Coraz silniej dają się słyszeć głosy niepokoju różnych środowisk w związku z deklarowanym tu i ówdzie publicznie ostrożnym, a może wręcz negatywnym stosunkiem obecnej ekipy rządzącej do kapitału prywatnego w ochronie zdrowia. Trudno nie podzielać tego niepokoju. Polska medycyna bez zaangażowania kapitału prywatnego i ryzyka, jakie podjęli lekarze i menedżerowie wyglądałaby dramatycznie inaczej niż obecnie. Nadal godzinami przesiadywalibyśmy w obskurnych poczekalniach nieremontowanych latami przychodni, leżeli na dostawkach w wąskich szpitalnych korytarzach, czekali pół godziny na przyjazd wysłużonej karetki pogotowia ratunkowego. Jaki byłby standard usług poz, gdyby lekarze rodzinni nie wzięli spraw w swoje ręce i nie założyli prywatnych praktyk? Konkurencja w każdej dziedzinie jest wskazana. W zdrowiu także. Bo konkurencja sama w sobie jest zdrowa, służy obywatelom, jest w interesie pacjentów, a nie przeciw nim. Rozumiem argument rządzących, że głównym celem prywatnych inwestorów w ochronie zdrowia nie powinien być zysk, ale trudno sobie wyobrazić rozwój jakiegokolwiek segmentu tego obszaru bez reinwestycji, a te pochodzą właśnie z wypracowanego zysku. Nie z manny z nieba. Zysk jest w prywatnej działalności, także w sektorze zdrowia, wartością dodaną, która służy rozwojowi danej dziedziny. Ku pożytkowi wszystkich.