Z prof. dr. hab. n. med. Mariuszem Klenckim, dyrektorem Centrum Egzaminów Medycznych w Łodzi rozmawia Ewa Szarkowska
Ewa Szarkowska: W 2017 r., przed jesienną sesją egzaminacyjną, w sposób dość istotny zmienił się regulamin ustnej części Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego. Było sporo obaw, że nowe rozwiązania mogą spowodować pewien chaos.
Mariusz Klencki: Każda zmiana powoduje obawy, tym bardziej że zmienialiśmy stan, który trwał przez wiele lat i do którego przyzwyczaili się już wszyscy egzaminatorzy. Dlatego miałem świadomość, że może nie być łatwo. Dodatkowo sytuację skomplikował fakt, że zmieniliśmy skalę ocen, wprowadzając ocenę dyskwalifikującą, do której też trzeba się przyzwyczaić. Ale obawy były chyba większe niż problemy, które się pojawiły w trakcie pierwszej sesji jesiennej. Z sygnałów, które otrzymałem, wynika, że zmodyfikowany system działa. Myślę, że z biegiem czasu, kiedy pewne zaskoczenie nowością minie, nowa formuła egzaminu będzie się coraz bardziej sprawdzała.
E.S.: Czy to oznacza, że w sesji wiosennej nie należy się już spodziewać żadnych zmian w regulaminie PES?
M.K.: Na bazie doświadczeń, które zebraliśmy w sesji jesiennej, jeszcze modyfikujemy regulamin, ale nie będzie to już żadna zmiana rewolucyjna, tylko drobna korekta rozwiązań, które okazały się nie do końca zrozumiałe i trzeba to doprecyzować. W szczególności domykamy wszystkie kwestie potrzebne, żeby sprawnie odbył się egzamin prowadzony przez komisję egzaminacyjną pracującą w podzespołach. Chciałbym więc uspokoić wszystkich zainteresowanych lekarzy i lekarzy dentystów, że zmiany, które zaczną obowiązywać w wiosennej sesji, mają charakter porządkujący i nie dotyczą bezpośrednio osób zdających egzamin.
E.S.: Możliwość prowadzenia części ustnej PES w podzespołach, na wniosek przewodniczącego komisji egzaminacyjnej, to chyba była największa zmiana w regulaminie PES.
M.K.: Założenia były takie, że rozwiązanie to usprawni pracę komisji, bo w tym samym czasie można przeegzaminować dwa razy więcej osób. Pierwsze doświadczenia pokazały, że ten obszar wymaga poprawek. Oryginalnie zapisaliśmy, że takie podzespoły muszą być dwuosobowe, a to nie jest sensowne rozwiązanie, bo przecież one mogą być większe i nawet łatwiej będzie je tworzyć. I to zostało już skorygowane – w regulaminie pojawił się zapis „co najmniej dwuosobowe podzespoły”. I prawdę mówiąc, taka była pierwsza myśl, tylko chyba nie udało się nam jej szczęśliwie przelać na papier, co w praktyce trochę ograniczyło możliwości realizacji PES w takiej formule.
E.S.: Czy mimo to znaleźli się pierwsi odważni?
M.K.: Tak, na takie rozwiązanie zdecydowała się już otorynolaryngologia, neurochirurgia, medycyna pracy, częściowo kardiologia. W najbliższej sesji w tej formie egzamin ustny będzie przebiegał także w anestezjologii i protetyce stomatologicznej. Myślę, że z biegiem czasu to rozwiązanie przyjmie się także w innych specjalnościach, oczywiście tam, gdzie to ma sens. Warto podkreślić, że odbieranie ustnego PES w podzespołach egzaminacyjnych nie jest obligatoryjne. Po prostu regulamin stwarza taką możliwość, która wydaje mi się cenna, ale nie zamierzam żadnego z konsultantów krajowych zachęcać na siłę, żeby z tego korzystał.
E.S.: Trochę zamieszania wprowadziła jednak nowa skala ocen za zadania cząstkowe, rozszerzona o ocenę dyskwalifikującą, czyli jedynkę.
M.K.: Rzeczywiście powstał pewien rozdźwięk pomiędzy skalą ocen, które stawiają egzaminatorzy za poszczególne pytania a skalą ocen za cały egzamin, regulowaną rozporządzeniem ministra zdrowia w sprawie specjalizacji lekarzy i lekarzy dentystów, gdzie najniższą oceną z egzaminu ustnego może być dwójka. Dlatego jedynka może być wykorzystywana jedynie do oceny zadań cząstkowych. Może być postawiona w sytuacji, kiedy osoba zdająca nie udzieli żadnej odpowiedzi na pytanie albo odpowie w taki sposób, iż mamy pewność, że jej niewiedza w tym zakresie będzie stanowić zagrożenie dla zdrowia bądź nawet życia pacjenta. Jeśli ktoś otrzyma jedynkę, czyli ocenę dyskwalifikująca za którekolwiek zadanie cząstkowe, to efektem tego jest ocena niedostateczna, czyli dwójka na koniec egzaminu, niezależnie od tego, jak dobrze zna inne obszary wiedzy objętej PES. Jest to jedna z rzeczy, którą wyprostowaliśmy w najnowszej wersji regulaminu – nazewnictwo ocen – która jest cząstkowa, a która końcowa. Obecnie to nazewnictwo jest w pełni konsekwentne i logiczne. Zasady stosowania skali ocen pozostają te same.
E.S.: Zmieniony regulamin PES zabrania praktyk, stosowanych wcześniej w niektórych specjalnościach, a polegających na możliwości wyboru pytania, na które zdający egzamin nie musiał odpowiadać. Czy to miało wpływ na zdawalność?
M.K.: Nie otrzymałem żadnych negatywnych sygnałów w tej sprawie. Wręcz przeciwnie, niektórzy nawet się dziwili, że takie rzeczy miały rzeczywiście do tej pory miejsce. Dotychczas to nie było zakazane, więc można było tak postępować, aczkolwiek wielu egzaminatorom wydaje się to nielogiczne i niewątpliwie jest to sprzeczne z logiką egzaminu ustnego. Nowy regulamin PES po prostu to uporządkował.
E.S.: Zgodnie z nowym regulaminem co najmniej jedno z zadań egzaminu ustnego PES musi mieć charakter praktyczny. Jak komisje egzaminacyjne radzą sobie z tym wyzwaniem?
M.K.: To też jest pewien proces, bo działamy w sferze różnych przyzwyczajeń i specyfiki poszczególnych specjalności lekarskich. Praktyczny charakter pytania bardzo łatwo osiągnąć. Wystarczy, że treścią pytania jest jakiś przypadek kliniczny, a w większości dziedzin medycyny bez problemu można takie pytanie wymyślić.
E.S.: Nowy regulamin zabrania stawiania osoby egzaminowanej w krzyżowym ogniu pytań. Nie może być tak, że zdający dostaje pytanie od jednej osoby, zaraz potem od drugiej, a nawet trzeciej i każde idące w inną stronę. Pytania uszczegóławiające do zadania może stawiać tylko jeden egzaminator, wskazany przez szefa komisji, a pozostali członkowie przysłuchują się i wyrabiają opinię o wiedzy egzaminowanego. Jak w praktyce poradziły sobie z tym komisje?
M.K.: Muszę przyznać, że to był przepis, który wielu komisjom nie podobał się najbardziej. W większości przypadków, czyli tam, gdzie komisję tworzy grono osób, które się dobrze znają i współpracują ze sobą od lat, ten przepis nie jest potrzebny. Zdarzają się jednak sytuacje, w których może dojść do różnicy zdań między członkami komisji, pewnego napięcia negatywnie przekładającego się na losy zdającego. Ten przepis ma na celu załagodzenie takich sytuacji. Idea tego przepisu nie polegała na tym, żeby zamknąć usta pozostałym członkom komisji. Każdy egzaminator ma prawo wystawić ocenę zgodnie ze swoim sumieniem, jaką uzna za odpowiednią, ale nie powinno być tak, że wdaje się w jawny konflikt merytoryczny przy jakimś pytaniu z innym egzaminatorem i osoba zdająca nie będzie mogła powiedzieć tego, co chce powiedzieć, żeby wykazać się wiedzą. Myślę, że to jest też jedna z rzeczy, do których komisje się przyzwyczają.
E.S.: Czy w Pana ocenie zmiany wprowadzone w 2017 r.
wpłynęły na poziom zdawalności ustnego PES w sesji jesiennej?
M.K.: Nie. Odsetek ocen negatywnych na egzaminie ustnym był zbliżony do lat ubiegłych – otrzymuje je średnio ok. 5 proc. procent osób, które przystępują do tego egzaminu. Odsetek ten jest nieco większy w specjalnościach, gdzie egzamin ustny jest za zgodą ministra jedyną częścią PES niż w specjalnościach, gdzie zdaje się egzamin ustny dopiero po zdanym teście.
E.S.: Niepokojącym zjawiskiem jest wielokrotne podchodzenie do PES. Byli rekordziści, którzy podchodzili kilkanaście razy.
M.K.: Jeszcze 10 lat temu było tak, że można było zdawać egzamin specjalizacyjny określoną liczbę razy. Były trzy podejścia, czwarte w wyjątkowych okolicznościach. Jeśli ktoś nie wykorzystał z sukcesem tych 4 podejść w ciągu 3 lat od zakończenia szkolenia specjalizacyjnego, tracił możliwość zdawania PES. Żeby go zdawać ponownie, musiał powtórzyć szkolenie specjalizacyjne. I tak się działo. Były osoby, które ponawiały szkolenie i to z sukcesem, czyli zdawały PES.
W 2008 r. zostało to zliberalizowane – teraz PES można zdawać nieskończenie wiele razy. Prawdę mówiąc, sam byłem zwolennikiem tego rozwiązania. Wydawało mi się, że jeśli ten egzamin od czwartego podejścia jest płatny – od 2017 r. w przypadku lekarza każde kosztuje 700 zł – to jest już sprawa konkretnego lekarza, czy on chce do niego przystępować, czy nie, a jeśli uzna, że powinien się doszkolić, może przecież skorzystać z jakichś kursów itd. W praktyce nie jest już tak różowo, bo zdawalność osób, które podchodzą do egzaminu piąty czy szósty raz, nie wygląda dobrze. Zdawalność drastycznie maleje wraz z upływem czasu od zakończenia szkolenia specjalizacyjnego.
Na podstawie tych doświadczeń myślę teraz, że w gruncie rzeczy obecny system nie jest najlepszy. Brakuje skutecznego bodźca, który mobilizowałby lekarza, aby ten egzamin zdać jak najszybciej. Bo jak on przystępuje piąty raz do egzaminu, to nie ma czasu na naukę, bo ma dyżury, dodatkową pracę, jest przepracowany i zmęczony. I nie ma bodźca, żeby wziąć dwa tygodnie urlopu, żeby się przygotować do egzaminu. Natomiast, gdyby wisiało nad nim widmo ostatniej szansy, pewnie byłby bardziej zdopingowany. Z drugiej strony wydaje się, że powtarzanie całego cyklu szkolenia specjalizacyjnego przez osobę, która nie zdała PES-u ileś tam razy, też chyba nie ma sensu. Może w takim przypadku powinno istnieć jakieś rozwiązanie pośrednie, np. kilkumiesięczne doszkalanie albo kursy przeznaczone dla takich lekarzy, którzy po prostu potrzebują wsparcia merytorycznego. To nie jest tylko moja opinia, ale także niektórych konsultantów krajowych.
E.S.: W jakich specjalnościach łatwiej zdać PES, a w jakich trudniej?
M.K.: To nie jest łatwe pytanie. Jakieś 4-5 sesji temu wydawało mi się, że to patomorfologia jest taką specjalnością, w której trudno zdać PES. Ale od kilku sesji jest tak, że osoby, które przystępują po raz pierwszy do PES w tej dziedzinie, zdają go w 100 procentach. Do grupy dziedzin, w których raczej łatwiej niż trudniej zdać PES należą wszystkie „główne” specjalności, jak np. pediatria, interna, chirurgia ogólna oraz ginekologia i położnictwo (choć w tej ostatniej widać wyraźnie trend spadkowy, jeśli chodzi o liczbę zdających po raz pierwszy). Dziedziną, która od kilku sesji sprawia zdającym spore trudności, jest ortopedia i traumatologia narządu ruchu.
E.S.: W jesiennej sesji doszło do nieprzyjemnego precedensu. Lekarz został złapany już nie na zwykłym ściąganiu, ale na pisaniu testu za pomocą środków komunikacji elektronicznej. Jak Pan odebrał tę informację?
M.K.: Muszę przyznać, że odebrałem tę informację ze smutkiem. Do tej pory wydawało mi się, że lekarzy, którzy zdają PES, nie musimy pilnować tak jak się pilnuje uczniów w szkole czy studentów. Okazało się, że byłem trochę naiwny. Oczywiście czasem, niestety, zdarza się, że ktoś usiłuje ściągać od kolegi, i takie sytuacje wyłapujemy. Ale w tym wypadku nie chodziło o zerknięcie na kartkę sąsiada, żeby zobaczyć, co napisał np. przy pytaniu 120, tylko o oszustwo polegające na rozwiązaniu całego testu z pomocą koleżanki, która przebywała gdzie indziej przy książkach i zdalnie dyktowała odpowiedzi. Wiadomo, że celem PES jest weryfikacja czyjejś wiedzy. W takich warunkach ta weryfikacja w ogóle nie ma miejsca. Trudno też mówić o utrzymaniu standardów, jeśli chodzi o poziom wykształcenia specjalizantów. Dlatego z takim zjawiskiem musimy zdecydowanie walczyć. Szczęśliwie, jak do tej pory, to był izolowany przypadek.
E.S.: Czy Centrum Egzaminów Medycznych wyciągnęło jakieś wnioski?
M.K.: Incydent jesienny spowodował wzmocnienie kontroli rzetelności zdawania egzaminów przeprowadzanych przez CEM, także przez lekarzy przystępujących do PES. W celu wyeliminowania możliwości nielegalnego wykorzystania sprzętu elektronicznego przez osoby zdające egzamin zaostrzyliśmy procedury. Lekarze nie powinni się dziwić, jeśli będą kontrolowani szczególnie przy wyjściu do toalety. Zgodnie z przepisami nie mogą mieć ze sobą urządzeń służących do komunikacji. Jeśli jakiś lekarz wyjdzie do toalety z telefonem komórkowym, musi liczyć się z tym, że zostanie po prostu zdyskwalifikowany, niezależnie od tego, jakie były jego intencje.