To tylko jeden z kilkudziesięciu kreatywnych transparentów, z jakimi 1 czerwca na ulice Warszawy wyszli lekarze. Przede wszystkim młodzi, średnia wieku demonstrantów (według różnych szacunków było ich od dwóch do nawet dziesięciu tysięcy) wynosiła niewiele ponad trzydzieści lat. Dużą grupę stanowili studenci i stażyści, których do przybycia na manifestację zachęcał osobiście przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL Jan Czarnecki, który w drugiej połowie maja ruszył „w Polskę”, by w dużych miastach akademickich spotykać się ze środowiskami młodych lekarzy i tymi, którzy dopiero studiują medycynę i przygotowują się do zawodu lekarza. By wyjaśnić im, że to również o ich przyszłość toczy się gra.
Zdecydowana większość haseł – wymalowanych, wykrzyczanych – dotyczyła nakładów na ochronę zdrowia. Manifestujący szli za ogromnym bannerem „6,8 proc. PKB na zdrowie!”, przypominającym o zasadniczym postulacie rezydentów, którzy jesienią 2017 roku rozpoczęli walkę o poprawę sytuacji – swojej, lekarzy specjalistów i – last but not least – pacjentów. Dziś, gdy rząd chwali się realizowaną „z naddatkiem”, jak podkreśla minister zdrowia Łukasz Szumowski, ustawą 6 proc. PKB na zdrowie, lekarze przypominają, że nakłady powinny i muszą rosnąć szybciej. Zwłaszcza, że na skutek przyjętej metodologii liczenia, wskaźniki zapisane w ustawie wcale nie gwarantują, że Polska kiedykolwiek osiągnie poziom 6 proc. PKB wydatków publicznych na zdrowie [więcej o kontrowersjach wokół nakładów na zdrowie piszemy na stronie 16].
Medycy mają też za złe to, co ministerstwo robi (i czego nie robi) z projektem ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Przez ostatni rok rozbudzono wielkie nadzieje: kilkumiesięczne prace zespołu kierowanego przed dr. Jarosława Bilińskiego zakończyły się przygotowaniem obszernego dokumentu, w zasadzie gotowej nowelizacji ustawy. Projekt został przez środowisko przyjęty bardzo dobrze, również dlatego, że obok spraw systemowych (przede wszystkim regulacji opisujących na nowo proces kształcenia podyplomowego i doskonalenia zawodowego) zawierał istotne dla lekarzy zapisy dotyczące ich wynagrodzeń. Które to zapisy (tu nie ma mowy o żadnym zaskoczeniu, o takim scenariuszu w ciągu ostatniego roku „Służba Zdrowia” pisała wielokrotnie) zostały przez Ministerstwo Zdrowia całkowicie usunięte. Ustawa, o której dr Biliński, wręczając w styczniu projekt ministrowi zdrowia mówił, że „musi kosztować” ma być praktycznie bezkosztowa – bo w perspektywie dziesięciu lat wydatki na nią mają nieco tylko przekroczyć sto milionów złotych.
Ale wszystko wskazuje, że to nie omawiane od wielu miesięcy kwestie finansowania ochrony zdrowia oraz kontrowersje wokół projektu ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty zdecydowały o sporej – zwłaszcza w odniesieniu do oczekiwań organizatorów z OZZL i PR OZZL – frekwencji. I radykalizacji nastrojów wśród demonstrantów. Część z nich na „spacer” spod siedziby Ministerstwa Zdrowia pod Sejm RP stawiła się z walizkami oklejonymi krótką wiadomością tekstową: „Spakowani do wyjazdu”.
Lekarzy wzburzyły skutki nowelizacji Kodeksu karnego, jaką przeprowadziło – tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego – Ministerstwo Sprawiedliwości. Jednym ze zmienianych artykułów okazał się artykuł 155, odnoszący się do przypadków nieumyślnego spowodowania śmierci. Z tego artykułu, niekiedy, odpowiadają przed sądem lekarze, którym prokuratura chce udowodnić nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta na skutek popełnienia błędu medycznego.
Nowelizację rząd zaakceptował w trybie pilnym, na fali społecznego oburzenia po filmie braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” o przypadkach pedofilii w Kościele katolickim. Jednak przy okazji zaostrzenia kar za przestępstwa seksualne, w tym przestępstwa przeciw nieletnim, Ministerstwo Sprawiedliwości zaostrzyło kary w szeregu innych artykułów, zupełnie niezwiązanych z tematem pedofilii. A sama nowelizacja, choć przyjęta przez rząd nagle, była przygotowywana już od dłuższego czasu: projekt od stycznia dwukrotnie był kierowany do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych. – Praca nad legislacją (…) trwała ponad półtora roku. To nie jest w związku z tym praca nadmiernie rychliwa, jest to praca przemyślana, która była poddawana gruntownej ocenie przez różne środowiska, także krytyczne wobec tych zmian – zapewniał podczas debaty w senacie minister Zbigniew Ziobro.
Już w styczniowej wersji projektu Ministerstwo Sprawiedliwości zaproponowało podniesienie kar za taki występek: z obecnych trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności do minimalnego wymiaru kary rok, maksymalnego – dziesięć lat, z dodatkowym zastrzeżeniem, że jeśli na skutek nieumyślnego działania śmierć poniosą dwie i więcej osób, minimalna kara musi wynieść dwa lata (maksymalny wymiar kary to piętnaście lat). W tej wersji, datowanej na 25 stycznia, znajduje się szczegółowe uzasadnienie dokonywanych w artykule 155 zmian, w tym jeden z przykładów nieumyślnego spowodowania śmierci, czyli typowy błąd medyczny („przy przestępstwie z art. 155 k.k. sprawca, chociaż nie ma zamiaru, to jednak powoduje śmierć człowieka na skutek niezachowania wcześniej wspomnianych reguł ostrożności wymaganych w danych okolicznościach, np. pielęgniarka, podając przez pomyłkę pacjentowi zbyt dużą dawkę leku”).
Nowelizacja przeszła przez sejm i senat, jednak „izba refleksji” wniosła szereg poprawek (jednak nie do artykułu 155), więc ustawą ponownie, w połowie czerwca, będą się zajmować posłowie. Tymczasem dzień po eurowyborach wybuchła bomba: lekarze zorientowali się, że jeśli nowy Kodeks karny wejdzie w życie, części z nich może grozić bezwzględne więzienie. Bo po pierwsze, tak podniesiono dolną granicę kary za nieumyślne spowodowanie śmierci, że sądy musiałyby wymierzać oskarżonym lekarzom, których winę prokuraturze udałoby się dowieść, wyłącznie minimalne kary – by móc skazać ich na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu (co w tej chwili jest praktyką w sprawach o błąd medyczny, skutkujący śmiercią pacjenta). Po drugie zaś w szczególnej specjalizacji, jaką jest ginekologia i położnictwo, gdy w grę wchodzi możliwość przełożenia się jednej decyzji lekarza na zgon dwóch osób, lekarz w ogóle nie miałby szans na „zawiasy”.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że od dwóch, trzech lat ministrowie zdrowia – najpierw Konstanty Radziwiłł, teraz Łukasz Szumowski – deklarują, że optymalnym kierunkiem zmian w zakresie spraw o błędy medyczne byłoby odejście od ich karania. Za przykład stawiane są kraje skandynawskie, szczególnie Dania, w których w ogóle zrezygnowano z penalizacji błędów medycznych, stawiając na system odszkodowań dla pacjentów i ulepszania rozwiązań organizacyjnych, systemowych, tak by błędy eliminować – i tym samym zwiększać bezpieczeństwo pacjenta. Co prawda w ostatnich tygodniach minister Łukasz Szumowski otwarcie przyznał, że w Polsce, przynajmniej na razie, nie ma szans na implementację rozwiązań no-fault, ze względu na brak akceptacji społecznej, jednak wydawało się, że resort zdrowia przynajmniej będzie trzymał rękę na pulsie w zakresie ewentualnych zmian, wprowadzanych w prawie karnym.
Nie trzymał. Gdy w styczniu Ministerstwo Sprawiedliwości przekazało projekt zmian w Kodeksie karnym do konsultacji publicznych i uzgodnień wewnątrzrządowych, Ministerstwo Zdrowia 11 lutego w swoich uwagach odniosło się jedynie… do braku spójności w przepisach, związanych z dopalaczami. W ramach drugich, kwietniowych, konsultacji resort zdrowia w ogóle nie zgłosił uwag.
Tymczasem nawet pobieżna lektura uzasadnienia projektu, ale przede wszystkim uwag, jakie nadesłali prawnicy, biorący udział w konsultacjach, powinna włączyć alarm urzędnikom Ministerstwa Zdrowia odpowiedzialnym za monitoring tego typu aktów prawnych. Bo wspólnym mianownikiem zmian w Kodeksie karnym było właśnie zaostrzenie kar, przede wszystkim przez podniesienie minimalnego wymiaru kary.
Po ostrej reakcji środowiska lekarskiego – stanowczych protestach Konwentu Prezesów Okręgowych Rad Lekarskich i Naczelnej Rady Lekarskiej – ministerstwa Zdrowia i Sprawiedliwości poinformowały, że jeszcze przed wejściem w życie nowego Kodeksu karnego zostanie przygotowana nowelizacja artykułu 155, tak by oddzielić „lekarzy od zwykłych przestępców”.
Bo, według zgodnych zapewnień obu resortów, podwyższenie kar za nieumyślne spowodowanie śmierci nie miało dotknąć pracowników medycznych, ale bandytów. Nikt nie wyjaśnia, dlaczego więc w uzasadnieniu konieczności zmian w artykule 155 nie ma przykładów bandytów, są natomiast: pielęgniarka, myląca się przy dawkowaniu leku i ojciec, który nie zabezpieczył broni palnej, z której jego dziecko śmiertelnie postrzeliło kolegę. „W świadomości społecznej powinno istnieć ugruntowane przekonanie, które należy wyrabiać także odpowiednim ukształtowaniem sankcji grożących za naruszenie konkretnych zakazów karnych, że niezachowanie przez człowieka przeciętnego obowiązku ostrożności w sytuacji, w której na podstawie normalnej zdolności przewidywania i obowiązku dbałości o życie ludzkie można wymagać od niego, aby nie dopuścił do nastąpienia skutku w postaci śmierci człowieka, powinno i będzie skutkować wobec niego sankcją karną tym surowszą, im rozleglejszy charakter będą miały te skutki” – głosi fragment dokumentu, odnoszący się do zmian w artykule 155.