Regionalny Sekretariat Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" Dolnego Śląska ocenił restrukturyzację służby zdrowia w regionie, prowadzoną przez samorząd województwa w latach 1999-2002.
Pracownicy służby zdrowia z nadzieją powitali wprowadzenie ubezpieczeń zdrowotnych, upatrując w nich szansę na lepszą egzystencję. Ustawa o puz zawierała wiele zapisów korzystnych dla pacjentów, m.in. możliwość wolnego wyboru lekarza opieki podstawowej oraz szpitala, choć niekorzystnym zjawiskiem okazało się utrudnienie dostępu do specjalistów oraz związany z tym nadmierny wzrost hospitalizacji – piszą związkowcy.
Cóż więc się stało, że po prawie 4 latach reformy pacjenci nie są z niej zadowoleni, a pracownicy dolnośląskich szpitali znaleźli się w pułapce, z której nie widać wyjścia?
Zdaniem RSOZ podstawową przyczyną niepowodzenia reformy ubezpieczeń zdrowotnych w Polsce, a szczególnie na Dolnym Śląsku, jest jej zbyt niskie finansowanie. Sekretariat od początku 1999 r. zabiegał o podwyższenie składki do 9-10%. Z perspektywy czasu można uznać, że ustalenie jej na poziomie 7,5% na początku reformy mogło mieć pewne pozytywne znaczenie poprzez zmobilizowanie placówek do działań oszczędnościowych, do wprowadzenia rachunku kosztów i poprawy metod zarządzania. Utrzymanie tak małych nakładów w roku 2000 stało się jednak główną przyczyną załamania się systemu. Gdyby w drugim roku reformy skokowo podniesiono stawkę do 9-10%, jak to wcześniej postulowano, to reforma miałaby ogromne szanse powodzenia.
Chociaż w 2001 r. podniesiono ją minimalnie o 0,25%, było to zbyt późno i zbyt mało, aby zatrzymać postępujące zadłużanie się placówek czy pokryć ustawową podwyżkę płac o 203 zł.
Nieprawdziwy jest – podkreśla "S" – lansowany ostatnio pogląd, że w województwie dolnośląskim nie przeprowadzono restrukturyzacji służby zdrowia, a nawet – nie przygotowano jej programu. Od początku 1999 r. w ramach różnych działań restrukturyzacyjnych zwolniono w regionie 7 800 pracowników służby zdrowia oraz zlikwidowano 3150 łóżek szpitalnych. Już w marcu 2000 r. pojawił się plan restrukturyzacji, autorstwa ówczesnego wicemarszałka Krzysztofa Prędkiego, który zawierał wnikliwą analizę potrzeb zdrowotnych regionu oraz pomysł zamknięcia ponad stu oddziałów szpitalnych na Dolnym Śląsku. Program, jako zbyt radykalny, wywołał najpierw ostry protest społeczny, a następnie twórczą dyskusję, która doprowadziła do jego znacznej modyfikacji. Po skonfrontowaniu go z programem grupy wsparcia przy komitecie sterującym reformą ochrony zdrowia powstał długofalowy, ewolucyjny plan restrukturyzacji ochrony zdrowia województwa dolnośląskiego, oceniony jako najlepszy w Polsce. Jednak w wyniku politycznych rozgrywek w samorządzie województwa nie został on nigdy zatwierdzony, co doprowadziło do sytuacji, w jakiej teraz jesteśmy.
Niewielkie sumy z naszych składek przeznaczone na służbę zdrowia były w DRKCh dzielone w sposób zupełnie irracjonalny, czego dowodzi chociażby lawinowy wzrost hospitalizacji, nie mający merytorycznego uzasadnienia. Rok 2002 okazał się dla dolnośląskich szpitali jeszcze gorszy niż feralny 2000. Stawki na usługi medyczne powodują lawinowe załamywanie się finansów szpitali, część jednostek nie jest już w stanie spełniać statutowych funkcji. Korekty i superkorekty fundowane szpitalom przez kasę chorych w czasie trwania roku finansowego stanowią "gwóźdź do trumny".
Co w tej sytuacji robi nowy zarząd województwa koalicji SLD – Unia Wolności?
Najpierw długo milczy, następnie oświadcza, że pracuje nad koncepcją restrukturyzacji, której wg niego dotychczas w ogóle nie było. Efektem są przedstawione na początku lipca na 2 stronach maszynopisu założenia restrukturyzacyjne, z których wynika, że należy w trybie ekspresowym zmniejszyć liczbę łóżek ostrych z 62 do 35 na 10 000 mieszkańców, a zrobić to mają dyrektorzy jednostek. Jak mają to robić dyrektorzy, którzy na pierwszej stronie tego programu ocenieni są jako dyletanci, nie mający pojęcia o prowadzeniu rachunku kosztów i zarządzaniu?
W piątek 2 sierpnia nastąpiła zmiana frontu. Dyrektorzy otrzymali nowe polecenie: zlikwidowania około 20% łóżek szpitalnych, tym razem z dokładnym wskazaniem których. Gdy do 15 września łóżka zostaną zlikwidowane, wtedy najbardziej zadłużona w Polsce DRKCh pewnie się zbilansuje, ale sytuacja szpitali się nie poprawi, lecz wyraźnie pogorszy, chyba że w ślad za redukcją łóżek zwolnieni zostaną pracownicy. Ilu trzeba zwolnić? 5 tys., 10 tys., czy może więcej w skali regionu? Kto da pieniądze na ich odprawy, skoro szpitale mają problemy z płaceniem normalnych pensji?
Desperacka, nieprzemyślana "restrukturyzacja statystyczna", a nie merytoryczna, próba ograniczenia liczby łóżek szpitalnych, np. w jedynych w skali województwa oddziałach szpitalnych lub, zdaniem pacjentów, w najlepszych, doprowadzi do katastrofy, której koszty poniosą przede wszystkim chorzy. Społeczeństwo musi wiedzieć, że w wyniku tak prowadzonej restrukturyzacji oczekiwanie na przyjęcie do szpitala będzie kilkumiesięczne, a uzyskanie skierowania do lekarza specjalisty lub na rehabilitację graniczyć będzie z cudem.
Regionalny Sekretariat Ochrony Zdrowia NSZZ "S" ostrzega Urząd Marszałkowski – pomysłodawcę planu, oraz dyrektorów jednostek – jego wykonawców, że realizacja tego przedsięwzięcia pociągnie za sobą protest wszystkich grup zawodowych służby zdrowia na niespotykaną skalę. Urząd Marszałkowski, którego priorytetem powinno być zmniejszenie bezrobocia w regionie, dokłada starań, by to bezrobocie wzrosło, a bezpieczeństwo zdrowotne obywateli zostało zachwiane.
Pod Oceną podpisała się przewodnicząca Rady Regionalnego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "S" Dolny Śląsk Hanna Trochimczuk-Fidut