Uczestnicząc w obradach pierwszego dnia, szumnie nazywającego się europejskim, Kongresu Gospodarczego w Katowicach, przysłuchiwałem się obradom dwóch sesji poświęconych zdrowiu, a w szczególności „zdrowiu szpitali”. Przysłuchiwałem się i wraz z upływem czasu narastało moje zdumienie tym, co słyszę. Uczestnicząca w sesji publiczność, wśród której nie brakowało menadżerów, przedsiębiorców i samorządowców, otóż ta publiczność dowiadywała się przede wszystkim, że w najbliższym czasie przyjdzie szpitalom płacić coraz więcej. Większość kolejnych dyskutantów wydawała się wzajemnie prześcigać w pomysłach na to, jak by tu jeszcze można było oskubać zdrowy szpital z pieniędzy, tak aby wreszcie i on zachorował. Oczywiście dyskutanci nie byli autorami tych pomysłów w większości relacjonując to, co wymyślili politycy lub instytucje uprawnione do ograbiania obywateli lub przedsiębiorstw z pieniędzy, ale też nie było w tych relacjach żadnego cienia sprzeciwu wobec tego, co przyszło im przekazywać publiczności. Tak więc „zdrowy szpital” w najbliższej przyszłości musi się liczyć z tym, że wszelkie usługi zlecane na zewnątrz podrożeją, bo umowy niesłusznie nazywane śmieciowymi będą dodatkowo opodatkowane. „Zdrowemu szpitalowi” grozi ponadto konieczność ubezpieczania się od coraz to nowych zdarzeń w ramach zarządzania ryzykiem. Oczywiście byłoby bardzo wskazane uzyskiwać coraz to nowe certyfikaty, które już istnieją lub które jeszcze zostaną wymyślone, a które, niestety, też kosztują. Narastające jak gwałtowna gorączka obowiązki sprawozdawcze związane między innymi z nowymi pakietami wymagać będą zakupu nowych oprogramowań oraz zatrudniania nowego personelu, który będzie pracowicie te sprawozdania wysyłał w wirtualną przestrzeń. Można odnieść wrażenie, że gdzieś tam siedzi areopag mędrców wymyślających coraz to nowe koszty, którymi można by obarczyć i tak ledwie dyszące „przedsiębiorstwa podmiotów leczniczych”. Nie padła natomiast ani jedna zapowiedź o likwidacji jakiejś opłaty, ani informacja, skąd na te wszystkie pomysły szpitale mają wziąć pieniądze. Siedzący wśród panelistów prezes NFZ, który i tak już niewiele może, z radością zapowiedział, że od przyszłego roku zasady konkursu i oceny ofert będzie układał bezpośrednio minister. Staje się więc to, przed czym ostrzegałem, że zbliża się czas pełnej, niestety nieoświeconej dyktatury ministra zdrowia. Strach pomyśleć, co się będzie działo. Ciekawe ilu lobbystów pracuje już nad urzędnikami ministerstwa, aby wprowadzić do wymogów jakiś nowy sprzęt lub aparaturę, jakąś nową kwalifikację, która spowoduje albo wzmożone zakupy tego sprzętu, albo przez zadziwiające meandry logiki rankingowania wykosi z rynku konkurentów chodzącego za nowym wymogiem lobbysty lub przyjaciela wiceministra. Grozą powiało też z innej strony. Jeden z panelistów, dyrektor dużego publicznego szpitala pochwalił się, że jego szpital został w różnej formie dofinansowany kwotą 200 mln złotych, dzięki czemu jego szpital jest już teraz tak wyposażony i spełnia już wszystkie możliwe wyśrubowane wymogi, że teraz wykosi całą okoliczną konkurencję. No tak, inni przedsiębiorcy medyczni musieli wziąć kredyty, które muszą spłacać, a ten szpital dofinansowany z podatków niczego spłacać nie musi. Przypomniała mi się w tym momencie wypowiedź Lenina, że kapitaliści sprzedadzą komunistom sznur, na którym komuniści ich powieszą. Bo przecież szpital został dofinansowany z podatków pochodzących między innymi od innych przedsiębiorców medycznych. Dzięki temu dofinansowaniu ci przedsiębiorcy, za ich pieniądze, zostaną wyeliminowani z rynku. Iście komunistyczna logika. I to wszystko na kongresie gospodarczym. A najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że wszystkie te zapowiedzi i wypowiedzi nie spotkały się z żadną ripostą ze strony sali. Czyżby wszyscy pogodzili się już z tym, że idą na rzeź?