Ustawa o ubezpieczeniu w Narodowym Funduszu Zdrowia oczekuje już tylko na podpis Prezydenta. Jeśli Pan Prezydent jej nie zawetuje ani nie skieruje do TK, to niebawem "cudo" to wejdzie w życie i już namacalnie poznamy skutki jego działania.
Mimo ewidentnej wadliwości proponowanych rozwiązań, pomysł wprowadzenia Funduszu znajduje, o dziwo, zwolenników. I to nie tylko wśród osób nie zorientowanych w problematyce zarządzania finansami w ochronie zdrowia. Fakt, że kontestuję te pomysły, niektórzy traktują nawet jako wynik konfliktu personalnego z b. ministrem, gdzie każdy pretekst jest dobry, aby przyłożyć adwersarzowi. Takie domniemanie to ogromne spłycenie problemu.
Podstawową wadą proponowanych rozwiązań jest niesłychana centralizacja finansów w ochronie zdrowia – taka, jakiej nie było nawet w okresie PRL-u. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co to oznacza. Niektórym wydaje się to nawet dobrym rozwiązaniem, bo nareszcie będzie jednolicie, sprawiedliwie, nareszcie minister będzie całkowicie panował nad sytuacją w resorcie, co pozwoli mu prowadzić politykę zdrowotną. Nawiasem mówiąc, hasło "jednolicie" robi w ochronie zdrowia karierę, i to po różnych stronach sceny politycznej. Prawie wszyscy marzą o tym, aby nareszcie był porządek, aby wreszcie w całym kraju było jednolicie. Bo czyż wszyscy nie chorujemy tak samo i czy sprawiedliwe jest, aby w jednym regionie kraju pacjent miał lepszy dostęp do opieki zdrowotnej, a w innym – gorszy? Jakież piękne byłoby życie, kiedy zamiast pisać pięć różnych ofert do pięciu różnych kas chorych, dyrektor szpitala mógłby wypisać jedną, ujednoliconą. Nie musiałby się, biedaczyna, męczyć studiując spływające do niego różne druki ofertowe. Zamiast tego poleciłby tylko "właściwym służbom" wypełnienie uniwersalnego formularza. Czy to nie szczęście doczekać takiej chwili?
Proponuję, aby w całym państwie zacząć powiększać wreszcie ten obszar możliwej, powszechnej szczęśliwości. Bo czy to nie skandal, że kiedy chcemy się ubezpieczyć np. w PZU, w Warcie czy innej ubezpieczalni – to za każdym razem musimy wypełniać inny druk? Czyż nie jest utrapieniem, że kiedy wypisujemy w biurze podróży zamówienie na upragnione wczasy, to w każdym z nich musimy wypisywać różne formularze? Albo czy to nie męka przebijać się skołatanym umysłem przez różnie wypisane faktury z Telekomunikacji Polskiej, ERY czy GSM Plus? Niechże, łobuzy, ujednolicą wreszcie te druki. Dziwne tylko, że wprowadzenie gospodarki rynkowej i idąca za nią różnorodność rozwiązań oraz konkurencja nie razi nas jakoś w innych dziedzinach codzienności (czy ktoś tęskni jeszcze za jedną, uniwersalną siecią "Społem" zamiast – różnych supermarketów?) W ochronie zdrowia różnorodność przyjęliśmy jako dopust boży.
Przyczyny krytyki kas na pewno są złożone. Przypomina mi się sytuacja, kiedy w imieniu poważnego szpitala przyjechała na negocjacje do kasy Bardzo Ważna Osoba. Nie potrafiła odpowiedzieć sensownie na żadne pytanie związane z ofertą. I co rusz się dziwiła: jakież to "głupoty" wypisano w tej szpitalnej ofercie, podpisanej nb. przez równie Ważną Osobę. A pytania, które zadawaliśmy, dotyczyły spraw, z którymi nasz gość stykał się na co dzień. Czy czuł wstyd, że przed "urzędniczyną" z kasy ujawniła się cała jego niekompetencja? Kiedy nastanie Fundusz, Bardzo Ważne Osoby nie będą już musiały uczestniczyć w takich kompromitujących spektaklach. Wybiorą tylko właściwy numer telefonu do decydenta w Funduszu i wystarczy, że powiedzą: "Syriusz, wypisałem właśnie formularz oferty i wysyłam ci go do Funduszu. Słuchaj, obetnijcie mi góra 5%, resztę muszę dostać." Czy życie nie stanie się prostsze?
Wracając jednak do centralizacji finansów, to warto przypomnieć, że za czasów PRL-u dystrybucja środków na ochronę zdrowia podlegała wieloszczeblowej kontroli. Pieniądze przeznaczone dla województwa, w tym na ochronę zdrowia, dzielił Sejm w ustawie budżetowej. Ustawa przygotowywana przez resorty przechodziła w parlamencie całą obróbkę legislacyjną, przy tym alokacja środków na poszczególne województwa była wynikiem ostrych często sporów. Uchwaloną ustawę realizowali wojewodowie, którzy mieli wpływ (choć ograniczony) na wielkość budżetu, trafiającego do ochrony zdrowia.
W Funduszu o wszystkim decydować będzie jego zarząd, zależny de facto od ministra zdrowia. Decyzja o przydzieleniu środków poszczególnym oddziałom zależeć będzie od kilku osób. I jeśli nawet powstaną jakieś reguły podziału głównej części Funduszu, to z pewnością podział rezerw będzie już poza kontrolą. Dojdzie zatem do niesłychanej centralizacji środków publicznych. W tej sytuacji tylko święci stojący na czele tej instytucji będą w stanie oprzeć się naciskom politycznym czy środowiskowym.
Co równie złe, oddziały jednolitego Funduszu w żaden sposób nie będą zainteresowane prowadzeniem jakiejkolwiek polityki ograniczającej niepotrzebne wydatki. Całą logiką oddziału będzie wydanie "do zera" przyznanego mu budżetu, a powstałe pod koniec roku ewentualne nadwyżki – w grudniu będą gorączkowo wydawane. W przeciwnym razie – centrala zauważy, że w oddziale zostały wolne środki i nie dość, że je zabierze, aby wspomóc "biedniejszy" oddział, to jeszcze w kolejnym roku z pewnością obniży jego budżet, bo przecież w poprzednim roku "przydzieliliśmy za dużo i zostały im niewykorzystane pieniądze". Będzie to mieć też, oczywiście, konsekwencje idące dalej. Oddział Funduszu nie będzie zainteresowany przeprowadzaniem kontroli, w wyniku których zakłady opieki zdrowotnej musiałyby zwrócić pieniądze płatnikowi. Bo od razu pojawi się ów problem: że pieniądze trzeba przecież koniecznie wydać jeszcze w tym samym roku. Nie daj Boże, gdyby taka "nadwyżka" pojawiła się np. w listopadzie. Po co nam taki kłopot?
Logiką Funduszu będzie zatem to, aby każdy zakład opieki zdrowotnej w pełni zrealizował swój kontrakt. Niedobry będzie ten, który nie wykona kontraktu (czytaj: planu) w pełni. Nie dość, że przysporzy niepotrzebnej mitręgi kierownictwu oddziału, to spowoduje jeszcze, że pojawi się groźba obniżenia budżetu całemu oddziałowi.
Słowem – Fundusz funduje nam zupełne odwrócenie logiki panującej dotychczas w systemie puz. Żegnaj więc, gospodarności! Żegnaj, znienawidzona konkurencjo. W pełni powracamy do logiki gospodarki budżetowej.
Ale za to będziemy mieć jednolicie... Powodzenia!