W Instytucie Matki i Dziecka pracuję od dwudziestu lat. Dwukrotnie pełniłem funkcję zastępcy dyrektora, od dziesięciu lat byłem kierownikiem Kliniki Położnictwa i Ginekologii. Jestem profesorem, specjalistą w dziedzinie położnictwa i ginekologii.
W dniu 8 kwietnia 2002 r. dyrektor Instytutu Matki i Dziecka zawiesił mnie w wykonywaniu funkcji kierownika Kliniki Położnictwa i Ginekologii. Powodem zawieszenia była treść pism, które otrzymał w tym samym dniu od dwóch lekarzy: ginekologa i anestezjologa pracujących w Instytucie. Zawierały one różne zarzuty dotyczące mojej pracy jako kierownika Kliniki. Dyrektor, nie słuchając żadnych wyjaśnień, decyzję podjął natychmiast. Stwierdził, że "dalsze decyzje będą podjęte po ustaleniach komisji dyscyplinarnej".
Uważam, że w Klinice którą kierowałem, poziom opieki nad matką i dzieckiem był dobry. Dowodem wysokiej oceny przez pacjentki jakości opieki medycznej w Klinice były nagrody otrzymane w latach dziewięćdziesiątych w konkursach "Rodzić po ludzku", nagroda "Złotego Bociana" oraz wyróżnienie "Parasol Szczęścia", które otrzymałem od redakcji pisma "Twoje Dziecko" w 2001 r. Dyrektor nie zgłaszał uprzednio zastrzeżeń dotyczących mojej pracy w Instytucie. Klinika, którą kierowałem, znalazła się na elitarnej liście najlepszych szpitali położniczo-ginekologicznych w Polsce według rankingu czasopisma "Newsweek". Nie było zgonów okołoporodowych matek, niski był wskaźnik umieralności okołoporodowej pomimo hospitalizacji ciężkich powikłań.
W indywidualnej punktacji według kryteriów Komitetu Badań Naukowych ogłoszonej przez Zastępcę Dyrektora Instytutu ds. Nauki dotyczącej pracy naukowej dokonanej w latach 1999-2001 zająłem wśród pracowników Instytutu piąte miejsce. Takie samo miejsce wśród Zakładów i Klinik Instytutu w klasyfikacji dotyczącej aktywności naukowej zajęła Klinika Położnictwa i Ginekologii.
Po zawieszeniu mnie w wykonywaniu funkcji kierownika kliniki zastępca dyrektora dr Mateusz Kuczabski udzielił kilkakrotnie wywiadów do gazet, gdzie stwierdzał m.in., że życiu i zdrowiu pacjentek w kierowanej przeze mnie Klinice groziło niebezpieczeństwo. Trudno o większego kalibru zarzut wobec lekarza. Został on opublikowany w prasie przed zbadaniem sprawy i przed orzeczeniem komisji dyscyplinarnej Instytutu.
Dyrektor Instytutu prof. Wojciech Woźniak zamieścił w "Gazecie Wyborczej" płatne ogłoszenie, w którym poinformował wszystkich czytelników o toczącej się przeciwko mnie sprawie, rozpatrywanej przez komisję dyscyplinarną. Zrobił to, czego nie czynią przed ogłoszeniem wyroku sądy lekarskie i powszechne. Treść ogłoszenia była szokująca dla moich kolegów, dla pacjentek będących pod moją opieką i dla mnie.
Działania przeciwko mnie rozpoczęły w 2001 r. środowiska feministyczne. Ich przedstawicielki energicznie (z oskarżeniem do prokuratury włącznie) atakowały mnie za obronę życia nienarodzonych dzieci. Prokuratura nie zauważyła, bym popełnił jakieś przestępstwo. Minister Zdrowia prof. Mariusz Łapiński natychmiast po objęciu funkcji odwołał mnie ze stanowiska konsultanta krajowego, które sprawowałem od roku 1997, ponieważ "byłem kontrowersyjny". Tajemnicza dłoń w Ministerstwie Zdrowia skreśliła moje nazwisko z listy osób realizujących w 2002 r. Program Optymalizacji Opieki Okołoporodowej, którego treść przygotowałem i który jest realizowany dokładnie według mojego projektu, ale już bez mojego udziału.
W dniu 17 września 2002 r. dyrektor Instytutu nie czekając na werdykt komisji dyscyplinarnej odwołał mnie z funkcji kierownika Kliniki, pomimo że wcześniej deklarował, iż "opinia tej komisji pozwoli mu wybrać odpowiedniego kandydata na to stanowisko" oraz że "dalsze decyzje podejmie po ustaleniach komisji dyscyplinarnej".
Werdykt komisji dyscyplinarnej oczyścił mnie z zarzutów, potwierdził, że były one całkowicie nieuzasadnione. Dyrektor uprzedził jednak swoją decyzją jej orzeczenie. Nie było ono już mu potrzebne, co więcej, wyrok uniewinniający nie ułatwiłby mu decyzji o wyrzuceniu mnie z Kliniki.
Wiele osób publicznie zabrało głos w mojej obronie. Posłowie, senatorowie, lekarze, pacjentki i ich rodziny dawali wyraz poparcia dla mnie, dezaprobaty dla podjętych przeciwko mnie działań i stosowanych metod.
Członkowie Rady Naukowej Instytutu podczas posiedzeń w dniach 12 kwietnia i 31 października br. wyrazili jasno swoją krytyczną opinię odnośnie do postępowania dyrektora wobec mnie. Można to sprawdzić w protokołach z posiedzeń. Prasa cytowała natomiast niezgodne z prawdą stwierdzenie dyrektora, że Rada Naukowa zgodziła się z zarzutami, jakie postawił.
Obecnie pracuję w Zakładzie Analiz Zdrowia Kobiet w Instytucie Matki i Dziecka. Zdrowie kobiet analizuję mając do dyspozycji lokal bez telefonu, długopis i kartkę papieru. Sprzęt komputerowy i biurowy, który dzięki realizacji przeze mnie programów polityki zdrowotnej pozostał w Instytucie Matki i Dziecka – został, decyzją dyrektora, pozostawiony w Klinice Położnictwa i Ginekologii, którą obecnie kieruje doc. Krzysztof Tomasz Niemiec. Pozbawienie mnie narzędzi pracy to dalszy ciąg nie mających końca represji.
Wydarzenia, które mnie dotyczyły i dotyczą nie mają precedensu. Nie widać ich zakończenia. Założono, że muszę dalej ponosić konsekwencje swoich niewłaściwych poglądów.
Sądzę, że upowszechnienie powyższych informacji powinno przestrzec innych naiwnie myślących kolegów lekarzy, by się mocno zastanowili, zanim ujawnią swoje poglądy na świat i życie, które w danym momencie są "niesłuszne" czy politycznie niepoprawne.
Prof. dr hab. med. Bogdan Chazan
maria.r-ch@wp.pl