Dermatolodzy kolejny raz z rzędu okazali się najbardziej usatysfakcjonowanymi specjalistami medycyny w USA. I wcale nie chodzi tylko
o pieniądze.
Pieniądze nie zawsze znaczą szczęście – wynika z publikacji „Physician Compensation Report 2016” prowadzonych przez portal medscape.com wśród amerykańskich lekarzy. W tym roku aż 73 proc. lekarzy rodzinnych i 71 proc. internistów z USA zadeklarowało, że gdyby mogli jeszcze raz wybrać swój zawód, zostaliby lekarzami. Tymczasem te specjalności uplasowały się w ostatniej dziesiątce rankingu zarobków. Natomiast zaledwie 47 proc. chirurgów plastycznych oraz 49 proc. radiologów i tyleż samo ortopedów związałoby swoje życie z medycyną, gdyby jeszcze raz dokonywało wyboru. A to właśnie ci specjaliści znajdują się w pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających. Skoro nie pieniądze, to co jest gwarancją szczęścia?
Podstawy teorii szczęścia
Teoretycy szczęścia przekonują, że nie jest ono czymś, co się wydarza, nie wynika z uśmiechu losu czy dobrego trafu. Nie zależy bowiem od wydarzeń zewnętrznych, ale raczej od naszej ich interpretacji. Psycholog Richard Wise-
man, autor książki „Kod szczęścia”, w jednym z badań poprosił uważających się za szczęściarzy i pechowców, aby wyobrazili sobie, że są w banku podczas napadu i zostają postrzeleni w ramię. Potem pytał jednych i drugich, czy uznaliby to za dobre czy złe zrządzenie losu. Pechowcy odpowiadali, że to byłby wyjątkowy pech. Szczęściarze natomiast, że mieliby fart, bo przecież mogli zginąć. Tak więc ci, którzy uważają się za farciarzy, nawet jeśli przydarza im się coś niedobrego, natychmiast wyobrażają sobie, że mogłoby być dużo gorzej. Dzięki temu są szczęśliwsi.
Józef Tischner w „Historii filozofii po góralsku” pisze o szczęściu, że jest „w cłeku, jak skarb ukryty” i dodaje, że ludzie nie muszą wcale wiedzieć, że to mają, „ino sami musóm to w sobie wykryć”.
Z badań psychologów wynika, że szczęście skrywa się w chwilach, gdy nie czujemy potrzeby zastanawiania się nad nim. To czas, w którym jesteśmy nad czymś intensywnie skupieni. Neurobiolog, prof. Jerzy Vetulani opisuje badania, które udowodniły, że ludzie są bardziej szczęśliwi, gdy ich umysły są zajęte wykonywaną aktualnie czynnością, niż kiedy błądzą w marzeniach. „Zdolność do rozważania tego, co realnie aktualnie nie zachodzi jest ludzkim osiągnięciem poznawczym, umożliwiającym opanowanie świata, ale zdobytym kosztem częściowej utraty zdolności do cieszenia się życiem” – mówi prof. Vetulani.
Praca to nie kara
Badania prowadzone wśród Amerykanów pokazały, że zdecydowana większość kontynuowałaby pracę, nawet gdyby odziedziczyła fortunę czy wygrała na loterii. Dlaczego? Lew Tołstoj miał na to dość przewrotną odpowiedź. Pisał, że karą za grzech pierworodny Adama i Ewy jest wewnętrzny przymus pracy. W raju wszyscy cieszyli się błogostanem lenistwa. Dopiero po wygnaniu z Edenu zaczęliśmy czuć wyrzuty sumienia i dyskomfort psychiczny z powodu niepracowania. Nauka Kościoła katolickiego zupełnie jednak się z tym nie zgadza. Jan Paweł II podkreślał, że praca nie jest karą, ale dobrem, dzięki któremu stajemy się bardziej ludźmi. Współczesna psychologia dowodzi, że motywacją do wszelkich działań – a więc i pracy – są potrzeby, a zaspokojenie jednej ujawnia kolejną. Według Abrahama Maslowa pracujemy, żeby mieć co jeść i gdzie mieszkać, i w ten sposób zaspokajamy potrzeby fizjologiczne. Poza tym realizujemy potrzebę bezpieczeństwa, bo chcemy zapewnić sobie środki na wypadek choroby i starości. Pracując, dbamy też o zaspokojenie potrzeb społecznych, spotykając się z ludźmi, którzy nas akceptują. Chcemy mieć także poczucie, że robimy coś ważnego, gdyż to zaspokaja potrzebę szacunku i uznania. Pragniemy również czuć się w czymś dobrzy, stawiać sobie nowe wyzwania i dzięki temu zaspokajamy potrzebę samorealizacji.
Który lekarz jest szczęśliwy?
Według „Physician Compensation Report 2016”, najbardziej usatysfakcjonowani ze swojej pracy są dermatolodzy, onkolodzy, psychiatrzy, patolodzy, specjaliści medycyny ratunkowej, gastroenterolodzy i pediatrzy. Najmniej nefrolodzy, interniści, endokrynolodzy, alergolodzy, urolodzy, ginekolodzy, chirurdzy plastyczni. Ranking satysfakcji nie pokrywa się z listą najlepiej zarabiających. Krezusami są ortopedzi z wynagrodzeniem 443 tys. dol. rocznie, którzy w rankingu zadowolenia zawodowego znaleźli się dopiero na 14. miejscu. Drudzy na liście najwyższych płac kardiolodzy z 410 tys. dol. rocznie, uplasowali się na 11. pozycji w klasyfikacji najbardziej spełnionych zawodowo. Jeśli natomiast przeanalizujemy zarobki najbardziej usatysfakcjonowanych specjalistów, okaże się, że wcale nie jest to czołówka listy najlepiej wynagradzanych. Dermatolodzy, których aż 65 proc. czerpie radość ze swojej pracy, są dopiero trzeci pod względem zarobków z 381 tys. dol. rocznie. Onkolodzy zajmujący drugie miejsce na liście usatysfakcjonowanych (59 proc.) znaleźli się na 9. pozycji w rankingu płac (329 tys. dol. rocznie). Psychiatrzy, którzy uplasowali się w pierwszej trójce najbardziej spełnionych zawodowo (58 proc.), zarabiają rocznie o połowę mniej niż ortopedzi, co daje im 20. miejsce (226 tys. dol. rocznie). Patolodzy – pierwsza piątka osiągających zawodową satysfakcję (58 proc.) zdobyli 17. miejsce (266 tys. dol. rocznie). Natomiast pediatrzy, którzy znaleźli się na całkiem wysokim ósmym miejscu pod względem satysfakcji zawodowej są na ostatniej pozycji pod względem zarobków (204 tys. dol.).
Z czego oni się cieszą?
Na pytanie, co w pracy lekarza daje największą satysfakcję, najwięcej, bo 34 proc. amerykańskich doktorów odpowiedziało, że kontakt z pacjentem i jego wdzięczność. Prawie tyle samo, bo 32 proc. wskazało na bycie dobrym w tym, co się robi – stawianie trafnych diagnoz, zastosowanie właściwej terapii. Tylko 11 proc. wskazało na satysfakcjonujące zarobki. Dermatolog, prof. Gary Goldenberg z Icahn School of Medicine at Mount Sinai w Nowym Jorku, interpretując wyniki rankingu satysfakcji zawodowej mówi, że zadowolenie dermatologów wynika z dobrych efektów leczenia. – Jesteśmy w stanie szybko wykrywać i leczyć nowotwory skóry – wyjaśnia. Prof. Andrzej Kaszuba, ordynator Oddziału Dermatologii i Wenerologii Kliniki Dermatologii UM w Łodzi mówi, że satysfakcja dermatologów jest efektem dynamicznego rozwoju tej dziedziny medycyny. – Zyskaliśmy nowe narzędzia diagnostyczne i metody leczenia – lasery, leki biologiczne, immunoterapię, dzięki którym w spektakularny sposób możemy pomóc naszym chorym. A trzeba pamiętać, że choroby dermatologiczne, jak choćby łuszczyca, bardziej pogarszają komfort życia niż np. wiele schorzeń kardiologicznych. Dlatego wdzięczność naszych pacjentów jest ogromna. A to zwiększa niewątpliwie satysfakcję zawodową – wyjaśnia. Ostatni na liście płac, a jednocześnie całkiem usatysfakcjonowani zawodowo pediatrzy też są swoistą zagadką. Pediatra dr hab. Wojciech Feleszko ze Szpitala Pediatrycznego WUM podkreśla, że zawód lekarza daje wiele satysfakcji. Prawdopodobnie dlatego tak wielu lekarzy chce, aby ich dzieci również praktykowały tę profesję. – Myślę, że głównym źródłem satysfakcji z naszej pracy są przyjazne relacje z drugim człowiekiem, a w pediatrii komunikacja z chorym i jego bliskimi zazwyczaj jest naprawdę satysfakcjonująca. Dla dobrej komunikacji niezbędne jest przyjęcie perspektywy rodzica lub samego pacjenta i oczywiście empatia. Kluczem do udanych relacji jest oddalenie pokusy paternalizmu. Jeden z moich studentów opowiadał mi, jak starając się o staż w Wielkiej Brytanii zdawał egzamin z kompetencji interpersonalnych, który polegał na uczestniczeniu w scenkach z udziałem aktorów, gdzie testowano te właśnie cechy – empatię, zdolności komunikacyjne, takt, kulturę. Niestety, mój student oblał, bo na naszym uniwersytecie w Warszawie do tej pory nie rozwijaliśmy takich umiejętności – mówi.
Satysfakcja albo wypalenie
Kontakt z pacjentem, który może być źródłem satysfakcji zawodowej, bywa też przyczyną wypalenia zawodowego. Na ten syndrom cierpią bowiem najczęściej osoby wykonujące zawód zmuszający do relacji z ludźmi, zwłaszcza cierpiącymi. Psycholog, dr Dorota Merecz-Kot, kierownik Pracowni Stresu Zawodowego Instytutu Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera w Łodzi, wyjaśnia, że w przypadku lekarzy proces wypalenia wiąże się również z utratą złudzeń.
– Młody lekarz często wchodzi w życie zawodowe z syndromem Boga. Wierzy, że każdego może uratować przed śmiercią. Wie, że od jego aktywności zależy rzecz najważniejsza – ludzkie życie. Jednak z czasem, kiedy nie osiąga pożądanych rezultatów, jego emocjonalne zaangażowanie okazuje się bezskuteczne. Uwarunkowania systemu opieki zdrowotnej, przebieg choroby sprawiają, że nie realizuje zamierzonych celów. Jeśli ilość takich doświadczeń jest dostatecznie duża, lekarza dopada wypalenie – wyjaśnia dr Merecz-Kot. Według badań portalu medscape.com, wypalenie zawodowe najczęściej dotyka lekarzy medycyny ratunkowej – 53 proc., rodzinnych – 50 proc., internistów – 50 proc., chirurgów – 50 proc. i radiologów – 49 procent. Najrzadziej dermatologów – 37 proc., psychiatrów – 38 proc., patologów – 39 proc., gastroenterologów – 39 procent.
Czy zatem zawód lekarza może dawać więcej satysfakcji zawodowej niż inne? Dr Dorota Merecz-Kot mówi, że nie znalazła badań, które potwierdzałyby taką teorię. Opowiada za to o rankingu zawodów o największym ryzyku popełnienia samobójstwa. Na 11 przebadanych profesji lekarze zajęli tam pierwsze miejsce. – Lekarze mają aż o 87 proc. większe ryzyko popełnienia samobójstwa. Częściej zapadają na depresję i stany lękowe – wyjaśnia.
Medycyna raz jeszcze
Autorzy „The Medscape Physician Compensation Report” od pięciu lat pytają lekarzy, czy gdyby mogli jeszcze raz wybrać zawód, związaliby swoje życie z medycyną i czy zdecydowaliby się na tę samą specjalizację? W 2011 r. 69 proc. doktorów odpowiedziało, że wybrałoby medycynę. W tym roku mniej – 64 procent. Na pytanie, czy specjalizowałoby się w tym samym kierunku pięć lat temu pozytywnej odpowiedzi udzieliło 61 proc. lekarzy, w tym roku tylko 45 procent. Najwięcej, bo aż 74 proc. dermatologów zajęłoby się tą samą dziedziną medycyny. Na drugim miejscu znaleźli się ortopedzi – 65 proc., na trzecim gastroenterolodzy – 60 procent. W tej samej dyscyplinie specjalizowałoby się 58 proc. chirurgów plastycznych, 57 proc. kardiologów i 56 proc. urologów. Najbardziej niezadowoleni z wyboru specjalizacji są interniści, bo tylko 25 proc. zdecydowałoby się na tę samą, gdyby mogło to zrobić jeszcze raz. Kolejni nieusatysfakcjonowani swoją decyzją w tym względzie to lekarze rodzinni. Tylko 29 proc. z nich powtórzyłoby wybór. Co ciekawe, to właśnie rodzinni i interniści są na czele listy tych, którzy związaliby swoje życie z medycyną jeszcze raz, gdyby mogli cofnąć czas. Ponad 70 proc. z nich poszłaby znów na studia medyczne po maturze. Z drugiej strony, ci najbardziej usatysfakcjonowani z wyboru specjalizacji, niekoniecznie zostaliby lekarzami. Np. tylko zaledwie połowa najbardziej zadowolonych z wyboru specjalności dermatologów i ortopedów zdecydowałoby się na karierę w medycynie. Jedynie wśród gastroenterologów, kardiologów i okulistów tyle samo lekarzy wybrałoby na powrót ten sam zawód i tę samą specjalizację.
Jak osiągnąć satysfakcję?
Zdaniem dr Doroty Merecz-Kot, aby jak najdłużej czerpać satysfakcję z wykonywanej pracy, trzeba zachować równowagę pomiędzy zaangażowaniem zawodowym a uczestnictwem w życiu rodzinnym czy towarzyskim. – Ważne jest, aby w równym stopniu angażować się w obie sfery życia: zawodową i prywatną. Pogoń za sukcesem ekonomicznym i zawodowym za cenę ograniczenia relacji z bliskimi jest strategią krótkowzroczną. Kiedy jestem w pracy zanurzam się w nią. W domu o niej zapominam, bo doświadczam zadowolenia z tego, że jestem ojcem lub matką, mężem czy żoną. Warto też mieć jakieś pozazawodowe zainteresowania – radzi. Wtedy łatwiej będzie wykonywać swój zawód z pasją. A to jest gwarancją satysfakcji. Amerykański psycholog węgierskiego pochodzenia Mihály Csíkszentmihályi, obecnie jeden z najbardziej znanych badaczy szczęścia, twierdzi, że kiedy jesteśmy pochłonięci dobrowolnym wysiłkiem, by coś wykonać i tak nas to absorbuje, że nic innego nie ma znaczenia, wtedy odczuwamy głębokie zadowolenie. Wykonywanie czynności z pasją stanowi więc antidotum na uczucie niepokoju lub nudę.