Dyrektorzy pomorskich szpitali w połowie grudnia wysłali listy do marszałka Jana Kozłowskiego i wojewody Jana Ryszarda Kurylczyka z prośbą o spotkanie. Przyczyna – zapowiedź obniżenia o 5-10 procent przyszłorocznych kontraktów z kasą chorych.
- Staliśmy dotąd na krawędzi – mówi jeden z dyrektorów trójmiejskiego szpitala. – Teraz zaczynamy spadać. Stawki, które oferuje nam na przyszły rok kasa chorych, spowodują dramatyczne oszczędności na pacjentach: zabraknie leków, nie będzie można zrobić badań diagnostycznych, nawet założyć środków opatrunkowych.
- Pomorska Regionalna Kasa Chorych straciła płynność finansową, do czego przyczyniły się m. in. zaległości ZUS w przekazywaniu składek – twierdzi Sławomir Bautembach, przewodniczący Pomorskiej RKCh. Dopiero niedawno okazało się, że ZUS przez lata nie płacił tej kasie za rzeczywistą liczbę ubezpieczonych. Tylko w tym roku dług ZUS wobec kasy wynosi 47 milionów złotych. Z kolei kasa winna jest świadczeniodawcom ponad 82 miliony złotych, w tym szpitalom – ok. 37 milionów.
Coraz gorzej
Długi szpitali podległych Marszałkowi Województwa Pomorskiego sięgają 200 mln zł, w tym 100 mln to zobowiązania wymagalne. Szpitale powiatowe mają ok. 97 mln zł zadłużenia, w tym 13 mln zł, które trzeba spłacić natychmiast. Szpitale podległe Akademii Medycznej – ok. 120 mln zł.
- Skutki obecnej sytuacji mogą być tragiczne dla pacjentów – mówi dr Jerzy Karpiński, dyrektor Departamentu Zdrowia pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego. – Długi naszych szpitali wynoszą tyle, ile roczny budżet województwa pomorskiego. To jak stan wojny.
Na same szpitale Pomorska RKCh ma przeznaczyć w przyszłym roku ok. 550 mln zł, czyli – gdyby przyszło płacić długi – to większość środków z kasy powinna iść na ich spłatę.
Tymczasem, jak na wojnie, każdy walczy o przetrwanie. Walkę o należne pieniądze podjęli już aptekarze. Kasa płaci im obecnie za refundowane leki, wykupione przez chorych... we wrześniu. Dług urósł do 50 mln zł.
- Naliczamy już karne odsetki – informuje Wojciech Prokurat, prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej. – Wiemy, że w planach finansowych kasy na przyszły rok odsetki te nie zostały uwzględnione, więc prowadzimy rozmowy ze znaną kancelarią prawną, zajmującą się windykacją długów. Jeśli nie pomożemy aptekarzom, nie będą mogli kupić leków w hurtowniach.
Pętla się zaciska
Zaczyna się jak w każdym bankrutującym zakładzie pracy. Najpierw GPEC odłączył ogrzewanie w Szpitalu Psychiatrycznym na Srebrzysku. Temperatura spadła do 10 stopni. Zakłady energetyczne odcięły dopływ prądu do szpitali w Kościerzynie oraz zakaźnego i wojewódzkiego w Gdańsku. Komornicy weszli na konta Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku, Przemysłowego ZOZ-u, Szpitala Klinicznego nr 3 AMG. W Bytowie komornik zabrał w październiku jedną czwartą pensji pracowników szpitala, w Malborku – pensje płacone są nieregularnie. Szpital w Malborku jest jednym z najbardziej zadłużonych w Pomorskiem. W sierpniu jego dług wynosił 7 mln zł, z tego 1 mln to zaległości wobec pracowników. W podobnej sytuacji są placówki w Bytowie, Prabutach, Człuchowie, Nowym Dworze, Sztumie, Starogardzie Gdańskim, Kartuzach i Pucku.
Konsekwencje zaczynają ponosić także pacjenci. Na początku grudnia doszło do awarii jedynego angiografu działającego w Centrum Zawałowym w Szpitalu Klinicznym gdańskiej Akademii Medycznej, które przez całą dobę przyjmowało chorych z zawałem z Pomorza. Aparat psuł się już wcześniej, zawsze w takiej sytuacji ściągano do Gdańska pracowników firmowego serwisu z Poznania. Niestety, szpital nie płacił w terminie za poprzednie naprawy. Kiedy więc zadzwoniono po fachowców kolejny raz, okazało się, że z naprawą trzeba poczekać, dopóki na konto firmy nie wpłynie 78 tys. zł tytułem należności za poprzednią fakturę. Dyrektor, mówiąc o szantażu, zapłacił, fachowcy obiecali, że przyjadą... Kolejna faktura – na 80 tys. zł – czeka na zapłatę.
Na razie pacjenci z zawałem są przyjmowani przez kardiologów w Szpitalu Specjalistycznym w Gdańsku-Zaspie. Tam jednak już w połowie października skończył się limit zabiegów opłacanych przez Pomorską RKCh. Każdy kolejny zawałowiec wpędza szpital w dalsze długi. Na zawał zapada rocznie ok. 2000 mieszkańców Pomorskiego. Z tego niemal połowa w Trójmieście.
Skończyły się też limity na badania mammograficzne w Wojewódzkiej Poradni Onkologicznej. Od połowy czerwca rezonans magnetyczny w Szpitalu Wojewódzkim nie powinien być wykorzystywany, bo wykonano już 500 zakontraktowanych przez kasę badań. Na pierwsze trzy miesiące przyszłego roku kasa wykupiła tylko 125 badań.
Zaczął się więc czas drastycznych oszczędności. W Szpitalu Wojewódzkim pacjenci są karmieni za 6 złotych dziennie, chociaż są też placówki oferujące śniadanie, obiad i kolację za 5 złotych. Nic dziwnego, że szpitalne korytarze zajmują członkowie rodzin chorych, obładowani siatkami z jedzeniem. Oszczędza się również na prądzie, gazie, w niektórych placówkach brakuje pościeli. Droższe leki już rutynowo zastępowane są tańszymi. Lekarze żalą się, że "antykorupcyjna" decyzja ministra Łapińskiego pozbawia ich możliwości podawania chorym próbek leków, do tej pory bezpłatnie dostarczanych przez firmy farmaceutyczne. Tadeusz Biliński, dyrektor szpitala w Malborku, we wrześniu pożyczał pieniądze na lek ratujący życie od... właścicieli firmy pogrzebowej, sąsiadującej z budynkiem szpitalnym.
Jakiekolwiek remonty czy zakupy nowych aparatów pomorskie szpitale zawdzięczają tylko sponsorom.
- Marzeniem każdego ordynatora jest bogaty sponsor – mówi dr Jerzy Karpiński. – Sytuacja nie jest zdrowa, ale gdyby nie pomoc pacjentów, niektóre szpitale wyglądałyby koszmarnie. Bo przecież z długu nie pomaluje się ścian oddziału.
Na pieniądze czekają także lekarze i pielęgniarki. Czekają pokornie, bo w każdej chwili mogą stracić pracę. W ostatnim czasie Pomorskie "wzbogaciło się" o 2 tys. bezrobotnych pracowników szpitali. Tylko jesienią w placówkach samej AMG wymówienia wręczono 300 pracownikom.
Lekarzom pomorskie placówki służby zdrowia są winne 12 mln zł za dyżury. Z opóźnieniem wypłacane są umowne dodatki 203 zł dla pielęgniarek. Niektórzy pracownicy-wierzyciele na drodze sądowej odebrali co swoje. Nieoficjalnie wiadomo, że prawie każdy pozew do sądu wiązał się z koniecznością zmiany miejsca pracy.
- Poczekam – mówi jeden z lekarzy Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku. – Lepiej nie ryzykować. Zdajemy sobie sprawę, że po wejściu do Unii Europejskiej ok. 30 proc. szpitali zostanie zlikwidowanych lub przekształconych w hospicja. Już teraz trudno o szpitalny etat. Stażyści ustawiają się w kolejce, można sobie pozwolić na luksus wybierania najlepszych.
Także pielęgniarki z cierpliwością przyjmują roczne opóźnienie w wypłacaniu ustawowych 203 zł.
Oficjalnie dyrektor Pomorskiej RKCh dr Tadeusz Podczarski mówi, że pieniędzy może będzie więcej, jeśli województwo pomorskie zlikwiduje pół tysiąca łóżek szpitalnych. Niż demograficzny sprawił, że około 300 łóżek w oddziałach pediatrycznych jest nie wykorzystanych. Kolejny nadmiar – zdaniem dyrektora – to 200 łóżek w oddziałach położniczo-ginekologicznych. Trzeba będzie także ograniczyć działalność nie wykorzystanych oddziałów ortopedii, laryngologii, dermatologii i urologii.
Z drugiej jednak strony – starzejące się społeczeństwo wymaga rozbudowania oddziałów internistycznych, kardiologicznych, onkologicznych i reumatologicznych.
Zarząd województwa pomorskiego zgodził się poręczyć zaciągnięcie pożyczek przez szpitale w Kościerzynie i Dzierżążnie. Zadecydowano już o likwidacji niektórych oddziałów, m.in. kardiologii w Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Niektórzy liczą, że wzrost składki na ubezpieczenie zdrowotne pozwoli choć na trochę odwlec dzień bankructwa. Ale pętla zaciska się coraz mocniej.