SZ nr 43–50/2020
z 18 czerwca 2020 r.
Real World Evidence – Rybka poza akwarium
Justyna Grzechocińska
Zasadniczo wiedza medyczna opiera się na badaniach klinicznych, ale to tylko część prawdy wobec skuteczności i bezpieczeństwa stosowania leku w określonym wskazaniu. Real World Evidence (RWE), w uproszczeniu, jest wiedzą odpowiadającą na pytanie, jak dane rzeczy działają w świecie rzeczywistym.
Badania kliniczne są najdroższą i najbardziej czasochłonną fazą procesu opracowywania leku, a potwierdzające badanie kliniczne jest ostateczną podstawą oceny, czy lek powinien zostać zatwierdzony do stosowania w określonym wskazaniu. Badania kliniczne mogą trwać nawet siedem lat i kosztować 1,5 miliarda dolarów z ponad 2 miliardów dolarów wydanych na rozwój leku. Badania kliniczne są w dużej mierze oparte na tradycyjnym modelu: randomizowane i często podwójnie zaślepione, prowadzone w ramach infrastruktury badawczej, która z zasady ma odzwierciedlać rutynową praktykę kliniczną.
Ponieważ tradycyjne, randomizowane, kontrolowane badania są przeprowadzane z wąsko zdefiniowaną grupą pacjentów, mogą nie odzwierciedlać rzeczywistości, która byłaby obecna, gdyby lek był stosowany w rzeczywistej populacji pacjentów, dla których leczenie było przeznaczone. Często w takich badaniach brakuje reprezentatywnych próbek pacjentów z wieloma chorobami współistniejącymi, równoczesnym stosowaniem innych leków, różnych ras i grup etnicznych, wieku zarówno w dolnej, jak i górnej części spektrum.
Dzięki rozszerzeniu tradycyjnych badań prowadzonych wśród ukierunkowanych, ściśle kontrolowanych populacji o dane z szerszej, bardziej zróżnicowanej grupy pacjentów w różnych warunkach praktyki, badacze mogą uogólniać badanie.
W miarę jak medycyna staje się coraz bardziej spersonalizowana, a leki stają się ukierunkowane na mniejsze populacje, tradycyjne, randomizowane, kontrolowane badania na dużą skalę będą coraz mniej wykonalne. Konieczne będą dodatkowe podejścia w celu zapewnienia bezpieczeństwa i skuteczności oraz ochrony zdrowia publicznego.
W badaniach klinicznych często izoluje się wszystkie czynniki inne niż działania farmaceutyków. Wszelkie kryteria włączenia i wykluczenia pacjentów z badań klinicznych przypominają pobyt rybki w akwarium. Określona temperatura wody, oświetlenie, warunki bytowe i odżywianie. Wtedy obserwujemy rybkę i określamy jej parametry, np. jak szybko rośnie, ile zjada i inne. W praktyce wszystko wygląda jednak zgoła inaczej. Co, jeśli tę samą rybkę wypuścimy do rzeki? To jest właśnie real world evidence. Dlatego potrzebujemy dowodów z praktyk pozalaboratoryjnych, bazując na danych ze „świata rzeczywistego”. Dane z rzeczywistej praktyki klinicznej doskonale uzupełniają wyniki badań klinicznych. Rozwój techniki i zasobów danych umożliwia nam coraz ciekawsze i dokładniejsze mierzenie jakości leczenia, skuteczności danej terapii czy porównywania metod terapeutycznych.
To, co do tej pory było domeną głównie firm innowacyjnych, stało się podstawą stosowania leków w COVID-19. Wobec braku skutecznego leku zaczęto używać molekuł dotychczas stosowanych i wskazanych w innych jednostkach chorobowych. W leku bowiem poza wskazaniem, najważniejszą kwestią jest mechanizm działania. Wskazanie jest wtórne. Pierwsze doniesienia na temat skuteczności leków w COVID-19 wcale nie pochodziły z dobrze zaplanowanych randomizowanych badań klinicznych, ale ze świata rzeczywistego. Już w kwietniu międzynarodowi regulatorzy omawiali, w jaki sposób dane generowane podczas praktyki klinicznej mogą uzupełniać dowody z badań klinicznych z potencjalnymi środkami terapeutycznymi przeciwko COVID-19.
COVID-19 jest sztandarowym przykładem, kiedy pilna potrzeba zweryfikowała nasze spojrzenie na rozwój i stosowanie leków. Kiedyś będzie to piękna historia o tym, jak lekarze przyczyniają się do postępu badań klinicznych.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?