Mroźny początek stycznia wszystkim dał się we znaki. Jednak nie z powodu zimna. Po raz pierwszy z taką siłą i na tak dużym obszarze smog przez kilka dni dusił polskie miasta. W wielu z nich z powodu silnego zanieczyszczenia powietrza władze samorządowe zdecydowały o zamknięciu szkół i przedszkoli, apelowały, aby dzieci i osoby starsze, a także cierpiące na schorzenia sercowo-naczyniowe i choroby układu oddechowego nie wychodziły z domu. W kilku miastach, aby ograniczyć emisję spalin samochodowych, mieszkańcy mogli korzystać za darmo z komunikacji publicznej. Sprawa była na tyle poważna, że premier Beata Szydło zwróciła się do przewodniczącego Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, wicepremiera Mateusza Morawieckiego, aby posiedzenie Komitetu było poświęcone kwestii tego, co – jak powiedziała – tak bardzo zajmuje opinię publiczną, a przede wszystkim jest niezwykle uciążliwe dla polskich obywateli, czyli kwestii smogu. Wprawdzie wcześniej Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia, odnosząc się w wypowiedzi radiowej do problemu zanieczyszczenia powietrza, zasiał poważny niepokój stwierdzeniem: „Nie ma w tej chwili żadnego powodu do paniki. Lubimy mówić o zagrożeniach troszkę bardziej teoretycznych w sytuacji, kiedy styl życia, jaki przyjmujemy, jest wielokrotnie bardziej szkodliwy”, ale szczęśliwie zreflektował się. I dobrze, bo kierowane przez niego ministerstwo podaje, że szacunki WHO wskazują, że w Polsce z powodu chorób związanych z wysoką emisją zanieczyszczeń powietrza umiera rocznie nawet
45 tys. osób. Staram się zrozumieć tę wcześniejszą niezręczność ministra, polegającą na zestawieniu dymu tytoniowego ze smogiem, bo nie ma wątpliwości, że inhalowanie dymu tytoniowego jest daleko bardziej szkodliwe. Jednak różnica między nałogiem palenia tytoniu a ekspozycją na zanieczyszczenia powietrza jest taka, że pierwsze jest konsekwencją osobistych błędów i wyboru, a drugie nie. Palacz może zerwać z nałogiem. Mieszkaniec rejonu objętego smogiem nie może przestać oddychać. Stąd wielka odpowiedzialność państwa i rządzących. I dlatego jeszcze raz podkreślę: dobrze, że pan minister się zreflektował.
W walce ze smogiem państwo polskie nie może, że posłużę się niechlubnym cytatem, „istnieć tylko teoretycznie”. Potrzebne są zdecydowane działania. Co więcej, jestem pewien, że na działania te rząd będzie miał przyzwolenie społeczne. Obywatele są bowiem świadomi zagrożenia, o czym świadczy choćby komunikat Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska o przeciążeniu serwera i utrudnieniach z dostępem do strony z powodu bardzo dużego zainteresowania stanem powietrza w Polsce. W dostępnych raportach i licznych opracowaniach możemy przeczytać, że zapylenie powietrza jest niezależnym czynnikiem ryzyka zgonu sercowo-naczyniowego, 70 proc. wszystkich zgonów spowodowanych przez zanieczyszczenie powietrza to zgony spowodowane chorobą wieńcową i zawałem serca, udarem mózgu i miażdżycą uogólnioną. Straty materialne spowodowane zanieczyszczeniem powietrza w Polsce i przedwczesnymi zgonami wynoszą ponad 100 mld dolarów rocznie, co stanowi aż ok. 20–25 proc. naszego PKB.
Wszyscy zatem będziemy obserwować, czy i jak nasze państwo i jego rząd poradzi sobie z realnym problemem.