Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 57–60/2003
z 31 lipca 2003 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Z pamiętnika lekarza poz

Janina Banachowska

Poniedziałek

Miało się na deszcz. Jak zawsze wtedy – pacjentów nie ma. Ci, którzy już naprawdę nie mogą wstać z łóżka, telefonują, by zamówić wizytę domową lub nawet pogotowie ratunkowe, które w taki czas ma najwięcej wyjazdów.

Gdzieś po południu zgłosiła się do mnie pacjentka, wyjątkowo otyła, nie ze względu na niewłaściwe odżywianie, a zaburzenia hormonalne, na które, bez efektu zresztą, leczyła się w endokrynologicznej przychodni przyklinicznej w Krakowie. Tym razem powód jej wizyty w moim gabinecie był bardziej prozaiczny: zanosiła koniowi siano, stajnia była jeszcze w trakcie budowy, babina poślizgnęła się, oparła ogromnym tyłkiem o nieheblowaną deskę i przez ubranie wbiła sobie odłamek tej deski, bo trudno to było nazwać drzazgą.

- No, jak, jedziecie do szpitala, czy mam wyciągać? – pytanie było raczej retoryczne, karetki na taki wypadek nie dadzą, a usiąść w samochodzie, nawet gdyby jej syn nie miał zajęcia przy żniwach, raczej by się nie dało.

- Wyciągać!

No to wyciągamy. Sukienka przebita była tylko w jednym miejscu, natomiast majtek zdjąć się nie dało. Drzazga długości około 20 cm i szerokości u nasady 3,5 cm przebiła skórę i tkankę podskórną, wychodząc na zewnątrz cieńszym końcem. Majtki trzeba było przeciąć.

Mając już odsłonięte "pole operacyjne" mogłam przystąpić do działania. Najpierw spróbowałam ręką chwycić za szerszy koniec i wyciągnąć. Nie szło. Drzazga ani drgnęła. Trzeba było jakiegoś mocniejszego narzędzia. Zawołałam męża, by przyniósł mi kombinerki, te większe oczywiście. Mąż zaciekawił się, do czego są mi potrzebne.

- Mam drzazgę u pacjentki do wyciągnięcia.

- To może raczej pincetkę?

- Przyjdź i zobacz, sam ocenisz, co mi potrzeba!

Przyszedł, popatrzył, pokiwał głową i przyniósł kombinerki. Chwyciłam za szerszy koniec. Pociągnęłam, początkowo bez żadnego skutku, jednak pomału drzazga zaczęła się wysuwać, lecz po cieńszej stronie wciągała za sobą skórę pośladka. Widocznie były po drodze zadziory, które przeszkadzały, poza tym mogły się oderwać i pozostać w ranie. Nie było innego wyjścia, niż naciąć skórę nad obcym ciąłem.

- Musze ciąć – oznajmiłam.

- Jak trzeba, to trzeba – zgodziła się pacjentka.

Ale powstał problem. Odległość od obu otworów, wlotowego i wylotowego, wynosiła około 12 cm. Prawdopodobnie w najgłębszym miejscu było około 2 cm. Miałam skalpele jednorazowego użytku, ale z tych małych. Poza tym – nie miałam na nie uchwytu, zawsze trzymałam za koniec nożyka ręką. Tu nie było to możliwe.

W tym dniu wcześniej zabijałam, skubałam i wekowałam kaczki. Miałam dwa duże, bardzo dobrze naostrzone noże. Że akurat niechirurgiczne? O AIDS nie miałam się co obawiać, kaczki były młode i można powiedzieć – dziewicze. Pozostała kwestia normalnej sterylności noża. Po dokładnym umyciu polałam spirytusem i przepaliłam. Miejsce cięcia zdezynfekowałam i niewiele myśląc, oczywiście bez znieczulenia, nacięłam skórę i tłuszcz nad drzazgą. Babka ani pisnęła, zresztą stwierdziła, że prawie nie czuła.

W ranie po wyjętej drzazdze rzeczywiście zostało nieco drobnych odprysków, które wyciągnęłam już prawidłowo, pincetką jednorazowego użytku. Całość przemyłam wodą utlenioną, która pieniąc się usunęła te drobiny drewna, których mogłam nie spostrzec. W zasadzie – nie powinnam była szyć, ale rana była zbyt duża, założyłam więc trzy szwy, nie dociągając zbyt mocno, by ropa, która powinna się była zbierać, miała ujście na zewnątrz. Założyłam opatrunek, dałam zastrzyk przeciwtężcowy i od ręki – 14 dni zwolnienia. Poleciłam zgłosić się następnego dnia.

Wtorek

Hanka, bo tak pacjentka z drzazgą miała na imię, przyszła zaraz rano. Opatrunek był tylko nieco zakrwawiony i mokry od płynu surowiczego, który wydzielał się z tkanki tłuszczowej. Poza tym – ani zaczerwienienia, ani stanu zapalnego nie stwierdziłam. Następne opatrunki też będę robić sama, nie wiadomo, jak się będzie goić.

Zaczęli przychodzić pacjenci ze stanami zapalnymi gardła, jak zwykle przy upałach i piciu zimnych płynów. Najchętniej polecałam Lymphomyosot w kroplach oraz Gripex. Do tego, jeżeli byli to dorośli chłopi, to jeszcze "góralską herbatę".

Kilka osób już zaczyna się skarżyć na bóle w krzyżach. To nagminne schorzenie u osób, które nawet do pobliskiego sklepu po papierosy jeżdżą samochodem, więc gdy przyjdzie trochę pochodzić po stokach, kosić po staremu kosą, bo kosiarka nie wjedzie, ręcznie stawiać kopy, czyli robić to, co bez żadnych dolegliwości robili ich rodzice i dziadkowie, okazuje się, że zbytnia wygoda nie wpływa dobrze na zdrowie.

Wieczorem wezwano mnie do pacjentki z atakiem astmy. Naturalnie, jak zwykle, brakło jej leków, nie miał kto pojechać do apteki, bo wszyscy w polu. Szczęśliwie – zapas najniezbędniejszych leków mam w domu, choć i mnie się zdarzało chodzić po sąsiadach po krople nasercowe. A potem jeszcze przyszły dzieci sąsiadów, bo krowa ma "dzięgle" na wymieniu i nie da się doić, tak kopie. Dla niewtajemniczonych: "dzięgle" to zwyczajne brodawczaki, na które doskonale robi Lorinden T.

Środa

Rano spokój, pogoda zaczyna się psuć, wszyscy mogący ustać na nogach są w polu, w domu zostały tylko zupełnie nieletnie dzieci pod opieką całkowicie zniedołężniałych babek. Nie trzeba dużej wyobraźni, by przewidzieć, jak taka opieka może się skończyć.

W sąsiedniej wsi ojciec zapomniał na stole zapałek, choć powtarzam każdemu i wciąż, że należy używać zapalniczek, bo są znacznie trudniejsze w obsłudze dla malucha niż zapałki. Babka przysnęła znużona upałem i uważaniem na 3-letniego urwisa, ten zaś rozpalił ognisko pod samą ścianą drewnianej stodoły. Szczęściem, bydło było na pastwisku, drób na podwórku, a dziecko z niewielkimi poparzeniami w porę uciekło. Cały pożar trwał zaledwie kwadrans, tyle że ze stodoły nic nie zostało. Babka, zbudzona krzykami sąsiadów, dostała ataku serca, musiałam wzywać erkę. Szczęśliwie – atak serca nie okazał się zawałem, przestraszone i poparzone dziecko, już zaopatrzone, zostało pod opieką matki w domu.

Pod wieczór przyszedł chłopak z widłami wbitymi w nogę. Miał co prawda na sobie gumowe cholewy, ale w pośpiechu przebił je ze stopą na wylot. Nie byłam w stanie powstrzymać się od śmiechu, widząc jak kuleje z widłami w nodze, ale jemu do śmiechu nie było. Rozpuszczoną żywicę miałam w domu, mogłam od razu zrobić pierwszy opatrunek, po następną żywicę niech ktoś z rodziny idzie do lasu. To najlepsze lekarstwo, zapobiegnie stanowi zapalnemu, wyciągnie cały brud z rany, bo przecież prócz siana te widły służyły także do obornika. Za parę dni nie będzie śladu po zranieniu. Niemniej – zwolnienie wypadkowe w rolnictwie mu się należy, choć odszkodowania nie dostanie, bo i śladu po wypadku nie będzie.

Już po zmroku przyjechali jacyś państwo, będący tu na wczasach, po skierowanie do chirurga, bo dziecku się przyczepił kleszcz. Gdyby każdego kleszcza miał wyjmować chirurg, to naprawdę nie miałby kto operować. Już wiele lat temu nauczyłam miejscową ludność, jak się to robi i teraz z kleszczami do mnie raczej nie przychodzą. Boreliozy też szczęśliwie nie mamy.

Kleszcz był już dobrze opity, więc łatwy do usunięcia palcami. Bardzo delikatnie, by nie wstrzyknąć dziecku zawartości przewodu pokarmowego kleszcza, ujęłam go w dwa palce, przekręciłam lekko w lewo i odjęłam od skóry. Można było dokładnie oglądnąć, jak wygląda główka z ryjkiem, choć gwałtownie przebierał nogami. Ponieważ była to samica, musiałam wpuścić ją do zlewu, by nie zniosła jaj, z których wyrosłoby może i kilkaset kleszczy.

Wczasowicze byli zafascynowani stworzeniem, które pierwszy raz w życiu widzieli tak dokładnie. No, skończył się pracowity dzień.

Czwartek

Jest wezwanie do babci, osiedle Jony. Kaszle coraz silniej, wszystko ją boli. Bez problemu można tam dojechać samochodem, potem kawałek polną drogą i jest się na miejscu. Zabrałam wszystko, co mogło być potrzebne i pojechałam.

Dlaczego wzięłam witaminę A+D3, to już naprawdę nie wiem. Ale wzięłam, i dobrze. Dom zadbany, najpierw rozmawialiśmy w kuchni. Pod piecem stało pudło, z którego dochodziły ni to piski, ni to ćwierkania. Spytałam, co to takiego.

- A, kupiliśmy kurczęta w wylęgarni, dajemy mieszankę, a one coraz słabsze i po jednemu padają.

Zajrzałam do kurcząt. Wodę miały, mleko też, ale siedziały takie nastroszone, wyraźnie chore. – A co im, prócz mieszanki, dajecie?

- No nic, kazali w wylęgarni dawać samą mieszankę.

Obejrzałam dokładnie każde kurczę, stwierdziłam krzywicę i ogólny brak witamin, każdemu wlałam w dziób kroplę witaminy A+D, którą nie wiadomo po co zabrałam ze sobą. Poleciłam dawać gotowane, siekane jajka, z serem i pokrzywami, zostawiłam receptę na witaminy i wracam do samochodu.

W połowie drogi dobiegł mnie zadyszany głos gospodyni:

- Ady babka, doktorko. Ady do babki przyjechaliście!

Rzeczywiście. Przyjechałam do kaszlącej babki, a zamiast nią, zajęłam się kurczętami. Przez moment nawet pomyślałam, że z babką tylko kłopot, a kurczęta wyrosną na kury. Myśl tę zmazałam natychmiast ze wstydem i wróciłam do pacjentki.

Babka miała 78 lat i niegroźne zapalenie oskrzeli. Przepisałam bańki, syrop ze świerka, naturalnie domowej produkcji, bo ma działanie nie tylko przeciwkaszlowe i wyksztuśne, ale i zastępuje antybiotyk. Pod tym względem jest niezastąpiony, bo bez działań ubocznych. Obiecałam wrócić za dwa dni, żeby zobaczyć, jak się czują kurczęta, bo że babka będzie w doskonałym stanie, to wiedziałam na pewno. Nie takie choroby syropem ze świerka leczyłam.

Piątek

Wezwanie do pacjentki ze schizofrenią, niespokojnej, rzucającej po domu talerzami. Widocznie zabrakło jej leków, bo rodzina zajęta pracami w polu nie dopilnowała, żeby chora brała, co miała przepisane. Pacjentka przyjęła mnie z dużym nożem w ręce, zapowiadając, że gdy się zbliżę, to mi flaki wypruje. Na szczęście, oglądam wszystkie policyjne seriale, toteż zamiast wpaść w panikę i uciec, po niedługiej debacie z chorą odebrałam jej nóż, dałam zastrzyk Haloperidolu i wezwałam karetkę.

Tymczasem, nim przyjechało pogotowie, zajrzałam do babki z kurczętami, bo to na tym samym osiedlu. Babka już chodziła, ale zmiany w płucach jeszcze miała, więc posłałam ją do łóżka. Pisklęta, prócz najsłabszego, które zmarło, ćwierkały wesoło, na talerzyku miały rozdrobniony twaróg, jajko usiekane drobniutko i sałatkę z młodych pokrzyw. Nie ma to jak naturalne karmienie naszych babek, a nie – chemiczne przetwory dwudziestego pierwszego wieku, które prócz napisu na opakowaniu nic naturalnego nie zawierają.

W drodze powrotnej odwiedziłam jeszcze pacjenta, który w pierwszym dniu pracy w lesie doznał złamania kręgosłupa. Po przepisaniu mu dalszych leków, mogłam już spokojnie wracać do domu.

Sobota

Przyszedł do mnie, nieco buńczuczny, ale na swój sposób pokorny, w każdym razie – facet o silnej osobowości. Poprosił o wizytę u matki, 92-letniej kobiety, która jak żyje lekarza jeszcze nie widziała. Drogę znałam, trudna nawet dla konia, z niespodziewanymi moczydłami, gdzie można było zostać na wieki.

- Co pacjentce dolega?

- Nic, ino coraz słabsza.

No, gdy się ma te dziewięćdziesiąt lat z okładem, to słabo można się już poczuć. Niemniej – zapakowałam w juki wszystko, co mogłoby być potrzebne i ruszyliśmy w drogę.

Rzeczywiście, wąska dróżka prowadziła do osiedla Sroki, gdzie mieszkała pacjentka z synem, trzymając się daleko od mieszkańców Wilczyc. Mówiono o nich, że są dziwni, jednak ja tego nigdy nie spostrzegłam.

Już z daleka zobaczyłam chatę krytą słomą. Cóż, takich chat jest tu sporo, żadna jednak nie wzbudzała takiego zainteresowania. Bo mieszkający tam Walczak po prostu przepędzał natrętów.

Weszłam do czegoś, co przy dużej dozie wyobraźni można było uznać za sień. Z klepiskiem, oczywiście. Po lewej stronie – wejście do obory, gdzie właściciel trzymał owce i kozę, po prawej – do izby. Izba to był wąziutki niby-korytarzyk, też z klepiskiem, gdzie na łóżku leżała staruszka, ciężko oddychając, a obok pieca – zgodnie ulokowane prosię i dwa jagnięta. Na stoliku stała herbata i kilka buteleczek z jakimiś kroplami.

Zbadałam chorą. Nie znalazłam nic niepokojącego. Po prostu, nadszedł jej czas i żaden lekarz na świecie nie mógłby jej przedłużyć życia. Była zdrowa, jedynie czas jej życia się kończył.

Wytłumaczyłam to synowi i matce, poleciłam zawezwać księdza z Wiatykiem i na tym moja rola się kończyła. Czułam się przybita i oszukana. Wzywano mnie po to, bym ratowała zdrowie, ale wobec wyroków boskich byłam bezsilna.

Odjeżdżałam przytłoczona, bo lekarz chce walczyć z chorobą, a tu nie było z czym. Ze starością? Nikt z nas nie jest nieśmiertelny, a i pacjentka, i jej syn – widać było – pogodzili się z tym, co nieuchronne.

Następnego dnia wypisałam akt zgonu.




Najpopularniejsze artykuły

Fenomenalne organoidy

Organoidy to samoorganizujące się wielokomórkowe struktury trójwymiarowe, które w warunkach in vitro odzwierciedlają budowę organów lub guzów nowotworowych in vivo. Żywe modele części lub całości narządów ludzkich w 3D, w skali od mikrometrów do milimetrów, wyhodowane z tzw. indukowanych pluripotentnych komórek macierzystych (ang. induced Pluripotent Stem Cells, iPSC) to nowe narzędzia badawcze w biologii i medycynie. Stanowią jedynie dostępny, niekontrowersyjny etycznie model wczesnego rozwoju organów człowieka o dużym potencjale do zastosowania klinicznego. Powstają w wielu laboratoriach na świecie, również w IMDiK PAN, gdzie badane są organoidy mózgu i nowotworowe. O twórcach i potencjale naukowym organoidów mówi prof. dr hab. n. med. Leonora Bużańska, kierownik Zakładu Bioinżynierii Komórek Macierzystych i dyrektor w Instytucie Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej w Warszawie im. Mirosława Mossakowskiego Polskiej Akademii Nauk (IMDiK PAN).

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

2024 rok: od A do Z

Czym ochrona zdrowia będzie żyć do końca roku? Kto i co wywrze na system ochrony zdrowia największy – pozytywny i negatywny – wpływ? Do pełnej prognozy potrzeba byłoby zapewne stu, jeśli nie więcej, haseł. Przedstawiamy więc wersję, z konieczności – i dla dobra Czytelnika – skróconą.

Demencja i choroba Alzheimera – jak się przygotować do opieki?

Demencja i choroba Alzheimera to schorzenia, które dotykają coraz większą liczbę seniorów, a opieka nad osobą cierpiącą na te choroby wymaga nie tylko ogromnej empatii, ale także odpowiednich przygotowań i wiedzy. Choroby te powodują zmiany w funkcjonowaniu mózgu, co przekłada się na stopniową utratę pamięci, umiejętności komunikacji, a także zdolności do samodzielnego funkcjonowania. Dla rodziny i bliskich opiekunów staje się to wielkim wyzwaniem, gdyż codzienność wymaga przystosowania się do zmieniających się potrzeb osoby z demencją. Jak skutecznie przygotować się do opieki nad seniorem i jakie działania podjąć, by zapewnić mu maksymalne wsparcie oraz godność?

Wygrać z sepsą

W Polsce wciąż nie ma powszechnej świadomości, co to jest sepsa. Brakuje jednolitych standardów jej diagnostyki i leczenia. Wiele do życzenia pozostawia dostęp do badań mikrobiologicznych, umożliwiających szybkie rozpoznnanie sespy i wdrożenie celowanej terapii. – Polska potrzebuje pilnie krajowego programu walki z sepsą. Jednym z jej kluczowych elementów powinien być elektroniczny rejestr, bo bez tego nie wiemy nawet, ile tak naprawdę osób w naszym kraju choruje i umiera na sepsę – alarmują specjaliści.

Jak cyfrowe bliźniaki wywrócą medycynę do góry nogami

Podobnie jak model pogody, który powstaje za pomocą komputerów o ogromnej mocy obliczeniowej, można generować prognozy zdrowotne dotyczące tego, jak organizm za-reaguje na chorobę lub leczenie, niezależnie od tego, czy jest to lek, implant, czy operacja. Ilość danych potrzebnych do stworzenia modelu zależy od tego, czy modelujemy funkcjonowanie całego ciała, wybranego organu czy podsystemu molekularnego. Jednym słowem – na jakie pytanie szukamy odpowiedzi.

Budowanie marki pracodawcy w ochronie zdrowia

Z Anną Macnar – dyrektorem generalnym HRM Institute, ekspertką w obszarze employer brandingu, kształtowania i optymalizacji środowiska pracy, budowania strategii i komunikacji marki oraz zarządzania talentami HR – rozmawia Katarzyna Cichosz.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Kongres Zdrowia Seniorów 2024

Zdrowy, sprawny – jak najdłużej – senior, to kwestia interesu społecznego, narodowego – mówili eksperci podczas I Kongresu Zdrowia Seniorów, który odbył się 1 lutego w Warszawie.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.




bot