Na początku roku – po paru miesiącach przestoju – odmrożono projekt ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych.
Kłopot w tym, że nadal nie wpisano, w jaki sposób placówki medyczne mają sfinansować koszt podniesienia najniższych zarobków.
W nowej wersji projektu, częściowo uzgodnionej już z resortem finansów (to on blokował prace), wprowadzono kilka zmian. Otóż podwyżki mają być przyznawane nie do 1 lipca, a z dniem 1 lipca. Ponadto dołączono nowe wyliczenia kosztów w ocenie skutków regulacji. Te jednak są częściowe – dotyczą jedynie jednostek budżetowych, takich jak inspekcje sanitarne, centra krwiodawstwa. Zapłaci za nie budżet państwa. Problemu nie będzie też ze sfinansowaniem wzrostu wynagrodzeń 19,14 tys. rezydentów. Mimo protestów związkowców i pracodawców, pensje tej grupy są nadal opłacane z Funduszu Pracy (który ma służyć walce z bezrobociem). Innym placówki mają sfinansować wzrost wynagrodzeń z pieniędzy z NFZ, ale mechanizm nie został opisany. Mają pochodzić z kontraktu. Jak podkreśla resort zdrowia – nie ma mowy by były to pieniądze znaczone jak np. przy podwyżkach pielęgniarek. W dalszej części dokumentu wyliczono jednak, że w latach 2017–2022 skumulowany koszt dla wszystkich podmiotów leczniczych wynieść ma ponad 9,5 mld zł. Z tego połowę (4,9 mld zł) wydadzą spzozy, niespełna 0,5 mld zł jednostki budżetowe, 258 mln zł instytuty badawcze, 222 mln zespoły ratownictwa medycznego. Ponad 3 mld zł kosztów przypadnie na pozostałe podmioty lecznicze. Warto jednak przypomnieć, że koszty te uwzględniają już wzrost wynagrodzeń pielęgniarek, na który pieniądze i tak trzeba byłoby znaleźć.
Tak duże kwoty – mimo że proponowane podwyżki są dużo niższe niż oczekiwania – wynikają z dużej liczby pracowników ochrony zdrowia – według CSIOZ jest ich prawie 438 tys. Są zatrudnieni w 19,78 tys. podmiotów leczniczych.