Poniedziałek
Tydzień zaczął się dość spokojnie; pacjentów niewielu. Wieczorem, już w domu, oglądam telewizję, aż tu niespodziewana wizyta – zjawia się kuzyn, studiujący w tym samym mieście. Trochę gadamy, wypiliśmy herbatę, żona dała jakieś ciastka... Oglądamy reportaż o lekarzu, który został oskarżony o przyjęcie, jak to się ładnie i delikatnie nazywa, "korzyści majątkowych", ale wykpił się od odpowiedzialności przedstawiając opinię biegłego psychiatry, że "podczas przyjmowania korzyści był niepoczytalny". No, nie!!! Przyjmując łapówki, był niepoczytalny, ale operując i pracując w szpitalu oraz w prywatnym gabinecie – był zdrów na umyśle...
Gadamy o tym z kuzynem, aż w końcu dowiaduję się, z czym przyszedł. Okazuje się, że ma prośbę – czy nie mógłbym wystawić "wstecznego zwolnienia dla koleżanki, bo jej teraz nie chcą dopuścić do sesji poprawkowej". Słucham jeszcze i o tym, że "mogłoby to być od połowy maja", aż w końcu tracę cierpliwość... Przed chwilą obaj narzekaliśmy na oszustów i typów niegodnych tytułu lekarza, a teraz ja mam być taki sam???
Dziękuję bardzo, niejedną w życiu miewa się sesję poprawkową, a szacunek dla samego siebie trudno odzyskać.
Wtorek
Młoda dziewczyna, w wieku 20 lat, zjawia się w przychodni po roku nieobecności. Przed dwoma laty była operowana w Klinice Neurochirurgii z powodu zwężającej światło kanału kręgowego przepukliny jądra miażdżystego dysku L4/L5. Przez kilka miesięcy po operacji była częstym gościem w naszej przychodni z powodu bólów grzbietu, ale jakoś po zabiegach i ćwiczeniach fizykoterapeutycznych wróciła do normy.
Teraz znów wygląda na obolałą – porusza się powoli, oszczędza kręgosłup. Pytam, co ją boli i okazuje się, że to już nie okolica lędźwiowa, lecz szyja i to od 9 miesięcy. "Zaraz, zaraz!" – jestem zaskoczony, – "To gdzie do tej pory była pani leczona?" "U neurologa" – odpowiada. – "Byłam już kilkanaście razy. Ale nie ma poprawy, a leki są wciąż tego samego rodzaju – rozluźniające i przeciwbólowe".
Badam więc ruchomość szyi – znacznie ograniczona, mięśnie karku – tkliwość przy palpacji. Proszę ją, żeby się rozebrała, bym mógł ocenić postawę. "A po co?!" – jest zdumiona moim pomysłem. – "Neurolog wcale mnie tak nie badał!".
Teraz ja się dziwię: "Boli panią szyja, miała pani operację kręgosłupa, a neurolog nie widział pani pleców?"
Dalej było już łatwiej – skrócenie prawej nogi o około 3 cm, asymetryczne ustawienie miednicy i wcięć talii, zwiększone napięcie mięśni przykręgosłupowych po prawej stronie, asymetria barków i łopatek, i ogólnie mówiąc – boczne skrzywienie kręgosłupa... Kieruję pacjentkę do poradni ortopedycznej, a przedtem na zdjęcia rtg kręgosłupa szyjnego (niech kolega ortopeda nie narzeka, że pacjentka nieprzygotowana) i zapraszam na kontrolę po wizycie specjalistycznej.
Środa
W miarę spokojny dzień, przyjąłem około 25 pacjentów, ale z przychodni wyszedłem pół godziny później niż zwykle. Kwadrans przed osiemnastą zjawili się bowiem rodzice z córeczką, której nie widziałem przez ponad rok od bilansu 4-latka.
Tym razem przyczyną wizyty była gorączka i wymioty. Zbadałem dziecko, stwierdziłem anginę i zaleciłem odpowiednie leczenie. To mi zabrało 10 minut, a potem "zaczęły się schody".
Otóż jeszcze przed bilansem 4-latka w trakcie wizyty domowej miałem wątpliwości co do rozwoju mowy u małej Ani. Wtedy nie usłyszałem od niej ani słowa, a matka mówiła coś na temat jej "ciężkiego mówienia". Poprosiłem o kontrolną wizytę w poradni psychologicznej, napisałem skierowanie i czekałem na informację dotyczącą oceny rozwoju dziecka. Rodzice zbagatelizowali moje zalecenie, to samo powtórzyło się w trakcie bilansu 4-latka i do tej pory dziewczynka nie była zbadana. Ma już pięć lat, a ja nigdy nie usłyszałem od niej ANI SŁOWA, rodzice zaś twierdzą, że "jest nieśmiała, ale w domu ładnie rozmawia"...
Jakoś nie potrafią zrozumieć, że w tym przypadku nie chodzi o zaspokojenie mojej ciekawości, lecz między innymi o wykluczenie zaburzeń rozwoju psychicznego i społecznego dziecka. Nie wiem, co dalej z tym robić – tyle razy już prosiłem, więc tym razem spróbowałem nastraszyć rodziców, że jeśli nie przebadają córki, to nie uzyskają w bilansie 6-latka wpisu dotyczącego zdolności do podjęcia nauki w szkole...
I wydałem kolejne skierowanie do poradni psychologicznej dla dzieci, zastanawiając się, czy tego rodzaju postępowanie rodziców spełnia kryteria zaniedbywania dziecka i czy nie powinienem zgłosić tego opiece społecznej.
Tak czy inaczej, trzeba będzie wysłać do nich do domu pielęgniarkę środowiskową; może ją wpuszczą i czegoś się dowiemy...
Czwartek
Pacjentka z bólem szyi i skrzywieniem kręgosłupa wróciła z poradni ortopedycznej. Na zdjęciu kręgosłupa szyjnego nie widać żadnych zmian chorobowych, lekarz zalecił zaś leki przeciwbólowe i kołnierz ortopedyczny. Co ciekawe, nie ocenił postawy i nie zmierzył długości nóg, a jedynie poprosił o wizytę kontrolną za dwa tygodnie. Zastanawiam się, dlaczego... Może nie miał czasu, może za dwa tygodnie się coś zmieni, a może postawę oceniać trzeba po próbie leczenia? Poczekamy, zobaczymy...
Piątek
Znowu dzień "zusowski" – ze trzy osoby otrzymały wezwanie na komisję orzekającą o stopniu niepełnosprawności. Nie przepadam za tego rodzaju biurokracją, pisanina jest okropnie nudna, trzeba przejrzeć dokumentację z ostatnich 15-20 lat, posegregować rozpoznania od choroby podstawowej do współistniejących, a i tak czasem pacjent nie ma szans na uzyskanie renty.
Dziś właśnie był taki przypadek – mężczyzna w wieku 56 lat, energiczny, dobrze wyglądający. Odwołał się do Sądu Pracy od orzeczenia komisji ZUS-u i za kilka dni jedzie na badanie przez biegłego, który ma ocenić, czy odmowa prawa do renty była uzasadniona. Oczekując na to przez ostatni rok, praktycznie nie zjawiał się w przychodni, a dziś wszedł i od razu poprosił o pełen zestaw badań dodatkowych: "zdjęcia kręgosłupa, badanie krwi, moczu i OB".
Zebrałem wywiad i zbadałem go dokładnie – w ramach próby poprosiłem, żeby czuł się jak na komisji. Zrobiliśmy mały teatr: on udawał ból pleców, gdy mu podnosiłem nogę, ale z zawiązaniem butów nie miał żadnych problemów; narzekał na duszność i ból serca przy wysiłku, ale kompletnie nie pamiętał, czy i jakie bierze leki nasercowe; twierdził, że kaszle cały czas, ale kompletnie nie wiedział, czym się różni kaszel wilgotny od suchego; mówił, że niedowidzi i nie może być ślusarzem, ale nie miał żadnych kłopotów z odczytaniem fragmentu opisu zdjęcia kręgosłupa...
Po tym wszystkim zmierzyłem mu ciśnienie i okazało się, że ma 220/120 mmHg – czyżby tak się przejął tym badaniem, że rzeczywiście poczuł się jak w obecności biegłego?
Zatrzymałem go jeszcze na godzinkę, dostał doraźne leczenie przeciwnadciśnieniowe, odpoczął trochę, a w tzw. międzyczasie porozmawiałem z nim, jak najprawdopodobniej ocenione zostaną jego dolegliwości przez lekarza-orzecznika...
Stanęło na tym, że wybierze się do poradni kardiologicznej, neurologicznej i okulistycznej, żeby zweryfikować, co się da, a ja na koniec spróbuję to podsumować na zaświadczeniu z naszej przychodni.
Na dzień dzisiejszy wykryłem jedynie nadciśnienie tętnicze, ale na to ZUS już od dobrych kilku lat nie daje renty nawet na trzy miesiące.