubiegał się o mandat eurodeputowanego, jednak musi się zadowolić krajową polityką. Brak sukcesu Latosa w eurowyborach to dobra wiadomość dla rządu i dla Ministerstwa Zdrowia – nie będzie konieczności szukania następcy, który łączyłby doświadczenie parlamentarne z umiejętnością dyscyplinowania parlamentarzystów, tak by projekty opuszczające Komisję Zdrowia miały dokładnie taki kształt, jakiego życzy sobie rząd. Niekoniecznie oznacza to, że optymalny, czego dowodem jest korowód nowelizacji dopiero co uchwalonych przepisów, które okazują się wadliwe.
Zwycięstwo – część publicystów wręcz ocenia je jako nokaut – Prawa i Sprawiedliwości w majowych wyborach będzie miało również konsekwencje dla przebiegu kampanii wyborczej, a więc i składanych w jej trakcie obietnic. Jest niemal przesądzone, o czym głośno mówią ekonomiści, że tak znacząca przewaga nad opozycją może nieco ostudzić gotowość partii Jarosława Kaczyńskiego do mnożenia kolejnych obietnic związanych z miliardowymi wydatkami z budżetu państwa. Z drugiej strony, socjologowie wskazują, że owa mobilizacja elektoratu, zwłaszcza w najstarszej grupie wiekowej, ma oczywisty związek z bezpośrednim transferem („trzynastką”), który emeryci i renciści otrzymali krótko przed wyborami. Czy jego efekt będzie równie spektakularny jesienią? Zdania, jak długo trwa pamięć i wdzięczność elektoratu, są podzielone. Rząd i partia rządząca nie są jednak „na musiku”. Przewaga nad opozycją wydaje się na tyle bezpieczna, że ewentualne transfery socjalne będą raczej wyrazem dobrej woli, a nie koniecznością. Czy pojawią się jakieś obietnice, związane z finansowaniem, w obszarze ochrony zdrowia? Wydaje się, że są dwa cele, których sfinansowanie oznaczałoby zarówno pozytywny efekt zdrowotny, jak i wymierną korzyść finansową dla konkretnych grup społecznych. Pierwszy z nich to szczepienia ochronne i taka modyfikacja PSO, która odciążyłaby rodziny decydujące się na zakup nierefundowanych szczepionek skojarzonych. Eksperci od dawna doradzają ministrowi zdrowia ten krok. Drugi – to lista bezpłatnych leków dla seniorów. Już pojawiła się zapowiedź uelastycznienia przepisów (leki z listy „S” będą mogli wkrótce przepisywać też specjaliści), nieoficjalnie można usłyszeć o pomyśle obniżenia progu wejścia do programu do 70 lat.
Z pewnością Prawu i Sprawiedliwości w wygraniu wyborów nie przeszkodzi sytuacja w systemie ochrony zdrowia. Dopóki duże grupy społeczne nie odczują (jeszcze bardziej) załamania w dostępności do świadczeń medycznych, dopóki nie będzie ewidentnych, namacalnych, przykładów kryzysu – zamykania oddziałów szpitalnych na większą skalę, wydłużania się kolejek, ochrona zdrowia nie ma szans przebić się w kampanii jako problem do rozwiązania.
Być może również dlatego, że recepty, jakie (również w kampanii do europarlamentu) przedstawiają ugrupowania opozycyjne są, delikatnie mówiąc, nietrafione. Jak sto miliardów złotych z Unii Europejskiej i obietnica utworzenia i wyposażenia szesnastu centrów onkologii (co z tymi, które już istnieją?) – łącznie ze wsparciem dla utworzenia w Poznaniu ośrodka protonoterapii, choć ten, który już istnieje w Krakowie, nie ma kogo leczyć z powodu przeciągających się sporów między szpitalami onkologicznymi (Koalicja Europejska, Ewa Kopacz). Lub – zupełnie nierealne, jak godzina oczekiwania na SOR (Koalicja Europejska, Grzegorz Schetyna).
Mimo że ochrona zdrowia wydaje się oczywistym tematem kampanii wyborczej, bo Polacy generalnie są z niej niezadowoleni, a dokonania rządu PiS nie są w tym zakresie imponujące, to temat ten „nie żre”. Po części dlatego, że społeczeństwo najwyraźniej się przyzwyczaiło do słabego dostępu do publicznej ochrony zdrowia. Po części dlatego, że wzrost zamożności otwiera pewne możliwości korzystania z prywatnych świadczeń większej niż do tej pory grupie osób. Po części jednak dlatego, że brakuje wiarygodności w zapowiedziach i obietnicach, z których część to po prostu obiecanki. Zupełnie jak w popularnym powiedzeniu: – Obiecanki, cacanki, a wyborcy radość.