W czasie tegorocznych pojedynków partii na hasła i programy największe zainteresowanie budzi program SLD. Choć nie jest jeszcze ostatecznie zaakceptowany, wiadomo o nim dostatecznie dużo, by móc się ustosunkować do propozycji przedstawionych w dyskusji (24 maja br. w siedzibie SLD).
Najradykalniejsza propozycja – stworzenia "narodowo-samorządowego systemu ochrony zdrowia" – obok tez bezspornie słusznych, za jakie trzeba uznać "utrzymanie bezpłatnej opieki medycznej dla każdego obywatela naszego kraju" i "zachowanie konstytucyjnej odpowiedzialności rządu za politykę zdrowotną państwa" – przewiduje też rozwiązania budzące poważne wątpliwości. Myślę o przekształceniu dotychczasowych kas chorych w wojewódzkie fundusze ochrony zdrowia, finansowane z budżetu – ale przy ustawowej gwarancji wysokości odpisu, który wynosiłby w 2002 r. 8,0% wpływów z podatków od dochodów osobistych i wprowadzeniu zasady, że co roku odsetek ten rósłby o 0,25%, aby w 2006 r. osiągnąć poziom 9,0%. Ten akurat pomysł wydaje się słuszny, pośrednictwo ZUS-u zwiększa koszty i bałagan, jednak kontrowersyjne jest utrzymanie nadal 16 odrębnych, suwerennych funduszy.
Przed dwoma laty Biuro WHO przedstawiło nową strategię działań na rzecz zdrowia, kładącą nacisk na "zredukowanie różnic zdrowotnych pomiędzy grupami społeczno-ekonomicznymi", "wyrównanie szans utrzymania dobrego zdrowia, zapewnienie dostępu do edukacji i innych warunków zdrowia niezależnie od dochodów", na "współodpowiedzialność wszystkich sektorów w społeczeństwie za redukcję społecznych i ekonomicznych nierówności oraz za łagodzenie ich skutków zdrowotnych". ŚOZ sugeruje przyjęcie – jako miernika efektywności działań prozdrowotnych – wskaźników poziomu wykształcenia, rozmiaru bezrobocia, stopnia rozwarstwienia dochodów oraz "różnic w stanie zdrowia i dostępie do opieki zdrowotnej pomiędzy określonymi grupami społeczno-ekonomicznymi".
W pakiecie propozycji SLD, proponuje się – słusznie – przejęcie przez Ministra Zdrowia kontroli nad systemem finansowania ochrony zdrowia przy jednoczesnej likwidacji struktur "kasowych" – KZKCh oraz UNUZ.
Podstawowym problemem w Polsce są nadal ogromne dysproporcje międzywojewódzkie. Obecnie najmniejsze kasy – lubuska i opolska – mają mniej niż 1 mln członków, świętokrzyska – 1,25 mln, warmińsko-mazurska i zachodnio-pomorska ok. 1,5 mln, zaś największe (mazowiecka i śląska) – ok. 5 mln. Różnice skali skutkują różnicami potencjałów – nie tylko środków, gdyż ich wielkość korygują procedury wyrównawcze, lecz przede wszystkim – zasobów, przekładających się na dostęp do świadczeń, zwłaszcza wyższych szczebli referencyjnych. Na terenie 5 kas nie ma wyższych uczelni medycznych, co wpływa na jakość świadczeń oraz poziom nadzoru nad jakością. Prezentowany przez część uczestników dyskusji w siedzibie SLD program łączenia kas wojewódzkich w regionalne (przedstawiono warianty: 6, 4 i 3 kasy) rozwiąże problemy dysproporcji, ale jednocześnie zmniejszy liczbę posad dla funkcjonariuszy rządzących partii – i najprawdopodobniej temu, a nie względom merytorycznym, zawdzięczamy zdumiewającą w lewicowej partii proporcję dyskutantów wypowiadających się na ten temat: mniej więcej 60% popierało wariant 16 funduszy, utrwalający podział Polski na: A, B, C pod względem poziomu i możliwości zaspokajania potrzeb zdrowotnych.
Zaprezentowano też propozycje kładące nacisk na cele systemu opieki zdrowotnej; za główne uznano: obniżenie umieralności w wieku poniżej 70 lat, zmniejszenie niesprawności będącej wynikiem chorób i wypadków, skrócenie czasu trwania chorób poprzez ich wczesne wykrywanie i leczenie oraz otoczenie właściwą opieką niepełnosprawnych, cierpiących na choroby przewlekłe oraz w fazie terminalnej.
Zwrócono uwagę (prof. Stanisław Mlekodaj), że do tej pory nie udało się w Polsce stworzenie efektywnego (z punktu widzenia relacji koszty – korzyści) systemu organizacyjnego, zdolnego do realizacji zadań profilaktycznych, leczniczych i rehabilitacyjnych. Wymagałoby to precyzyjnego określenia sposobu działania poszczególnych jednostek organizacyjnych, a w ich ramach – szeroko rozumianych stanowisk pracy, wyszkolenia pracowników, wyposażenia ich w niezbędne narzędzia pracy oraz zapewnienia środków koniecznych do realizacji owych zadań.
Zarówno autorzy referatów wprowadzających (Mariusz Łapiński i Władysław Szkop), jak i dyskutanci zwracali uwagę na konieczność ułatwienia chorym dostępu do świadczeń, na potrzebę wprowadzenia zmian we wszystkich ogniwach systemu zaopatrzenia w leki (sposób rejestracji, listy refundacyjne). Podkreślano pilną potrzebę ujednolicenia sposobów dokumentacji i sprawozdawczości. Zgodzono się, że najlepszym rozwiązaniem byłaby pełna komputeryzacja systemu – ale wymaga to precyzyjnych wyliczeń kosztów jej wprowadzenia. Niestety, rezygnacja w 1998 r. z zainicjowanego wcześniej wdrożenia RUM powoduje, że wszelkie działania w tym obszarze muszą być podjęte ponownie od zera.
Na razie widoczne są więc tylko priorytety, które właściwie nie mogą być uznane za kontrowersyjne. Nieznane jest stanowisko koalicjanta SLD – Unii Pracy, aczkolwiek wstępne konsultacje wskazują, że generalne cele: stworzenie systemu przyjaznego dla pacjenta oraz wyrównującego szanse zachowania zdrowia i jego naprawy niezależnie od zamożności i miejsca zamieszkania pacjenta – są identyczne. Wiadomo też, że fachowcy z UP widzą konieczność zmian przede wszystkim w ustawach: o puz, o urzędzie Ministra Zdrowia oraz badaniach statystycznych. Widzą też konieczność usprawnień w dostępie do specjalistycznych porad medycznych, a także stworzenia polityki lekowej.
Leszek Miller zapowiedział, że w końcu pierwszej dekady czerwca na konferencji w Katowicach zostanie przyjęta ostateczna wersja programu wyborczego w obszarze ochrony zdrowia. Miejmy nadzieję, że wyciągnął on wnioski z historii ostatnich 10 lat: ani "Solidarność" w roku 1989, ani SLD w 1993 nie były gotowe do przejęcia władzy. Tym razem sposób przygotowania programu i dyskusje nad nim stwarzają nadzieję, iż będzie on przemyślany i przygotowany, tak aby w razie zdobycia przez lewicę większości parlamentarnej, niektóre projekty ustaw mogły być przyjęte przez Sejm i Senat jeszcze w tym roku.
Nie jest to wykluczone – ale nie jest pewne. Resentymenty, chęć "rewanżu" oraz przedkładanie partykularnych interesów ponad wspólne dobro nie są związane z żadną opcją polityczną. To cechy natury ludzkiej, zupełnie niezależne od koloru sztandaru, którym się wymachuje, i od haseł na tym sztandarze wypisanych.
Wolno jednak – kolejny raz – mieć umiarkowaną nadzieję, że z dyskusji strony lewicowej wyniknie program, którego realizacja będzie miała na celu rzeczywiste dobro pacjenta i poprawę sytuacji zdrowotnej społeczeństwa.
P. S.
Już po napisaniu tego tekstu Sejm RP uchwalił "kroczącą" podwyżkę składki ubezpieczeniowej, ułatwienia w dostępie do niektórych specjalistów, a także likwidację UNUZ. Czyżby był to sygnał, że obszar ochrony zdrowia zostanie wyłączony ze sporów politycznych, i decyzje będą podejmowane w oparciu o kryteria merytoryczne?