Pogoda się ustaliła, w lesie pokazały się grzyby. Prawie codziennie nad górami przechodzą burze. W taki burzowy czas nie tylko pszczoły stają się agresywne.
W letnim domku zajmowanym przez wczasowiczów z Krakowa zagnieździły się szerszenie. Nikt by o nich prawdopodobnie nie słyszał, gdyby nie fakt, że właściciel domu postanowił odnowić dach. Po zerwaniu starego pokrycia ukazało się potężne gniazdo szerszeni. Te ogromne osy zaatakowały gospodarza, trzy z nich go użądliły.
Wezwała mnie przerażona żona właściciela. Zjawiłam się po niespełna piętnastu minutach. Pacjent zaczął już puchnąć. Podałam mu hydrocortison 1000 mg dożylnie, zostawiłam venflon, gdyż niedługo wkłucie się do żyły byłoby niemożliwe. Stan pacjenta się stabilizował, wezwałam erkę. Przyjechali i zabrali pacjenta do szpitala.
Żmija i kleszcze
W czasie gdy zajęta byłam chorym, sąsiad posiadający niewielką pasiekę przyszedł ubrany w strój do wybierania pszczołom miodu i wszedłszy na drabinę, popsikał szerszenie gniazdo Muchozolem. Obiecał, że wszystkie tak załatwi.
Tymczasem inni wczasowicze udali się z jamnikiem do lasu na grzyby. Grzybów znaleźli niedużo, natomiast pies znalazł żmiję i próbował ją złapać. Żmija ugryzła psa w pysk. Pies zaczął słabnąć, właścicielka przybiegła do mnie zdyszana niosąc jamnika na rękach. Podałam mu kardiamid i pojechałam z psim pacjentem do apteki kupić surowicę przeciw jadowi żmij. W aptece na miejscu zrobiłam zwierzakowi zastrzyk. Wróciłam razem z wczasowiczką i jej psem do domu, poleciłam posiedzieć jeszcze, aż zacznie mu się poprawiać. Po dwóch godzinach jamnik zaczął reagować na bodźce, podnosić głowę i machać ogonem.
Telefon:
- Pani doktor, syn ma dwa kleszcze na skórze...
Niedługo przyszedł nastolatek z matką. Kleszcze dopiero zaczęły się wkręcać, usunęłam je bez większego trudu. Poleciłam matce obserwować syna, czy nie rozpoczyna mu się infekcja odkleszczowa. Co prawda kleszczy u nas jest dużo, a o kleszczowym zapaleniu mózgu nikt nawet nie słyszał, no, ale zawsze może być ten pierwszy raz. Ostrożność nie zawadzi.
Zraniony skrzypek
Następny pacjent zranił się nożem, którym otwierał konserwę. Rana była kłuta, głęboka, pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym lewej ręki. Pacjent był przestraszony, gdyż pracuje jako skrzypek w orkiestrze, a w grze na skrzypcach lewa ręka jest ważniejsza niż prawa. Uspokoiłam go, że nie ma mowy o komplikacjach spowodowanych zranieniem, trzeba tylko przykładać żywicę z iglastego drzewa parę razy dziennie, a ona wyciągnie wszystek brud z rany i zagoi się w ciągu tygodnia.
-Jak długo mam przykładać? – spytał przezornie
- Tak długo, jak długo gazik będzie brudny. Gdy już nic się z rany nie będzie wydostawać, można zakleić plastrem, bo już rana będzie całkiem czysta.
Wrzątek i wrzody
Z samego rana przyjechali rodzice z pięcioletnim synem, który ściągnął na siebie garnczek wrzącej wody. Malec nie był rozebrany po wypadku, odzież przykleiła mu się do skóry, ściągałam ubranie razem ze skórą. Rany wyglądały paskudnie, dziecko płakało z bólu i z przestrachu. Zmyłam oparzone miejsca solą fizjologiczną, przyłożyłam przymoczki z azotanu srebra i wypisałam receptę na litr roztworu. Pouczyłam matkę, jak ma postępować z dzieckiem i nakazałam kontrole codziennie aż do odwołania. Pouczyłam też rodziców, jak należy uważać, gdy małe dzieci są w domu. Oboje byli bardzo przejęci i musieli mi przyznać słuszność, że wypadek był spowodowany ich niedopilnowaniem synka.
Kolejna pacjentka przyszła z owrzodzeniem podudzi. Żadne leki jej nie pomagały, owrzodzenie miast się zmniejszać, zajmowało coraz więcej miejsca. Wokół owrzodzeń skóra była zaczerwieniona, a także przebarwiona. Przepisałam płyn do okładów, srebro koloidalne, a także Venoruton. Jeżeli to nie pomoże, trzeba będzie iść do szpitala. Owrzodzenia występują łącznie z zarostowym zapaleniem żył, a wtedy leczenie jest trudne, a czasem wcale się nie udaje.
I znowu wezwanie, bóle w okolicy serca, utrata przytomności. Pojechałam. Droga była fatalna, do osiedla trzeba było dojechać polną drogą. Głębokie koleiny utrudniały jazdę, samochód co jakiś czas zawieszał się na kamieniach z trudem ruszyłam dalej.
Pacjent leżał na wersalce, odzyskał już przytomność. Ciśnienie 160/100. Chory był blady i spocony, skarżył się na silny ból w okolicy lewego barku. Wyglądało mi to na zawał. Podałam mu środek przeciwbólowy, wkłułam się venflonem, Pogotowie nie będzie już musiało się podkłuwać. Wezwana erka niedługo przyjechała, podłączyli kroplówkę i zabrali chorego do szpitala. Mogłam wrócić do domu.