Jaki będzie rok 2017 dla ochrony zdrowia w Polsce? Czy będzie on przełomowy w sprawie przyszłego kształtu systemu zdrowotnego? Wiele wskazuje na to, że tak. Kilka kluczowych projektów ustaw jest na końcowym etapie prac, a z kalendarza politycznego wynika jasno, że dalsze odkładanie zmian nie jest już możliwe. Jesienią minie bowiem półmetek kadencji, a w przyszłym roku czekają nas wybory samorządowe. Będzie to czas rozliczeń i opozycja z pewnością przypomni wyborcom, że naprawa służby zdrowia była jednym z głównych zobowiązań rządu PiS.
Z tego punktu widzenia styczeń nie zaczął się najlepiej. Wielokrotnie zapowiadana przez PiS pełna realizacja zasady, że każdy obywatel mieszkający w Polsce ma prawo do opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych zakończyła się rozwiązaniem wręcz karykaturalnym, ograniczonym na dodatek do podstawowej opieki zdrowotnej. Nieubezpieczony pacjent zgłaszający się do lekarza rodzinnego, żeby nie płacić za usługę, będzie musiał złożyć pisemne oświadczenie o przysługującym mu prawie do świadczeń, chociaż będzie wiedział, że takiego prawa nie ma. Zgodnie z nowelizacją ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej, NFZ w tym przypadku nie będzie dochodził zwrotu kosztów. Rezygnacja z dochodzenia kosztów nie obejmie jednak przepisanych przez lekarza leków. Za te pacjent będzie musiał płacić pełną cenę.
Oczywiście nawet niewielka poprawa w dostępie do opieki zdrowotnej jest lepsza niż nic, ale trudno nie zgodzić się z Andrzejem Sośnierzem, byłym prezesem NFZ, że przyjęte rozwiązanie to nic innego, jak zachęcanie pacjentów do świadomego oszukiwania. A przecież objęcie wszystkich nieubezpieczonych uprawnieniami do opieki zdrowotnej, jakie mają już dzieci do 18. r.ż. i kobiety w okresie ciąży, porodu i połogu, pod warunkiem że mieszkają w kraju, nie jest legislacyjnie skomplikowane.
Innym sztandarowym postulatem rządzącego ugrupowania była likwidacja NFZ. Tu ostatnie dni roku przyniosły niewielki powiew optymizmu. Rząd odstąpił od planów wprowadzenia jednolitego podatku, co oznacza utrzymanie składki zdrowotnej i instytucji zarządzającej tymi środkami. Prace nad projektem ustawy o nowej instytucji płatnika, która miałaby zastąpić NFZ, nie zostały na szczęście dotąd sfinalizowane. Wprawdzie minister Radziwiłł zapowiadał wcześniej, że ma to być państwowy fundusz celowy podporządkowany administracji rządowej, ale klamka jeszcze nie zapadła i koniec NFZ nie jest przesądzony.
Warto zauważyć, że co do zasady fundusz celowy tworzy się wtedy, gdy zadanie publiczne, które może być finansowane z budżetu państwa wymaga, z racji swojej specyfiki, stworzenia wyodrębnionego budżetu czy funduszu. A to już mamy. Środki publiczne na opiekę zdrowotną zostały wyodrębnione z budżetu w 1999 r.
Najpierw zarządzały nimi kasy chorych, a teraz NFZ. Jaki ma sens w tej sytuacji likwidacja NFZ i powołanie w jego miejsce funduszu celowego przy ministrze zdrowia? Rezultatem będzie przede wszystkim dalsza centralizacja zarządzania systemem okupiona dużym zamieszaniem w pierwszym okresie. NFZ wymaga oczywiście reformy, ale kierunek działań powinien być odwrotny. Chodzi raczej o zwiększenie odpowiedzialności społeczności regionów za opiekę zdrowotną na swoim terenie i demokratyczną kontrolę nad oddziałami wojewódzkim NFZ. Zwłaszcza że w tym roku czeka nas radykalna i nie najlepiej przygotowana zmiana finansowania szpitali. Ciągle mamy szansę na wybór optymalnego rozwiązania, a klucz znajduje się w ręku ministra zdrowia.