Mamy prawie stuletnią tradycję tworzenia planów walki z nowotworami. W ciągu ostatnich 50 lat liczba zgonów na nowotwory złośliwe w Polsce wrosła ponad dwukrotnie. Ilu potrzebujemy w Polsce planów, żeby skutecznie walczyć z rakiem?
Pacjent nie ma dużo czasu, za to politycy i decydenci mają go całe mnóstwo. Odgrzewają stare pomysły, wymyślają nowe nazwy i bez końca planują. Co z tego wynika dla pacjenta? Wielkie zamieszanie. Takie wrażenie można odnieść po przeglądzie medialnych doniesień: „Rząd przyjął program walki z rakiem na 8 lat” – to nagłówek z listopada 2015 roku. Artykuł mówi o kontynuacji Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych, zainicjowanego w 2006, a tak naprawdę 30 lat wcześniej, bo już w 1976 roku ustanowiono taki program, tylko że zamiast „Narodowy”, zapisano „Rządowy”.
W 2019 roku media znowu obwieszczają: „Plan Walki z Rakiem ma powstać do września 2019 r.”. Jak to? A co z poprzednim planem?
Walka z rakiem nie jest może tematem, który wzbudza szczególne emocje u zdrowych Polaków. Nie może konkurować popularnością z takimi wydarzeniami, jak ochrona dzików czy strajk nauczycieli, jednak sam temat choroby jest poważny. Polak żyje w przekonaniu, że nie jest dobrze – widzi dane o zachorowaniach i przeżywalności – są ogólnodostępne. Media donoszą o pesymistycznych raportach NIK, w mediach społecznościowych mnożą się prośby o wsparcie leczenia chorych onkologicznie. Nie każdy Polak jest ekspertem, ale liczyć umie. Dlaczego program miał trwać 8 lat, a tymczasem po czterech powstaje kolejny? Czy to oznacza, że zweryfikowano poprzednie zamierzenia, zmierzono skuteczność działań, opracowano nowe wytyczne, wdrożono lepsze procedury i dlatego powstaje nowy plan? Czy może nic nie działało dobrze i trzeba to zmienić? Według którego planu dziś będzie leczona moja teściowa, matka, żona?
Planowanie z zawiązanymi oczami
Niestety, kiedy Kowalski zgłębi temat, zrozumie, że plany nie zmieniają się – dlatego, że ktoś coś przeanalizował i chce udoskonalić. Przede wszystkim nie ma czego analizować, bo brakuje danych do porównywania. Brak danych o jakości leczenia w ośrodkach, które znalazły się w pilotażu Krajowej Sieci Onkologicznej. Podobnie przed wprowadzeniem tzw. pakietu kolejkowego ministerstwo nie zgromadziło informacji charakteryzujących sytuację wyjściową, czyli jak długo przed wejściem w życie pakietu pacjent onkologiczny czekał w kolejce na diagnostykę wstępną, pogłębioną i rozpoczęcie leczenia. Bez danych na wejściu trudno oceniać skuteczność. Badania takie się odbyły, jednak nie przeprowadziło ich ministerstwo, lecz organizacja pozarządowa Onkologia 2025. Jej eksperci przekonują: system pozbawiony danych działa z zawiązanymi oczami. Jest skazany na nieefektywność i nieskuteczność – także finansową.
Co można robić z danymi widać, kiedy przyjrzymy się efektom brytyjskiej pracy nad planami leczenia raka – National Cancer Intelligence Network (Narodowa Sieć Informacji Onkologicznej) to ogrom danych, opracowanych w przystępny sposób, za pomocą interaktywnych wykresów. Tak zebrane, zwizualizowane i przetworzone dane umożliwiają tworzenie kolejnych planów i optymalizację działań. Sama nazwa kojarzy się pozytywnie, podobnie jak National Cancer Database (Narodowa Baza Danych na temat Raka) zawierająca 34 miliony wpisów dotyczących nowotworów w USA. Działania te są kontynuowane od lat, podlegają ocenie i nikt nie zmienia bez potrzeby obranego kursu.
Stuletnia tradycja
Pierwszy Narodowy Program Walki z Rakiem ogłoszono w grudniu 1924 roku. Trzema głównymi celami były wtedy: rozwój badań klinicznych i epidemiologicznych, edukacja zdrowotna i tworzenie placówek dla chorych na nowotwory. Dziś placówki już są, a my znajdujemy się w ogonie Europy, jeśli chodzi o skuteczność leczenia. Teoretycznie wiadomo, co jest celem i tutaj eksperci są zgodni, ale od niemal dekady toczy się dyskusja, kto ma leczyć, kto ma oceniać leczenie i kto ma dostawać pieniądze. Padają różne propozycje – od maksymalnej kontroli w Narodowym Instytucie Onkologii, poprzez nadanie uprawnień do leczenia onkologicznego tylko największym ośrodkom i odebranie kontraktów z NFZ placówkom, które nie są w stanie leczyć kompleksowo, po postulat stworzenia procedur i standardów, kontrolowanych przez jedną instytucję, ale wykonywanych w całej Polsce w ramach tworzonych konsorcjów. W zależności od tego, kto forsuje dane rozwiązanie, temat pojawia się lub znika.
Lepsza kręta ścieżka niż brak planu
Tej wiosny minęło 5 lat od konferencji prasowej, na której minister Arłukowicz ogłosił, że odtąd pacjent z podejrzeniem nowotworu będzie czekał w kolejce po życie maksymalnie 9 tygodni. W kontekście zamieszania wokół planów i strategii, koncepcja szybkiej ścieżki onkologicznej wydaje się jednym z trwalszych rozwiązań, wypracowanych w polskiej onkologii. Jej atutem z punktu widzenia PR i komunikacji jest prostota i trafna metafora „ścieżki”.
Nawet jeśli nie jest tak skuteczna, jak planowano, to jednak nie zniknęła z horyzontu, od pięciu lat się o niej mówi. Minister i premier obiecali wtedy Polakom ekspresową diagnostykę, szybkie leczenie i skoordynowaną opiekę po zakończonej terapii. Każdy pacjent miał otrzymać koordynatora leczenia. Powstał system identyfikacji wizualnej – logo, przystępnie zredagowana strona internetowa, w przychodniach pojawiły się naklejki informujące, że w danej placówce lekarze wystawią karty DILO. Realia okazały się mniej optymistyczne. Badania prowadzone przez fundacje – m.in. Alivię (Kolejkoskop) i Onkologia 2025 pokazują, że pakiet niewiele zmienił, jeśli chodzi o czas oczekiwania na świadczenie.
Oddolny plan vs.
rządowa strategia
W opozycji do prostej „ścieżki” stoi nazewniczy galimatias pozostałych działań. Już sama wielość nazw budzi konsternację. Mówi się dziś o Narodowej Strategii Onkologicznej (nazywanej polskim Cancer Planem, choć z Cancer Planem opracowanym w 2014 roku przez zespół prof. Jacka Jassema nie ma wiele wspólnego). NSO ma co prawda powstać (powołana ustawą, a nie jako oddolna inicjatywa) dopiero we wrześniu, ale już wiadomo, że będzie lepsza niż poprzednia strategia.
Mamy też Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych oraz Strategię Walki z Rakiem w Polsce 2015–2024, opracowaną z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Onkologicznego przy udziale dwustu ekspertów z różnych środowisk i aktualizowaną w 2017 roku. Po co więc nowa Narodowa Strategia Onkologiczna?
– Ma obejmować różne dziedziny: edukację, profilaktykę, leczenie, kształcenie kadr, badania kliniczne i stanie się dokumentem szerokim, a jej zadania będą realizowane także przez inne ministerstwa – wyjaśniał prof. Czauderna, koordynator Sekcji Ochrony Zdrowia Narodowej Rady Rozwoju. Jednocześnie będzie zawierać mniej celów strategicznych niż dokument przygotowany przez prof. Jassema, ponieważ Cancer Plan musi być zwięzły, dawać jasne wytyczne i zawierać kilka punktów. Po konsultacji z ekspertami z Australii polscy eksperci postanowili porzucić ambicje pracy nad całym zagadnieniem i skupić się na kilku wybranych obszarach, ponieważ nie da się od razu zrealizować wszystkiego. To jednak nie wyjaśnia niedawnej zmiany składu komisji ekspertów i odwołaniu kilku z nich, w tym autora Cancer Planu profesora Jassema – skoro poprzednio opracowali dokument zbyt obszerny, to co stoi na przeszkodzie, by pracowali nad jego skróceniem?
Czy uzdrowi nas sieć szpitali?
Premier Morawiecki zapowiedział w swoim exposé konieczność utworzenia Narodowego Instytutu Onkologii, jednak nie udało się stworzyć koncepcji tej instytucji i taki instytut nie powstanie. Zastąpi go Krajowa Sieć Onkologiczna. Instytut to pomysł sprzed 50 lat. W 1974 roku prezydium rządu podjęło uchwałę w sprawie kompleksowego programu zwalczania chorób nowotworowych w latach 1976–1990. Kluczową inwestycją tego programu było utworzenie wiodącego ośrodka – Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie. Wiele lat później, w grudniu 2012, podczas posiedzenia senackiej Komisji Zdrowia, zgłoszono postulat odtworzenia sieci referencyjnych ośrodków onkologicznych, skupionych wokół jednostki koordynującej – Narodowego Instytutu Onkologii.
Pilotaż KSO ruszył w styczniu, choć zarówno eksperci, jak i organizacje pacjenckie sprzeciwiły się założeniom projektu, argumentując, że nie poprawi on sytuacji pacjentów, a wręcz stanowi zagrożenie. Także jakość ewaluacji budziła ich zastrzeżenia, ponieważ projekt będą testować jego autorzy.
Na efekty musimy poczekać. Dla ekipy rządzącej i jej PR ważne jest, że pojawiła się kolejna nowa nazwa i koncepcja – Krajowa Sieć Onkologiczna – i testuje się nowe rozwiązania. To ważny przekaz dla opinii publicznej: nieustannie pracujemy nad dostępnością i jakością leczenia nowotworów w Polsce.
Kto będzie ojcem sukcesu
Wygląda na to, że od pięcioletniego przeżycia ważniejsza jest czteroletnia kadencja i przypisanie sobie konkretnych zasług. Nie walka z chorobami, które zabijają pacjentów, wydaje się priorytetem, lecz walka o to, kto ma leczyć i kto zostanie ojcem medycznego sukcesu obecnego rządu. Sukcesu wizerunkowego rzecz jasna, bo rządy rzadko odpowiadają za efekty swoich projektów – a nawet jeśli, to nie przed obywatelami, lecz przed historią.