Państwo nasze, niestety, nie ceni wolności. Kolejne przejawy zmuszania ludzi do niewolnictwa zadziwiają swą bezmyślnością.
Bez rozgłosu przeszła 27 lipca 2002 r. nowelizacja ustawy o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne. Zmiany weszły w życie 1 stycznia tego roku, ale do 20 stycznia należało wybrać formę opodatkowania.
Ci, którzy pracując ufają, że rząd działa dla ich dobra i jeśli zmienia prawo, to po to, by coraz doskonalej nam służyło, musieli bardzo się zdziwić. Okazało się, że podatnicy, którzy wykonują wolny zawód i dla uproszczenia działalności korzystali z opłat ryczałtowych lub karty podatkowej – zostali bardzo ograniczeni.
Ustawodawca zmienił bowiem jedną rzecz: dodał do definicji wolnego zawodu sformułowanie, nakazujące wykonywanie działalności gospodarczej wyłącznie na rzecz osób fizycznych. Wcześniej lekarze, stomatolodzy, weterynarze, technicy dentystyczni, położne, pielęgniarki, tłumacze mogli podpisywać umowy chociażby ze spółką cywilną, a mimo to rozliczać się z fiskusem ryczałtowo.
Obecna zmiana została spowodowana zapewne chęcią ograniczenia tendencji wyzwalania się licznych grup zawodowych spod dobrodziejstw przymusowych umów o pracę. Zauważono proceder polegający na tym, że np. lekarze rodzinni chętnie podpisywali umowy cywilno-prawne z pielęgniarkami pracującymi na rzecz podopiecznych. Lekarze ci uwalniali się od uciążliwych kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, przestrzegania zasad bhp, prowadzenia biurokracji związanej ze sferą socjalną, rejestrowaniem urlopów itp. Pielęgniarki zyskiwały wolność – same organizowały sobie pracę. Rejestrując własną działalność gospodarczą, podnosiły prestiż swego zawodu, mogły być partnerem współpracującym z lekarzami. Rozliczane były nie za czas pracy, nadgodziny czy podpisanie listy obecności, ale uzyskiwały zapłatę za wykonane zadania. Niebagatelnym bodźcem wyzwalającym własną inicjatywę były argumenty finansowe. Kwota 300 zł, jaką zyskiwały, była naprawdę znaczącą sumą w niedoszacowanym, skromnym budżecie pielęgniarek.
Dziś bardzo trudno byłoby lekarzom zaproponować im zatrudnienie na podstawie umowy o pracę. Pozostaje więc pielęgniarkom przejście na rozliczanie dochodów w oparciu o prowadzoną książkę przychodów i rozchodów. Forma ta jest bardziej skomplikowana; pielęgniarka będzie musiała się nauczyć prowadzenia księgowości lub zlecić to na zewnątrz, co stanowi dodatkowy koszt. Trudno natomiast będzie jej uniknąć płacenia podatku dochodowego, ponieważ to lekarz zapewnia często materiały do pracy, kupuje strzykawki, igły itp. Zapewne pielęgniarki będą łamały głowę, jak znaleźć koszty, czyli jak uniknąć płacenia haraczu fiskusowi. Po co? Nie lepiej, gdyby energię poświęcały pielęgnując pacjentów?
Chęć założenia kagańca przedstawicielom "wolnych zawodów" nie osiągnie zamierzonego celu. Wszyscy zostaną na swoim. Natomiast niewątpliwie państwo po kryjomu wyciągnie z niezbyt obszernych kieszeni pielęgniarek dodatkowe pieniądze. Fiskalizm będzie górą. Niepubliczne zakłady opieki zdrowotnej działające w podstawowej opiece zdrowotnej otrzymają publiczne pieniądze, pochodzące ze składki na ubezpieczenie zdrowotne, część z nich lekarze zapłacą pielęgniarkom, a te – ostatecznie – oddadzą część do budżetu państwa.
Przy tym całym zamieszaniu traci się chyba najważniejszą wartość. Wyzwolona samodzielność zostanie przytemperowana, a jakość pracy, która rośnie wraz z godziwą zapłat,ą adekwatną do włożonej pracy – podupadnie, by ratować deficytowy budżet osobisty.